W tym roku padło na Słowację, tam spędziliśmy 9 dni majówki - małe wakacje. Szukaliśmy miejsca, które będzie dość blisko Polski, gdzie będzie można połączyć wspinanie z innymi aktywnościami, takimi jak chodzenie po górach czy zwiedzanie. Już na etapie planowania wpadliśmy w lekki popłoch, ponieważ w promieniu 50 km od Żyliny jest tyle atrakcji, że spokojnie można by tam spędzić miesiąc kompletnie się nie nudząc.
Dzień 1
Z Bielska-Białej z małymi perturbacjami, dotyczącymi zapomnienia części kuchennego wyposażenia, przez market lądujemy w Bytčy.
Bytča
Mieścinka nieco zapomniana i wyludniona. Zamek, który upatrzyliśmy sobie za cel okazuje się być zamknięty, ale i z zewnątrz prezentuje się malowniczo. W sąsiedztwie znajduje się jedyny na Słowacji dom weselny (z 1601 roku), knajpa i studnia, a w studni smok :-)
Zamek jak to zamek otoczony jest fosą, a po drugiej stronie ulicy, wyrasta zrujnowana synagoga (zbudowana z inicjatywy barona Poppera). Jej wnętrze zostało zniszczone podczas II wojny światowej i od tego czasu jest opuszczona. Obecnie trwa zbiórka pieniędzy na rekonstrukcję budynku i stworzenie w nim miejsca kulturalno-społecznego dla mieszkańców Bytčy, w którym odbywały by się koncerty czy wystawy (więcej na stronie Synagoga Bytča).
Z Popperami ma również związek kolejny zespół budynków - okazały, niedziałający od kilku lat browar (warzono w nim Poppera) - gratka dla miłośników urbexu, ale uwaga - po dokładnym obejściu jego terenu w jednej z bram dostrzegliśmy rottweilera i zrezygnowaliśmy z przekonywania się czy ten jegomość, o nieprzejednanym spojrzeniu, ma w zasięgu cały teren browaru.
Paština Závada
To następny punkt na naszej majówkowej mapie. Samochód zostawiamy przy urzędzie gminy, a sami objuczeni wspinaczkowym sprzętem, kocem biwakowym i innymi niezbędnymi akcesoriami, ruszamy pod skały. Pogoda jest genialna, zachwalanie jej, wbrew prognozom, będzie trwało do ostatniego dnia naszego urlopu.
Celem jest sektor A. Łatwo go odnajdujemy, trochę trudniej przychodzi nam połapanie się w topo, ale koniec końców dopasowujemy i to. Po posileniu się pysznym, czekoladowym blokiem przygotowanym przez Krzycha, ruszamy w skałę. Robimy drogi od 4 do 6+ w tym trzy o długości blisko 30 m (RainMan 5, Arakis 6-, Pomocny ucitel 6+), o skale dobrej jakości i z pięknym widokiem na okolicę na szczycie.
W międzyczasie Krzysztof z autentycznym rozżaleniem komunikuje mi "no nie mogę założyć tego buta" - jak okazuje się mojego buta, a ja rzężę na 6+ i trzymając się niczego, omijam kluczową klamę :-) W piknikowych nastrojach mija nam cały dzień. W drodze do auta Krzysiek macha pasącym się na łące owcom, a one, w odpowiedzi na ten gest i ku naszemu zaskoczeniu, puszczają się galopem w kierunku ogrodzenia przy którym stoimy, Krzych rzuca pasącym się na łące owcom, krótkie i pełne zwątpienia "one wyhamują?" ;-)
Wyhamowały a my powoli kierujemy się do Súľova, który zostanie nasza bazą przez najbliższe 3 noce. Zjadamy na kempie pierogi i gulaszową zupę (szału nie ma).
Dzień 2
Nie śpieszy nam się - to nasza dewiza. Śniadanie, zimny prysznic, wygrzewanie gnatów na słoneczku i możemy ruszać - dziś znów Paština Závada.
Pierwszy sektor - B1 - to drogi łatwe, część nowych nie opisanych w topo. Każde z nas coś rozkminia i decydujemy się ruszyć pod następny kamień.
Skała olbrzymia - coś na kształt Birowa. U nas byłoby na niej 7591 dróg, tam w zasadzie pusto albo zarośnięte i obowiązuje zakaz wspinania do 30 czerwca. Obchodzimy kamień dookoła - obicie tu jest już bardziej rześkie, ale nadal dobre, drogi wyglądają na ładne i długie, ale miejscami zamszone. Słychać kruki i pohukiwanie puszczyka. Klimat psują moto-crossowcy, rozjeżdżający okoliczne górki.
Kolejny dzień prawie za nami, z nadzieją idziemy do Koliby pod Skałami marząc o haluszkach, ale dostajemy tylko piwo - kuchnia nieczynna.
Dzień 3
Súľov
Wstępnie zwijamy obozowisko, korzystamy z zimnego-ciepłego prysznica za 2 euro i po wizycie w sulowskim spożywczaku z lodem na kiju maszerujemy pod kamień Zrkadlo. Skwar się leje z nieba, ale nie narzekamy.
Pod kamieniem kilka osób, ale nasza 3 wyciągowa droga wolna - Rapsodia v modrom (5+, 5, 6-). Bez sensu mulimy obmyślając strategię dojścia do pierwszej wpinki, które okazuje się być proste. Krzychu bierze pierwszy wyciąg, słońce zaszło za chmury - metry szybko zrobione, dochodzę do niego, słońce wychodzi i męczymy się razem :-) Moja partia wiedzie płyto-połogą formacją, "wyposażoną" w kamyki umieszczone w sulowskim zlepieńcu - skale o fakturze gruboziarnistego betonu z kamieniami właśnie. Psycha u mnie lekko "nie radzi" łapy się pocą, kamienie się ruszają. Docieram do celu na maksymalnym fokusie, gadając pieśni pokrzepiające pod nosem, ale bez zbędnych przygód. Krzychu przejmuje prowadzenie, sprawnie rozpykuje 6 górę naszej turniczki i ściąga mnie do siebie.
Ze szczytu mamy piękny widok na okolicę. Robimy kilka zdjęć i trzema zjazdami osiągamy podstawę skały.
Tym razem to już bankowo zasłużyliśmy na haluszki! Żwawo idziemy w stronę koliby, oglądając się jedynie na chwilę za i wokół siebie... i takiego wała, w dni powszednie nieczynne :-/
Manínska tiesňava
Po zakupach i lodach w Bytcy ruszamy w kierunku Wąwozu Manińskiego, gdzie mamy zamiar zrobić maleńka pętelkę osiągając Veľký Manín (891 m n.p.m.). Auto zostawiamy w Maninie i ruszamy na szlak. Ścieżka wiedzie lasem, przyjemnie wieje, szczyt jest zarośnięty, a zejście prowadzi upierdliwymi zakosami, ale i tak jest fajnie.
Widoki mamy na Poważską Bystrzycę i kręte nitki Wagu. Słońce powoli chyli się ku zachodowi, ptaszyska śpiewają, a nam pozostaje ostatni odcinek trasy wiodący ulicą.
Po drodze pytamy o miejsca na kempingu (nieczynne) i przeciskamy się przez najwęższy kanion Słowacji, mający w najchudszym miejscu ok. 4 metry.
Następnie z zadumą przyglądamy się jednej z manińskich skał, jak potem się okazuje dopasowujemy nie tę listę dróg i ku naszemu zaskoczeniu nawet 3 nie wygląda na "robliwą" :-) Taki o spacerek Manínską tiesňavą nam wyszedł - relive.cc :
Po dotarciu do auta usuwam spod kolana kleszcza i pozostaje nam szukanie noclegu, z którego wychodzi lipa i lądujemy z powrotem na kempie w Súľovie :-)
Dzień 4 i 5
Dziś nie będzie wspinania, nie będzie go nawet jutro :-) Na dwa najbliższe dni zaplanowaliśmy wycieczkę po Górach Strażowskich z noclegiem w okolicy Magury. Po pokonaniu malowniczych 50 km autem (to jest szok co ta wiosna robi: zielone pagóry, kwitnące bzy, lipy, kasztanowce, drzewa owocowe, mlecze), parkujemy w miejscowości Čičmany.
Čičmany
Wieś słynie z charakterystycznie ozdobionych białymi malunkami domów. Warto zajrzeć. Podziwiamy chałupy i choć tego nie było w planie, zatrzymujemy się na czesnaczkową i kapustową w jednej z restauracji.
Strážovské vrchy
Tak posileni ruszamy na szlak, który wg obliczeń ma nam zająć kilka dobrych godzin. Pogoda nadal piękna, smaży i daje nam trochę w kość. Dziękujemy za obfite lasy, którymi zmierzamy do celu. Wody wypijamy całe morze - chwała pozostałościom pasterskich chat na Sedlu Obšiar, gdzie możemy uzupełnić zasoby.
Wejście na Małą Magurę męczy mnie dość znacznie. Jest mozolne, a moja kondycja po zimie znajduje się gdzieś na poziome rowu Mariańskiego. Szczyt zdobyty, z rozmachu sięgamy tez po Magurę.
Po czym powoli kierujemy się w stronę naszej noclegowni, którą jest jedna z wielu chatek rozsianych na całym terytorium Słowacji. W środku nikogo nie ma - Państwo na włościach - to lubimy :-) Chałupka świetnie wyposażona - 2 łóżka piętrowe + materace na pięterku, koza, gary, nawet lusterko się znajdzie (z napisem "ty si najkrajšia" ;-)).
Na zewnątrz miejsce na ognisko - nie pozostaje nam nic innego jak nazbierać drewna i zasiąść w blasku ognia z kiełbasianym kijem w ręce. Jest piękna, cicha noc. Miedzy drzewami prześwituje okołopełniowy księżyc.
Po spożyciu polskich wiktuałów, dogaszam ognisko, Krzychu na bogato rozpala w kozie i mamy piekarnik w chałupie :-)
Noc przebiega bez problemów, budzimy się wypoczęci i po śniadaniu, i wpisaniu się do chatkowej księgi gości, ruszamy w drogę powrotną.
W pierwszym odcinku ścieżką trawersując masyw Magury, a następnie przez wieś Cavoj osiągamy mała polankę, na której spostrzegamy goniącą nas deszczową chmurę. Lekka lipa, obchodzimy 5 razy znajdującą się na polance stodołę - daszku ni w ząb. Ostatecznie skuszona widokiem bzów za pagórem odkrywam mikro wioskę Cobrial, gdzie chronimy się pod dachem jednej z chałup, dokładnie w momencie gdy pierwsze krople deszczu dotykają ziemi.
Postój zabrał nam około 30 minut, po których suchutcy ruszamy w dalszą trasę przez Gapel i asfaltową drogą rowerową przez Kohutovą Dolinę, dochodzimy do czerwonego szlaku pod Lazovým vrchem. Tam decydujemy się na ścieżkową alternatywę, osiągamy pagór, z którego już w oddali widzimy Čičmany.
Piękna to była wycieczka, nasze zakochanie w Słowacji pogłębia się :-) Mijamy stado owiec z pasterzem i psami. We wsi kupujemy złotego bażanta w wersji 0% cytryna light, w którego popadamy od tej chwili bez pamięci.
Zatrzymujemy się też w restauracji Katka na plackach ziemniaczanych z "zielonym" serem i na bryndzowych haluszkach w akompaniamencie lanej kofoli :-)
Przebieramy się w wersję miejską i jedziemy w stronę Bojnic zobaczyć zamek, przenocować i liznąć wspinania w pobliskim Hradoku. Dla zainteresowanych wizualizacja naszej strażowskiej wyrypki - relive.cc :
Dzień 6
Nocleg w Bojnicach udał nam się zacnie. Na miejsce trafiliśmy z pierwszego internetowego ogłoszenia i zostaliśmy z kluczami do domu z ogrodem w ręce - sami, prawie jak w górach tylko, że w cywilizacji i z ciepłą wodą :-) i majątku nie wydaliśmy. W planie mieliśmy Hradok. Poranne szykowanie idzie nam opornie, kawa w ogrodzie w połączeniu z czekoladowym zającem, nabytym w promce w tesco nie ułatwia sprawy :-) W końcu zbieramy się i przez maleńkie miejscowości oraz kawał polno-leśnej ścieżki, przywodzącej na myśl troszeczkę wjazd na Prijevor pod Maglicem (relacja), docieramy do parkingu a z niego pod skałę.
Hrádok
Rejon wspinaczkowy w paśmie górskim Vtačnik zbudowany jest z antezytu. Nie wiem co myślałam wcześniej, ale onieśmiela mnie skala tego trochę mrocznego muru.
Wystawa jest południowa, co nieco mąci nasze plany, gdyż smażalnia jest 100%. Miał być wielowyciąg (można tu machnąć nawet 4 wyciągi), ale wybieramy krótkie drogi na rozruch. Zupełnie inny kamień pod stopami niż w Sulovie generuje w mojej głowie pytanie "czy to stoi?" - stoi całkiem dobrze ;-) W repertuarze, droga, blok czekoladowy, radler 0%, woda, baton, droga ;-) Po rozgrzewce Krzysztof wciąga nosem piękną VII- Nech sa páči i zamyka VI+ Lentak, która kiedyś nie poszła.
Wieczór spędzamy na balkonie, obgryzając arachidowe chrumki, wcinając pajdy chleba z bryndzą i pomidorami oraz planując jutrzejsze atrakcje - między innymi mamy plan wbić na Zamek w Bojnicach, gdzie w tym terminie odbywa się Międzynarodowy Festiwal Duchów i Straszydeł :-)
Dzień 7
Zamek w Bojnicach
Po dokonaniu porannych rytuałów stawiamy się o 10:30 w zamku. Przez kilkanaście komnat przekazują nas sobie z rąk do rąk nas aktorzy, odgrywający sceny związane z historią zamku (dobrze by było znać słowacki dla wczucia się w pełni w klimat). Widać tutaj pasję, zaangażowanie i dbałość o szczegóły (oświetlenie, muzyka, makijaże, stroje) - całość bardziej przywodzi na myśl sztukę teatralną niż sztywno odgrywane scenki. Gdzieniegdzie po korytarzach snują się zjawy i innej maści zmory :-) Jeśli ktoś w terminie festiwalu będzie w okolicy to zachęcamy do odwiedzenia zamku.
Budowla sama w sobie też imponuje, jej początek sięga 1113 roku. Przez wieki była rozbudowywana, by osiągnąć dzisiejszy kształt. Zamek "występował" w kilku produkcjach filmowych. Obiekt otacza park, znajduje się w nim wiele starych drzew m.in. 700 letnia lipa króla Macieja - prawdopodobnie najstarsze drzewo Słowacji, część parku przeznaczono na ogród zoologiczny.
Zamek Kunerad
Po zjedzeniu kiełby z grilla zawijamy się do samochodu i jedziemy w stronę zrujnowanego Zamku Kunerad. Obiekt został zbudowany w drugiej dekadzie XX wieku, a w 2010 zniszczył go pożar i od tego czasu pozostaje w ruinie. Wnętrza są splądrowane, po świetności obiektu nie pozostało nic prócz ciekawej bryły.
Po krótkich odwiedzinach lądujemy na kempingu w Porubce, gdzie anektujemy ławkę ze stołem i rozbijamy się w pobliżu osamotnionego drzewa i miejsca na ognisko.
Porúbka
Po szybkiej szamie idziemy na rekonesans. Po drodze mijamy małe kózki i owieczki :-)
Słoneczne skały, bo w nich zawitaliśmy, do wspinania oferują w większości dobrej jakości wapień. Przeważają dziurawe płyty, zdarzają zacięcia czy rysy. Drogi raczej dobrze obite, bywa, że stare klasyki posiadają równie stare i mocno lotne ubezpieczenie. Naszym "łupem" padają Porubské steny. Wymaglowani przejazdem i wysokimi temperaturami decydujemy się przejść tylko 2-3 proste drogi (SNP 6-, Adhézia 5, Spiace pľacky 4 - szczególnie zabawowa jest adhezja ;-)). W drodze powrotnej zbieramy chrust i zasiadamy przy ognisku ze słowacką kiełbasą, którą konsumujemy pod osłoną nocy (całe szczęście :-D )
Dzień 8
Wita nas kolejny słoneczny dzień. Już tradycyjnie przeciągamy leniwy poranek zanim zorganizujemy wyjście w skały. Dziś pora na sektory po lewej stronie od kempingu (Hradok i Oaza), do których trzeba dojść po nieco stromych zboczach (stromych szczególnie w sandałach :-D ). Pod skałą spotykamy Słowaka, który się wspina sam przy użyciu węzłów samozaciskowych. Po chwili dołącza kolejnych dwóch, z którymi wymieniamy się drogami na Hradoku. Potem przegryzamy ostatnie kawałki bloku, leniwimy się i przenosimy się na Oazę, gdzie przechodzimy drogę Život na malých skalách 6 - ładna długa droga, a Krzychu Cesta Do CA 6 i Whats App za 7.
Wracamy na kemping, zbierając patyki na ostatnie ognisko.
Dzień 9 - dzień wyjazdu
Koniec naszego tripu. Robimy ostatnie śniadanie, popijamy kawę wśród zieleni i szumu rzeczki. Po drodze do Bielska mamy w planie podejście do ruin Zamku Lietava.
Zamek w Lietavie
Samochód zostawiamy w miejscowości o tej samej nazwie i niebieskim szlakiem maszerujemy do celu, znajdującego się ponad 600 m n.p.m. Spacer odpowiedni jest na rower i spacer z dzieckiem. Zamek Lietava był jednym z najrozleglejszych zamków Słowacji. Budowano i rozbudowywano go od XIII do XVII w. Obecnie objęty jest pracami konserwatorskimi, jednak jego stan pozostawia wiele do życzenia. Na jego terenie odbywają się różne imprezy cykliczne oraz funkcjonuje coś na kształt baru. Z pustych okien rozlega się przyjemny widok na panoramę okolicy.
Więcej zdjęć znajdziecie w galerii: Majove Slovensko. Jeśli podobała się Wam ta relacja, dajcie nam o tym znać, komentując lub udostępniając ją na FB - dzięki temu będzie miała szansę dotrzeć do większej liczby osób. Jeżeli chcecie być na bieżąco z tym co się u nas dzieje, koniecznie zapiszcie się do naszego newslettera. Po więcej informacji, zdjęć, inspiracji czy ciekawostek z naszych tripów wspinaczkowo-podróżniczych zapraszamy też na nasze profile na Facebooku i Instagramie - do zobaczenia!
Mapka odwiedzonych miejsc
Informacje praktyczne
Przewodniki wspinaczkowe / skałoplany / topo / zasady
- Slovenské skaly I // Daniel Pauer
- Slovenské skaly II // Daniel Pauer
- Paština Závada // hkdirect.sk
- Hradok // 27crags.com
- Porúbka // 27crags.com
- Czasowe ograniczenia wspinania w Súľovie // hkdirect.sk
Mapy
- # 157 – Súľovské vrchy // VKU Harmanec
- # 1083 – Previdza, Ziar // Shocart
Zakwaterowanie / wyżywienie
- Autocamp Stefanik // Súľov-Hradná
- Chata SÚĽOV // Súľov-Hradná
- Penzión Katka // Čičmany
- Ubytovanie na Teplej vode // Bojnice
- Camping Slnečné skaly // Rajecké Teplice - Poluvsie
Inne info / ceny wstępu, godziny otwarcia..