Bałkański Kalejdoskop – Bośnia i Hercegowina

Przed Wami relacja z naszej wizyty w Bośni i Hercegowinie, krainie pełnej piękna, ciepła i... blizn historii. Piąta, "last but not least", czę­ść naszego Bał­kań­skie­go Kalej­do­sko­pu. Od powrotu do publikacji wpisu minęły blisko dwa lata. Nie łatwo było mi pisać, mając przed oczyma wciąż żywe obrazy i odczucia wojny na Bałkanach w latach 90-tych. Zawiłe, niewyjaśnione ludzkie historie i trudne, często przytłaczające tematy od których, zarówno w trakcie podróży jak i pisania, odciąć się po prostu nie dało. Jednakowoż, gdy myślę "Bałkany", to widzę właśnie Bośnię. Bośnię która nas zachwyciła.

Gdyby dzisiaj przyszło mi wskazać jedno miejsce w BiH, które najmocniej zapadło mi w pamięci, miałbym problem wybrać. Bo jak zestawić i porównać ze sobą fascynujący Mostar, magiczny Maglić, czy niesamowite  Sarajewo. Zamiast wybierać czy też porównywać lepiej przenieśmy się do "Kra­ju w kształ­cie ser­ca", najbardziej egzotycznej i pełnej orientalnego uroku części Europy. 

Ponieważ wpis jest dosyć długi i ma dużo zdjęć, na wstępie sugeruję byście podzielili sobie lekturę na części. Polecam przeczytać w pierwszej kolejności część z małymi miasteczkami i Mostar (spis treści 1-5), następnie jako drugi Maglić (6-7) i na koniec Sarajewo (8). 

W trakcie podróży granicę Bośni przecinaliśmy dwukrotnie. Nasza przygoda z nią zaczęła się w Čapljinie, tuż za granicą chorwacko-bośniacką (nie zapomnijcie o zielonej karcie wybierając się samochodem do Bośni). Właśnie w tej małej, niespecjalnie ciekawej mieścinie, zatrzymujemy się na szybkie, przydrożne śniadanie, po wcześniejszej nocy spędzonej na parkingu w chorwackim Vrgorac (tuż przed granicą z Bośnią). Nocy, którą poprzedziła jazda po upiornych zakamarkach, na których jakoś tak straszno było nam zatrzymać się gdziekolwiek by przekimać. Z Čapljiny do Počitelj, naszego pierwszego celu, mamy już zaledwie rzut beretem.

POČITELJ

Wspaniałe, kamienne miasteczko, malowniczo położone na górskim zboczu lewego brzegu rzeki Neretwy przyciąga nasz wzrok z daleka. Już w trakcie jazdy szosą możemy podziwiać, górujące nad miastem, pozostałości tureckiej twierdzy, wzniesionej na gruzach starożytnego zamku. Fortyfikacje te są jednym z najlepiej zachowanych osmańskich zespołów urbanistycznych w Bośni i Hercegowinie.

Historia spokojnego - jak wydawałoby się - Počitelj jest bardzo burzliwa i sięga czasów rzymskich. Wczesne średniowiecze to dla osady lata panowania piratów, którzy w murach twierdzy szukali schronienia i wypoczynku po morskich rozbojach. Największy rozwój nastąpił wraz z zajęciem miasteczka przez bośniackiego króla Tvrtko w XIV wieku. Pod koniec XV wieku miasto zdobyli Turcy i to okres ich panowania nadał miastu orientalny charakter, który do dziś możemy podziwiać. Lata współczesne okazały się nie mniej napięte. W czasie wojny w Bośni i Hercegowinie miasteczko było oblegane i bombardowane zarówno przez siły serbskie jak i chorwackie. Znaczna część ludności muzułmańskiej została wymordowana lub wysiedlona. Większość zabytków zniszczono lub uszkodzono, Najbardziej ucierpiał meczet Hadži-Alija – najpierw uszkodzony przez serbski ostrzał artyleryjski, następnie wysadzony przez wojsko chorwackie. Aktualnie sytuacja powoli wraca do stanu sprzed wybuchu wojny, wrócili dawni mieszkańcy, a rekonstrukcje części historycznych budowli zakończono w 2002 r.

Zatrzymujemy się na dużym (bezpłatnym) parkingu przy głównej szosie, obok przystanku autobusowego i przydrożnych restauracji. Przekraczamy bramę w murze obronnym i ruszamy na zwiedzanie miasteczka. Jest poranek i jesteśmy niemal sami! To lubimy najbardziej :-) Mijamy jedynie kilku miejscowych sprzedawców, leniwie rozkładających swoje skromne stragany z pamiątkami i świeżymi owocami. Główna uliczka prowadzi nas w górę do jednego z najcenniejszych zabytków - Meczetu Šišman Ibrahim-pašine (inaczej Hadži-Alijina) z XVIw. Muzułmańska świątynia została zrekonstruowana niemal od zera po całkowitych zniszczeniach w 1993 r. Przed budynkiem uiszczamy opłatę (3KM) za wstęp. Możemy również w razie potrzeby wyposażyć się w chustę. Należy pamiętać bowiem o odpowiednim zachowaniu odwiedzając budynki sakralne islamu - ściąganiu obuwia przed wejściem do meczetu oraz zakryciu włosów, ramion i nóg przez kobiety. To ostatnie dotyczy także mężczyzn, podobnie jak zdjęcie nakrycia głowy. W głównej części meczetu, tzw. sali modlitw, nakrytej dużą kopułą, znajdziemy kamienny mihrab oraz subtelnie zdobione minbar wraz mahfilem dla Muezzina.

Z dziedzińca można podziwiać ładną panoramę miasta, idziemy jednak dalej. Kamiennymi schodkami uliczek wśród opuszczonych ogrodów i ruin domostw pniemy się ostro w górę. Ścieżka doprowadza nas prosto pod mury, górującej nad miasteczkiem, XV-wiecznej twierdzy, pochodzącej z czasów panowania tureckiego. Wejście do twierdzy prowadzi wąskimi, stromymi i niezabezpieczonymi schodkami więc trzeba uważać.

W nagrodę czeka na nas piękny widok z murów twierdzy na dolinę rzeki Naretwy i orientalno-śródzmiemnomorską zabudowę miasteczka. Możemy uwalić się w jednym z okien i przyjrzeć okolicy. Co my tutaj widzimy? Wspomniany już meczet z nietypowym dla tego regionu wysokim minaretem. Nieco poniżej niego konak (dom w stylu osmańskim), znany jako "mekka artystów" - dawna rezydencja tureckiego dowódcy Gavrana Kapetanovića. Tuż obok mieści się najważniejszy zabytek Počitelj - medresa, czyli tradycyjna, muzułmańska szkoła z XVII wieku. Dach budynku z pięcioma niewielkimi klasami i świetlicą jest zwieńczony charakterystycznymi małymi, ołowianami kopułkami. Nieco dalej, na prawo od meczetu, w głębi zabudowań zwraca na siebie uwagę smukła sylwetka wieży zegarowej sahat kula, wzniesiona prawdopodobnie w XVII w. Niestety po zegarze zachowały się jedynie otwory. Powyżej meczetu i wieży zegarowej widzimy również górujący nad miasteczkiem bastion Pašina Tabija.

To nie koniec ciekawych rzeczy w Poči­telj. Idąc wzdłuż okalających miasto murów dochodzimy do widzianego przez nas wcześniej z twierdzy, potężnego bastionu Pašina Tabija, który jest w trakcie odrestaurowywania, ale jest dostępny dla odwiedzających. Znajdziemy tu taras widokowy, do którego wiodą nowiutkie schodki. Widok jest być może nieco gorszy na centrum miasteczka wraz z najciekawszymi budynkami niż z twierdzy, ale rozleglejszy i obejmuje również górną część miasta.

Na tym w zasadzie kończymy zwiedzanie miasteczka i nieśpiesznym krokiem wracamy do samochodu, mijając nieliczne stragany z pamiątkami i pojedynczych zwiedzających. Senne, kamienne uliczki prowadzą nas wśród malowniczych domostw z małymi, zielonymi ogródkami. Tradycyjna architektura jest mieszanką orientalnych i śródziemnomorskich elementów. Na drzewach dojrzewają owoce granatów i pomarańczy, wokół rosną agawy, figi, czarny bez. Poči­telj urzeka nas swoim pięknem. To doskonałe miejsce, gdy szukamy ciszy i spokoju.

Počitelj aktualnie znajduje się na wstępnej liście światowego dziedzictwa UNESCO. Dołączenie do głównej listy jest całkowicie uzasadnione. To miejsce niemal nie zmieniło się od czasów osmańskich, tchnie niesamowitą atmosferą minionych czasów i niewątpliwie warto je zobaczyć. My tymczasem zostawiamy Počitelj za sobą i ruszamy dalej.

MOSTAR

Nie mogliście nie słyszeć o Mostarze. Historyczna stolica Hercegowiny była dla nas obowiązkowym punktem wizyty na Bałkanach. Niesamowite miasto z jednej strony pełne orientalnego blasku, a z drugiej wciąż straszące bliznami niedawnej, wojennej zawieruchy.  Mieszanka ludów na styku kultur i religii. Skąd to zróżnicowanie? By odpowiedzieć na to pytanie nie można pominąć krótkiej lekcji historii.

Stary Most w Mostarze

Nazwa miasta pochodzi najprawdopodobniej od słowa „mostari”, jak zwano strażników mostu. Pierwsze ślady osadnictwa tej części doliny Neretwy pochodzą z epoki neolitu. Później tereny te zasiedlone były m.in. przez plemiona iliryjskie, a w czasach rzymskich była to część Dalmacji. Władają tu również Słowianie a także Księstwo Humu (Hercegowiny). Mijają stulecia, w XV w. wokół drewnianego mostu, którego końców strzegą dwie baszty, rozwija się osada. W 1468 r.  region dostaje się w ręce Turków, którzy na terenie starego Mostaru zakładają twierdzę i dotychczasowy drewniany most zastępują kamiennym - ówcześnie arcydziełem architektury i do dziś największym skarbem miasta. Pod rządami tureckimi (lata 1468-1878) po raz pierwszy pojawia się nazwa Mostar, a region rozkwita.  XVIII w. przynosi kres panowania osmańskiego. W 1875 roku regionem wstrząsa krwawe antytureckie powstanie, którego rezultatem miasto przechodzi pod panowanie Austro-Węgier. To początek Mostaru, w którym obok siebie żyją Chorwaci, Serbowie i bośniaccy muzułmanie. Po I wojnie światowej miasto wchodzi w skład Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców - późniejszej Jugosławii.

Do końca lat 80. XX wieku wydaje się, że to wielokulturowe społeczeństwo żyje ze sobą w zgodzie. Bańka iluzji pęka w maju 1992 roku. Wybuchają bratobójcze walki - największy konflikt w Europie od zakończenia II wojny światowej. Najpierw Chorwaci wespół z Bośniakami walczą z Serbami, następnie po wyparciu Serbów, Bośniacy i Chorwaci walczą między sobą. Dochodzi do masowych egzekucji, gwałtów i czystek etnicznych ludności muzułmańskiej.  9 listopada 1993 roku, ostrzałem chorwackich czołgów, zniszczony zostaje Stary Most, a także inne najważniejsze zabytki, wśród nich meczety, cerkwie i katedry. Zawieszenie broni z 1994 roku skutkuje podziałem miasta na 2 części: chorwacko-katolicki Mostar Zachodni i bośniacko-muzułmański Mostar Wschodni, który utrzymuje się do dziś. Dopiero w 2004 roku, udaje się odbudować Nowy Stary Most, który rok później wraz z starówką  trafia na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. 

By poczuć i poznać miasto trochę lepiej chcemy  spędzić w Mostarze 2 dni. To umożliwi nam zwiedzenie miasta, włócząc się po jego uliczkach, w zasadzie na dwa razy. Pierwszy raz, począwszy od popołudnia po późny wieczór. Drugi rekonesans urządzamy sobie kolejnego dnia rano, w bardziej sprzyjających warunkach, przy braku turystów, gdy miasto dopiero budzi się ze snu.

Po dotarciu parkujemy przy głównej drodze, nieopodal dużego cmentarza pnącego się ku górnej części miasta. Na przeważającej części białych nagrobków możemy dostrzec daty 1992 – 1994, sugerujące ofiary tutejszych walk ostatniej, bratobójczej wojny. Takich cmentarzy w samym Mostarze możemy znaleźć kilka. Wymieniamy € na KM (walutą w BiH jest marka zamienna/konwertybilna) i rozglądamy się za jakimś pokojem. Za drugim podejściem, trafiamy na całkiem sympatyczną i atrakcyjną cenowo Villę Osa.

Po odświeżeniu się i podładowaniu baterii ruszamy na spacer w kierunku Starego Miasta (Carsiji), znajdującego się w całości po bośniackiej stronie miasta. Najwspanialszym zabytkiem starówki i symbolem Mostaru, jest oczywiście Stary Most (Stari Most), uznawany za jeden z architektonicznych cudów osmańskiej części Bałkanów. Oślepiająco biały, kamienny łuk, zawieszony nad Neretwą, wznosi się na wysokości 28,70 metrów nad nurtem rzeki, jest długi na 29 m i szeroki na 4 m, powstał z ponad 450 ogromnych kamiennych bloków. Łączy zachodnią i wschodnia część miasta, a po obu jego stronach usytuowana jest odrestaurowana starówka.  Krocząc Starym Mostem trudno dziwić się, jego ogromnej popularności wśród turystów. Okolica jest piękna.

Charakterystyczną atrakcją mostu są skoki do wody. To właśnie tutaj odbywa się jeden ze najbardziej spektakularnych etapów Red Bull Cliff Diving World Series (w 2019 roku zawody odbędą się 24 sierpnia). Tradycja skoków z mostu sięga XVI w. kiedy to konkurs był lokalnym odpowiednikiem matury. Każdy chłopiec musiał co najmniej raz skoczyć do rzeki, aby udowodnić, że jest już prawdziwym mężczyzną. I choć wiele osób zauważa, że dawniej wyczyny chłopców były symbolem odwagi, a obecnie jest to jedynie dochodowa działalność miejscowych członków klubu Stari Most Diving, którzy obiecując skok, zawsze czekają aż zbierze się tłumek gapiów i kapelusz pełen pieniędzy. Bez względu jednak na to, wydarzenie budzi zawsze spore zainteresowanie, a skoki wyglądają imponująco. Możecie rzucić okiem jak to wygląda.

Z obydwu stron mostu wznoszą się XV-wieczne wieże strażnicze: "Halebija" na zachodnim i "Tara" na wschodnim brzegu. Ta druga pełni dziś funkcję małego Muzeum Starego Mostu, natomiast w baszcie "Halebija" znajduje się klub skoczków do Neretwy - "Klub skakaća u vodu Mostari" a także War Photo Exibition mała, bardzo ciekawa wystawa zdjęć z czasów wojny w Bośni i Hercegowinie (6KM), do której zaglądamy. Galeria przedstawia ok. 50 zdjęć i pozwala spojrzeć na Mostar z perspektywy minionych niezwykle trudnych czasów. 

Wkraczamy na najsłynniejszą i jedną z najstarszych ulic Mostaru - Kujundżiluk. Stara, tętniąca życiem, turecka uliczka handlową prezentuje się równie malowniczo widziana z bliska, jak i z poziomu Starego Mostu. Jej nazwa pochodzi od mających tu swoje warsztaty złotników oraz kowali (kujundżije). Jej wąskie i kręte alejki z kocimi łbami, zabudowane przez niewielkie kamienice, kawiarnie, pracownie rzemieślnicze z ceramiką, odzieżą, dywanami oraz stragany z pamiątkami i starociami roztaczają wokół siebie niesamowity klimat.

Kolejne kroki kierujemy do meczetu Koski Mehmeda-Paszy (Koski Mehmed-pašina džamija) - doskonale widocznego ze Starego Mostu. Wzniesiony w 1617 r. został poważnie uszkodzony w trakcie ostatniej wojny domowej. Jest to jedyny z meczetów w mieście, w którym zachowały się malowane mihrab i minrab - oryginalne elementy wystroju i dekoracje z czasów tureckich. Magnesem przyciągającym zwiedzających jest jednak  wspaniały, pocztówkowy widok roztaczający się z minaretu na Stary Most i rzekę Neretwe (zwiedzanie meczetu wraz z minaretem 12KM). By spojrzeć na miasto z galeryjki wysokiego na 29 m minaretu, musimy pokonać około 90 wąskich spiralnych schodów, ale panorama Mostaru jest tego warta. To zdecydowanie „The best view on Stari Most”.

Meczet Koski Mehmed-pašina džamija

Odwiedzamy również, znajdujący się w pewnym oddaleniu od najstarszej części miasta, meczet Karađoz-bega (Karađozbegova džamija). To największa, z uwagi na ogromną kopułę i minaret wysoki na 34 m, muzułmańska świątynia Mostaru, uznawana zarazem za najpiękniejszą budowlę osmańską w Hercegowinie. Wybudowany w 1557 r. meczet jest jednym z niewielu na całych Bałkanach, w którym zachowały się fragmenty oryginalnych malowideł z XVII wieku (zwiedzanie 5KM bez minaretu).   

Meczet Karađozbegova džamija

W sąsiedztwie meczetu zachowały się dwa muzułmańskie cmentarze. Bardzo stary, bezpośrednio przy świątyni i drugi trochę młodszy, po drugiej stronie ulicy. Na tym drugim znajduje się niezwykły grobowiec - mauzoleum z czerwonej cegły, wzorowany na tureckich türbe, miejsce pochówku Osmana Djikica, poety pochodzącego z Mostaru.

Grób Osmana Djikica,

Meczet Karađozbegova džamija

Innym bardzo ciekawym zabytkiem jest Krzywy Most (Kriva cuprija) przerzucony przez dopływ Neretwy, rzekę Radoblje. To najstarszy obiekt w Mostarze, wybudowany w 1558r. Wygląda trochę jak miniaturowy, starszy brat Starego Mostu. Jest jednak nieporównywalnie rzadziej odwiedzany przez turystów i jest tu o niebo spokojniej.

Krzywy Most w Mostarze

Nie miejcie jednak złudzeń, Mostar to nie tylko piękna starówka Čaršija i pocztówkowy Stari Most. Wystarczy wychylić nos poza barwne i zadbane stare miasto by dostrzec niezagojone rany i ślady po bratobójczej wojnie. Spotkać ludzi, którzy wciąż noszą w sobie bolesne wspomnienie tamtych dni. Białe cmentarze, które zajęły miejsca skwerów i parków z powtarzającymi się na wszystkich nagrobkach datami 1992, 1993, 1994. I tylko wiek ofiar jest różny. Zniszczone od wybuchów budynki, ruiny bez dachów, wypalone okna i drzwi poprzerastane drzewami, pokiereszowane od pocisków i kul ściany. Kawałek ludzkiego życia. Świadectwa wojny i etnicznych czystek, nienawiści i przemocy. Uderzające wrażenie robi zwłaszcza spacer jedną z głównych ulic Bulevar czy Hrvatskih Branitelja wzdłuż których biegła linia frontu. Trudno uwierzyć w to, co działo się w tym pięknym kraju zaledwie dwadzieścia lat temu. Nie da się przejść obok obojętnie, ten widok pozostaje w głowie na bardzo długo.  Można by pomyśleć, że ledwo stojące pośród budynków ruiny, czy dziury po kulach w co drugiej kamienicy, szpecą miasto. Nic bardziej mylnego. To właśnie one nadają Mostarowi charakteru, są świadectwem straszliwej historii i integralną częścią miasta.

Ruiny Hotel Neretva - pomnik wojenny

Wieczorem przysiadamy w jednej z mostarskich restauracyjek by spróbować specjałów kuchni bałkańskiej na świeżym powietrzu. I tu chcielibyśmy Wam z całego serca polecić restauracje Ćevabdžinica Tima-Irma, gdzie zamówiliśmy sobie wielki talerz dań z grilla dla dwojga z różnymi rodzajami warzyw i mięs (mistrzowskie ćevapi czy pljeskavica) oraz Mostarsko Pivo. Restaurację Tima-Irma i jej właścicielkę, niezwykle ciepłą i miłą kobietę, wspominamy bardzo często. Ceny przystępne, porcja ogromna a jedzenie było jednym z najlepszych jakimi mieliśmy przyjemność zajadać się nie tylko na Bałkanach. Na pożegnanie dostaliśmy od Irmy pocztówkę i Mostarsko Pivo ❤️ Jeśli będziecie w Mostarze zajrzyjcie koniecznie - nie zawiedziecie się!

Restauracja

Finałowym akcentem tego dnia był wieczór na cyplu-plaży nad brzegiem Neretvy z piwkiem i widokiem na Stary Most. To tu właśnie nocą, w okolicy mostu zbiera się młodzież. Tu pije się wino i piwo. Słychać śmiech i to tutaj prowadzi się rozmowy w głębokim poczuciu bezpieczeństwa, od którego bije starówka Mostaru. Można godzinami wpatrywać się w delikatnie podświetlony ostry łuk i cieszyć się jego pięknem.

Kujundżiluk w Mostarze nocąZabytkowy Stary Most w Mostarze nocą

Następnego dnia rano, przed wyjazdem i przed napływem kolejnej fali turystów postanowiliśmy udać się raz jeszcze na spacer po niesamowitej Čaršiji. Pochodziliśmy po starówce i porobiliśmy jeszcze trochę zdjęć. Zakupujemy również pamiątkowe własnoręcznie kute, miedziane bransoletki w jednym z warsztatów rzemieślniczych u pana w białym kitlu. Czas jakby się tu zatrzymał, można odnieść wrażenie że miasto szepcze ludzkim głosem – chcemy żyć dalej, ale pamiętamy i nie zapomnimy, zgodnie z mostarskim przykazaniem z kamiennych tablic "DON’T FORGET"

Mostar i zabytkowy Stary Most

Starówka i Stary Most w Mostarze

Don’t forget - Mostar

Don’t forget - Mostar

Mostar jest miastem pamięci i piękna, pełnym bałkańskiej duszy. Na zawsze pozostanie w naszej pamięci jako miejsce niepowtarzalne i absolutnie jedyne w swoim rodzaju. Na zakończenie zapraszam do wysłuchania fragmentu śpiewnego wezwania Muezina wiernych na modlitwę, które płynie z minaretów meczetów i medres 5 razy dziennie i które w trakcie spaceru mostarskimi brukowanymi uliczkami, za każdym razem przenosi nas w inny świat. Niesamowite wrażenie.  

BLAGAJ

Niespełna 15km na południowy wschód od Mostaru znajduje się Blagaj. Niewielkie miasteczko słynące z wyjątkowych źródeł rzeki Buny oraz przede wszystkim z sufijskiej tekke lub Blagaj Tekija czyli Klasztoru Derwiszy (przedstawicieli Sufizmu, mistycznego nurtu Islamu). Wybudowany w XV wieku klasztor w Blagaj, uznawany jest za jeden z najpiękniejszych i najciekawszych obiektów w całej Bośni i Hercegowinie i przyciąga co roku dziesiątki tysięcy turystów z całego świata. Odkąd mignęły nam jakieś zdjęcia tego malowniczo położonego budynku, jasnym się stało, że będzie kolejnym punktem na mapie naszej podróży. Zanim jednak o samym klasztorze warto wspomnieć o tutejszych źródłach rzeki Buny obok której stoi, bo to tutaj znajduje się, największe w Europie wywierzysko krasowe. Rzeka wypływa tutaj wprost spod ziemi - najpierw płynie pod jej powierzchnią na długości 19 km, by ujrzeć światło dzienne właśnie w Blagaju. Źródło rzeki u stóp klasztoru jest jednym z najsilniejszych źródeł w Europie (ok 40 tys. litrów na sekundę), aczkolwiek w momencie naszej wizyty sporo do takiego nasilenia brakowało. 

Okolica jest bardzo fotogeniczna, a klasztor najładniej prezentuje się z przeciwnego brzegu rzeki Buny, skąd doskonale widoczna jest jego bryła wciśnięta pod wapienną, pionową skałę tuż przy jaskini, z której wypływa rzeka. Nad wodę wystają dwa wykusze górnego piętra, a śnieżnobiały tynk mocno kontrastuje z ciemnymi detalami z drewna. Na drugi brzeg można się dostać wąskim mostkiem i ścieżką w lewo, z tyłu restauracji zajmujących południowy brzeg rzeki. To jedyna dróżka by móc zobaczyć jak ładnie klasztor odbija się w tafli wody Buny.

Założony około 1520 roku  suficki klasztor wielkością i rangą ustępuje tylko słynnemu klasztorowi derwiszów w Konya w Turcji. Najstarsza część, udostępniona jest dla zwiedzających (bilet wstępu 4KM). Obowiązują bardzo ścisłe reguły, co do stroju: dla mężczyzn długie spodnie, dla kobiet długie spódnice i chusty zakrywające włosy oraz ramiona (do wypożyczenia na miejscu). Wszyscy wchodzący muszą zdjąć buty.

Budynek w przeszłości służył celom zarówno mieszkalnym jak i modlitewnym. Wystrój wnętrz jest bardzo ascetyczny i skromny. Kolejne tradycyjne pomieszczenia kompleksu klasztornego wypełnione są starymi meblami i kolorowymi dywanami. Na obejrzenie całości tekiji w zupełności wystarczy nam kilkanaście do kilkudziesięciu minut.

Po zwiedzeniu i uchwyceniu powyższych ujęć, ewakuujemy się do samochodu. Blagaj zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie i zdecydowanie warto tam zajrzeć podczas podróży po Bałkanach. Tymczasem jedziemy dalej, jeszcze tego popołudnia mamy w planie odwiedzić parę innych ciekawych miejsc. 

RADIMLJA

Pierwszym z nich jest Nekropolia Radimlja w miejscowości Vidovo polje, nieopodal miasta Stolac. Unikatowe cmentarzysko jest  niezwykłym świadectwem historii średniowiecznej Bośni. Jest jednym z najcenniejszych i największych zabytków z tamtego okresu. O jego wyjątkowości świadczy liczba Stećci, ich różnorodność oraz wysoki poziom artystyczny, w tym bogactwo zdobień, płaskorzeźby i napisy, które wymieniają osobowości historyczne. Większość z kamiennych pomników, będących reliktem okresu przedosmańskiego, datuje się na przełom XV i XVI wieku, ale najstarsze z  nich mogą mieć nawet 800 lat. Podczas budowy drogi M-6 Čaplijna-Stolac za czasów austrowęgierskich nekropolia została przecięta szosą. 11 nagrobków zostało po północnej stronie, a ok. 100 po południowej. Niestety aż 20 uległo  zniszczeniu.

Wśród najczęstszych motywów dekoracyjnych przewijają się motywy symboliczne, takie jak słońce (koło), gwiazd i półksiężyc. Nekropolia obfituje również w sceny figuralne, wśród nich postacie męskie z podniesionymi rękami. Ilustracje obejmują także bitwy, polowania i taniec. Pojawiają się również liczne motywy krzyża, tarczy, miecza, łuku i strzały. Kilka z nagrobków należy do członków rodziny Hrabren Miloradović, władców ziem Mostaru i Stolaca. Istnieją dwie teorie pochodzenia stećci. Jedną z nich przypisuje się Bogomiłom - członkom ortodoksyjnego kościoła bośniackiego. Bogomili, bogomiłowie lub bogomilcy odrzucali Stary Testament, sakramenty święte i symbol krzyża. Wierzyli natomiast, że Bóg miał dwóch synów – młodszego Jezusa i starszego Satanaela (Szatana), przez którego miał zostać stworzony świat. Druga z teorii łączy stećci z Wlachami (Wołochami) - bałkańskimi plemionami pasterzy i rolnikami nomadami.

Nekropolia w Radimlji znajduje się przy głównej drodze M-6, około 3 km przed miastem Stolac, nie sposób ją przeoczyć jadąc samochodem. Bilet wstępu kosztuje 4KM. W 2016 roku Stećci w Radimlji wraz z innymi 28 cmentarzami, znajdującymi się w Bośni i Hercegowinie, Chorwacji i Czarnogórze (m.in. odwiedzone przez nas Grčko groblje w Žablijaku) został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO . To kolejny mocny argument by odwiedzić to niezwykłe miejsce.

STOLAC

Po krótkiej wizycie w Radimlji ruszamy w dalszą drogę. Następnym przystankiem na naszej drodze jest Stolac. To niewielkie, otoczone przez strome wzgórza miasteczko odwiedzają tylko nieliczni turyści. I w sumie nie ma się czemu dziwić, mimo rekomendacji w przewodnikach, Stolac nie wywarł na nas dobrego wrażenia. Najciekawsza dla odwiedzających wydaje się odbudowana dawna dzielnica bazarowa Cesarska Čaršija, której centrum stanowi Meczet Čaršijski, najstarszy meczet w mieście, pochodzący z 1519 roku, również odbudowany po zniszczeniach. Warto zwrócić uwagę na wieżę zegarową z II połowy XVII w., przypominającą kościelną dzwonnicę i šardvan - niewielką fontannę do rytualnych ablucji przed modlitwą.

Wszędzie widać biedę na wskutek zniszczeń wojennych. W trakcie zaciętych walk w 1993 r. pomiędzy Muzułmanami a Chorwatami miasteczko straszliwie ucierpiało. Bośniaccy Chorwaci splądrowali miasto, zniszczyli wszystkie meczety i zburzyli cerkiew prawosławną. Rozpoczęta w 2002 r. walka o ratowanie zabytków i rekonstrukcja większości z nich trwa do dziś. Mimo upływu prawie 25 lat od wojny nadal straszą opustoszałe domy i elewacje ze śladami po ostrzale. Miasteczko wydaje mi się jakby opuszczone i zapomniane. Milczące świadectwa wojennej zawieruchy spotykamy na każdym kroku. 

Nie zabawiamy zbyt długo w mieście. Po kilku chwilach odpoczynku na ławeczce w niewielkim parku, posileniu się małą pizzą i zakupem parówek na drogę ;-) jedziemy dalej. Jeszcze tego samego dnia mamy do pokonania blisko 80 km via Neum (jedyne miasto w Bośni i Hercegowinie z dostępem do Morza Adriatyckiego) do chorwackiego Prapratno. Przez znaczną część trasy towarzyszą nam ogromne połacie interioru wypalone przez grasujące na Bałkanach pożary. 


Tu łamiemy chronologiczny układ relacji i przeskakujemy o kilka dni do przodu. Chorwacki wątek naszej podróży znajdziecie w dwóch wcześniejszych wpisach: Bałkański Kalejdoskop – Chorwacja oraz Bałkański Kalejdoskop – Chorwacja #2. Natomiast o naszych przygodach w Czarnogórze przeczytacie we wpisie Bałkański Kalejdoskop – Czarnogóra. Do Bośni wracamy po 6 dniach jadąc z Žablijaka do Tjentiste, przekraczając granicę w miejscowości Šćepan polje. 


TJENTISTE

Położone w dolinie rzeki Sutjeska niewielkie Tjentište to na dobrą sprawę kilka domów, hotel z kempingiem i parę restauracji. Jednak położenie w sercu Parku Narodowego Sutjeska (utworzony w 1962 roku park narodowy jest najstarszym w Bośni i Hercegowinie) sprawia, że wioska Tjentište jest również najdogodniejszą bazą wypadową w okoliczne góry, obejmujące masyw Zelengory na zachód od doliny Sutjeski oraz Volujaka i Maglicia po wschodniej części kanionu. 

Tjentište znane jest jednak przede wszystkim z imponującego, kamiennego pomnika upamiętniającego Bitwę nad Sutjeską i zwycięstwo jugosłowiańskich partyzantów Josipia Broz Tity (22 tys. żołnierzy) nad państwami Osi - Niemcami, Włochami, Bułgarią i Chorwacją (127 tys. żołnierzy),  w 1943 r. Mimo ogromnej przewagi sił państw Osi, partyzantom udało się odeprzeć ataki i przełamać ich linie, przedostając się do wschodniej Bośni. Niestety w trakcie operacji antypartyzanckiej ponieśli ogromne straty, w bitwie zginęło ponad 7 tysięcy żołnierzy. Była to najbardziej krwawa bitwa partyzancka II wojny światowej.

Na pamiątkę tamtych wydarzeń i na cześć poległych, latach 70 powstał rozległy park pamięci z majestatycznym pomnikiem wojennym Spomenik Tjentiste, do którego prowadzą schody układające się dwoma symetrycznymi łukami w cyfrę 8. Pomnik składa się z dwóch masywnych, betonowych, fraktalnych ścian wznoszących się w niebo pod ostrym kątem, przywodzących na myśl ogromne skrzydła.  Monument ten uznawany jest za jeden z najpiękniejszych pomników II wojny światowej jakie spotkać można na terenach krajów byłej Jugosławii. 

Po oględzinach pomnika  skierowaliśmy się do punktu informacji turystycznej parku narodowego, od której... odbiliśmy się od drzwi. Informacja nieczynna. Niezrażeni zbytnio tym faktem udaliśmy się do recepcji hotelu Mladost z nadzieją zasięgnięcia kilku informacji. O dziwo recepcjonista okazał się bardzo miły i pomocny udzielając nam paru wskazówek na temat dalszej drogi. Sam obiekt, pomimo nieco socjalistycznego stylu wnętrz wydał nam się całkiem przyjemny. Dodatkową zaletą jest funkcjonujący przy hotelu i zlokalizowany w ładnym otoczeniu kemping. Bogatsi i spokojniejsi o info odnośnie drogi dojazdowej na Prijevor możemy ruszać.

MAGLIĆ

Z Tjentište czeka nas i nasz samochód 18-kilometrowa szutrowa droga na wzgórze Prijevor (1668 m n.p.m.), będące najdogodniejszą bazą wypadową na Maglić. Po przejechaniu drogą M20 około 1 km od Hotelu Mladost docieramy do skrzyżowana, na którym skręcamy w prawo przed nieczynną stacją benzynową (droga jest niewidoczna przez nawigacje - przynajmniej naszą ;-)). W przypadku gdy wjeżdżamy do Tjentiste, mijamy nieczynną stację benzynową po prawej stronie i za stacją skręcamy w lewo.

Z relacji znalezionych w sieci byliśmy świadomi kiepskiej jakości drogi,  niektórzy opisywali ją jako urywającego podwozie potwora - tak źle nie jest ;-) Z asfaltem mamy tu do czynienia jedynie na krótkim początkowym odcinku i przy Sedlu Dragoša. Poza tym droga jest w fatalnym stanie, warto być przygotowanym na trwający około godziny, hardcorowy wjazd. Na szczęście jest dosyć szeroko i jadąc wolno da się ominąć ziejące dziury.

Podczas jazdy napotykamy schodzącego mężczyznę, podającego się za pracownika parku narodowego. Jasno różowy sweter z Lacoste wzbudza z początku nieco podejrzeń u Martyny, więc kończący pracę strażnik zostaje zmuszony założyć mundur :-D Następnie uiszczamy opłatę w wysokości 3 KM za auto oraz po 5 KM od osoby za wjazd na teren Parku Narodowego Sutjeska. Pan strażnik wręcza nam bilecik wstępu nr 000071 i żegnając się z uśmiechem życzy powodzenia :-) 

Gdzieś w połowie drogi mijamy otwarty szlaban. Wyżej droga staje się bardziej wymagająca dla kierowcy. Duże braki w nawierzchni, wielkie koleiny, pełne dziur i wybojów mocno dają się we znaki. Martyna i Astrunia dają jednak radę! ;-) Zatrzymujemy się na moment na Sedlu Dragoš, które jednocześnie pełni funkcję parkingu.  Stąd startuje szlak w głąb pierwotnej Puszczy Perućica, jednak przed wyruszeniem na niego należy odpowiednio wcześniej zdobyć specjalne pozwolenie gdyż liczba wejść jest limitowana. Na ostatnich 3 km droga staje się wąska na 1 samochód. Większość trasy przesłania las więc nie jest zbyt atrakcyjna widokowo. Niemniej jednak w kilku miejscach warto się zatrzymać,  jak chociażby to poniżej, w którym wita się z nami, wyłaniający się z lasów Rezerwatu Perućica, Maglić - nasz jutrzejszy cel. 

Wybierając wjazd drogą szutrową na Prijevor, warto mieć na uwadze, że istnieje całkiem spore ryzyko uszkodzenia zawieszenia, zwłaszcza w przypadku samochodów z niższym podwoziem, ale przy szczególnej ostrożności przejazd autem osobowym jest możliwy. Droga wcale nie jest taka zła, jeśli ktoś wjechał na Sveti Jure w Biokovo, to na Prijevor też wjedzie ;-) Łapcie filmik ilustrujący nasz wjazd szutrowa drogą z Tjentiste przez Przełęcz Dragaš do dawnej osady pasterskiej Prijevor. Może nie jest najlepszej jakości, ale dobrze odzwierciedla czego można się spodziewać. No te widoki na końcu! ;-)

Ostatnia dziura, ostatnia koleina i około godziny 18:30 docieramy na rozległy trawiasty płaskowyż, który kładzie kres szutrowej drodze. Parkujemy tuż obok tablicy informacyjnej parku i czym prędzej wyskakujemy z auta - rzutem na taśmę załapaliśmy się jeszcze na zachód słońca! ;-) Z odkrytego, malowniczego grzbietu rozpościera się przed nami piękna panorama na pasma Volujaka oraz Zelengory.

Prijevor to przełęcz z rozległą polaną, na której dozwolone jest biwakować na dziko, podobno można tu nawet spotkać sporo rozbitych namiotów. Tego wieczoru, prócz naszego i jeszcze jednego samochodu nie ma nikogo. Pierwotnie zakładaliśmy rozłożyć się z namiotem. Mocny i porywisty wiatr sprawił, że byliśmy już blisko noclegu w aucie. Stało się jednak jeszcze inaczej :-) Rozglądając się za dogodniejszym, osłoniętym bardziej od wiatru, miejscem Martyna wypatrzyła w pobliżu chatę pasterską. Po obadaniu i otwarciu magicznego rygla odnajdujemy doskonałe miejsce na nocleg i zamiast planowanych wstępnie namiotu czy samochodu będziemy spać w warunkach jakże luksusowych! :-D Podczas gdy na zewnątrz hula w najlepsze wiatr, my pałaszujemy bułki z pekary w Stolacu, dopychamy liofem i zapijamy Nikšićkim piwem. Szczęśliwi padamy w objęcia Morfeusza. Noc, poza krótkim epizodem z niepozorną myszenią buszującą po chacie za smakołykami, mija nam spokojnie i beztrosko ;-)

Dźwięk budzika wyciąga nas ze śpiworów koło szóstej. Pierwsze co robimy to wychylamy głowy z naszego cudownego domku. Już mamy pewność - to będzie piękny dzień! :-)

Po wszamaniu śniadania, w trakcie którego pozdrawiają nas ze szlaku czterej turyści zmierzający na szczyt, zwijamy manatki. Przepakowujemy się w dwa małe plecaki i ruszamy w nieznane ku kolejnej przygodzie.

Z Prijevoru mamy dwie możliwości jeżeli chodzi o szlaki na Maglić – krótszy, dobrze oznakowany, ale wymagający i eksponowany wariant oraz łatwiejsza, lecz znacznie dłuższa ewentualność, przez Trnovačko Jezero (1517 m n.p.m.) - szlak przebiegający częściowo przez terytorium Czarnogóry. Połączenie tych dwóch szlaków w całość czyli wejście krótszym i zejście dłuższym daje nam możliwość zrobienia fajnej pętli. Tak też właśnie robimy.

Dokładna mapa Parku Narodowego Sutjeska jest nieosiągalna w Polsce. Podobno można ją nabyć w punkcie informacji turystycznej w Tjentište, tej informacji jednak nie jesteśmy w stanie potwierdzić gdyż, tak jak pisaliśmy wcześniej, odbiliśmy się od drzwi. Jest jednak na to rada. Mapa (w skali 1:35k) jest dostępna na stronie parku. Fajnym patentem jest wydrukowanie sobie jej w kolorze, w formacie A2 i zalaminowanie przeźroczystą taśmą klejącą, tak jak zrobiliśmy to my. W zupełności wystarczy ;-) Szczegóły naszej trasy znajdziecie na tej mapie. Tam także możecie zaplanować sobie inne wycieczki w górach Parku Narodowego Sutjeska.

Uwaga! Ponieważ szlaki w masywach Maglicia i Volujaka zahaczają o granicę państwową z Czarnogórą, należy koniecznie posiadać przy sobie paszport.   

Szlak startuje przy tablicy informacyjnej i z początku łagodnie trawersuje zbocze powyżej nowych sezonowych szałasów z bufetem. Na stronie parku można znaleźć ogólną informację o możliwości zakwaterowania w "chatkach o pojemności 15 łóżek, zbudowanych w tradycyjnym stylu i całkowicie dostosowanych do współczesnego gościa". Na ich wysokości ścieżka odbija w lewo przez łąki i niski zagajnik, po czym zaczyna ostro piąć się w górę.

Wyżej szlak wiedzie ponad wielkimi piargami i pnie się obok kosodrzewiny wśród stromych i paskudnie osuwających rumowisk żwiru, kamieni oraz kęp śliskiej trawy. Ekspozycja rośnie z każdym metrem. Szlak nie sprawia trudności orientacyjnych, tam gdzie zachodzi potrzeba i jest taka możliwość znajdują się oznaczenia szlaku - białe kropki w czerwonej otoczce. Zgodnie jednak przyznajemy, że w przypadku załamania pogody, po deszczu, podejście a zwłaszcza odwrót tym wariantem mógłby mieć opłakane skutki.

Z każdym kolejnym krokiem odsłania się przed nami coraz bardziej fantastyczna panorama od Volujaka na południu po Zelengorę na zachodzie. Mi wpada w oko zwłaszcza ten pierwszy, z blisko 10km grzbietem, rozciągającym się od Doliny Sutjeski aż po pasmo Bioć i masyw Maglicia. 

Po zbliżeniu się do urwisk Maglica ścieżka zaczyna trawersami uciekać w lewo, by w końcu wejść we właściwą ścianę. Okazuje się jednak, że trudności skalne wcale nie są takie duże. Owszem trzeba się trochę wspinać, ale tak naprawdę zamocowane tu stalówki nie są konieczne. Niemniej jednak  podejście jest mozolne, strome i mocno przepaściste. W sytuacji gdy jest mokro i ślisko mogą się przydać. Ubezpieczonych miejsc jest na całej trasie kilka, prócz z nich sporo również stałych punktów stanowiskowych wyposażonych w mailony.

Szlak bezbłędnie wykorzystuje słabe punkty ściany, wznosząc się systemem skalnych rynien, trawiastych zachodów i porośniętych kosówką półeczek. Byłbym zapomniał wspomnieć, że na całej trasie poza nami nie ma nikogo w zasięgu wzroku. Skromna próbka naszego ówczesnego zachwytu tym faktem ;-) 

Krzysiek: Przed nami nie ma nikogo, za nami nie ma nikogo :-)
Martyna: Pięknie! :-)
Krzysiek: Przepięknie! :-)

Mijamy charakterystyczną turnię z prawej strony i wchodzimy na długie zbocze, by po trawiastych stopniach osiągnąć grań. Wygodną ścieżką skręcamy w prawo, wykonując dłuższy trawers. Przed nami kopuła szczytowa i ostatni fragment drogi. Szczyt mamy na wyciągniecie ręki. Pokonujemy ostatnią łatwą ściankę tuż przed wierzchołkiem i po 1:17 h osiągamy Bosanski Maglić (2386 m n.p.m), czyli najwyższy punkt Bośni i Hercegowiny :-)

Na szczycie - jak widzicie - znajduje się pomalowany betonowy słupek oraz powiewa flaga bynajmniej nie w barwach Bośni i Hercegowiny lecz serbska (biało-niebiesko-czerwona). Wynika to z tego, że znajdujemy się na obszarze Republiki Serbskiej, czyli autonomicznej jednostki, która wraz z Federacją Bośni i Hercegowiny tworzy państwo o nazwie Bośnia i Hercegowina. (nie mylić Republiki Serbskiej z Republiką Serbii, czyli po prostu Serbią). Mam nadzieję, że nadążacie.

Przy fladze znajduje się również metalowa skrzynka z pamiątkową książką szczytową, w której znajdujemy m.in. wpisy motocyklowej pary Marty i Bartka z Bielska-Białej, a także Oli i Marka z zaprzyjaźnionego bloga Bałkany według Rudej, których w tym miejscu pozdrawiamy! ;-) Tradycyjnie i wpisujemy się i my. Może któryś z czytelników naszego bloga udokumentował nasz wpis do książki? Podeślijcie! 

Prócz nas na wierzchołku jest jeszcze czterech turystów, którzy mijali nas rano przed szałasem. Gdy po kilkunastu minutach zbierają się do zejścia zostajemy sami. Tylko my, szczyt i góry po horyzont. Nieprzypadkowo Maglić często uznawany jest za najpiękniejszy z szczytów wchodzących w skład Korony Europy. Z szerokim uśmiechem i wypiekami na twarzy podziwiamy wspaniałą panoramę, rozciągającą się na wszystkie strony świata. Poczynając od gór Trnovačkiego Durmitoru i Bioč nad Jeziorem Trnovačko, przez pasma Volujaka na południu, rozległy masyw Zelengory, niższe pasma gór wokół kanionów Driny na północy, aż po Pivską Planine i góry Durmitoru na wschodzie. Jeeeeryyy jak CUDOWNIE :-D

Na Magliciu spędzamy ponad godzinę cudownych chwil, choć gdybyśmy mogli sobie na to pozwolić chętnie zostalibyśmy znacznie dłużej. Przepiękne widoki, przestrzeń, wolność i prawdziwa magia gór. Spójrzcie sami raz jeszcze na tę panoramę ;-)

Ze szczytu doskonale widać wydeptaną, wyraźną ścieżkę, poprowadzoną łagodnym, trawiastym południowo-wschodnim grzbietem. Przez  te zielone łąki przypominające nieco bieszczadzkie i wielkofatrzańskie połoniny wiedzie nasz szlak zejściowy. Z tą jednakże różnicą, że szeroki masyw z obu stron podcięty jest potężnymi, kilkuset metrowymi urwiskami. Schodzimy nieśpiesznie ciesząc oczyska wspaniałymi widokami.

Wśród otaczających nas krajobrazów rozpoznajemy pasmo Durmitoru i kanion rzeki Pivy, skąd przyjechaliśmy. Dookoła wszędzie cisza i spokój. Delektujemy się. Ciężko ubrać w słowa i podzielić się uczuciami i emocjami towarzyszącymi nam w tamtej chwili. Może zdjęcia pomogą Wam choć w jakimś stopniu to sobie wyobrazić.

Niespełna godzinę później docieramy na niewielką przełęcz ze skrzyżowaniem szlaków, w pobliżu której spotykamy - wzięte początkowo za śliczne krówki - buhaje ;-) Skręcając na rozgałęzieniu szlaków w lewo zejdziemy do czarnogórskiej wsi Mratnije. Ścieżka w prawo to dalsza trasa naszej pętli.

Chwilę później ścieżka zaczyna stromo opadać w kierunku Jeziora Trnovačko, jednego z najpiękniejszych górskich jezior jakie mieliśmy okazję do tej pory widzieć, które z tej perspektywy ma kształt regularnego serca. Fascynującą scenerię dopełniają, górujące nad jeziorem, olbrzymie skaliste masywy Trnovački Durmitor i Bioč. Widok zapiera dech w piersiach. Przez dłuższą chwilę nie możemy wyjść z zachwytu nad tym miejscem.

Zejście stromą ścieżką po piargach jest dość nieprzyjemne i męczące. W końcu docieramy nad brzeg położonego po czarnogórskiej stronie Jeziora Trnovačko (1514 m n.p.m.) Podczas schodzenia wyobrażaliśmy sobie schłodzoną colę i pyszne kiełbaski w niewielkim schronisku nad brzegiem jeziora. Pomarzyć nikt nie broni! Zamiast tego, ku naszemu zdziwieniu, przywołuje nas do siebie strażnik czarnogórskiego Parku Przyrody Piva, spisuje nasze dane z paszportów i wręczając bileciki, kasuje za wejście na teren PN (1€/os). Cóż nam pozostaje, przysiadamy na ławeczce w cieniu drzew, robimy sobie krótką i pałaszujemy ostatnie zapasy. Niecodziennie można to robić w tak urokliwym miejscu ;-) 

Przed nami kolejny etap drogi powrotnej. Wg szlako-wskazu czeka nas jeszcze 6 km i 2:20h na Prijevor. Z północno-zachodniego krańca jeziora ruszamy wyraźną ścieżką znikającą w lesie. Szlak przez blisko pół godziny znacznie obniża się aż do wielkiej, płaskiej polany Suva Jezerina.

W pewnym miejscu szlak rozdziela się. Idąc prosto przez łąkę zejdziemy do doliny Suha. Nasza ścieżka skręca lekko w prawo i w ostrym słońcu, zakosami przez wiatrołomy i świerkowy las odzyskujemy utraconą wysokość. Tempo nam znacznie spada, zmęczenie delikatnie daje już znać o sobie. Mijamy przybitą do drzewa tablicę z granicą Czarnogóry i trawersujemy strome zbocza Maglicia. To ostatnie momenty, kiedy możemy podziwiać niezwykłą Dolinę Suha i okoliczne szczyty. Po 2 godzinach od jeziora wychodzimy na kamienistą drogę i nią docieramy Prijevor.



Na Prijevorze urządzamy sobie sjestę. Zajadamy się chlebem z kajmakiem i pomidorem (w mgnieniu oka znika pół bochenka!) do tego czekolada, wszystko zapite bitter lemonem. Chyba trochę zgłodnieliśmy na szlaku ;-) W trakcie wyżerki wymija nas krowa, samotnie wracająca z łąk Prijevoru do szałasów na dojenie. Tego nawet u mnie na wsi w dzieciństwie nie grali ;-)

Przed nami perspektywa drogi powrotnej do Tjentište. Nim wyruszymy z dumą i satysfakcją spoglądamy ostatni raz na Maglić i domek, w którym mieliśmy szczęście spędzić ostatnią noc.  Z Prijevoru Maglić wygląda imponująco. Czy można chcieć czegoś więcej? :-) Wspólnie z Martyną stwierdzamy, że była to zdecydowanie jedna z najlepszych naszych górskich wycieczek ever. Było cudownie! 

Zjazd zajmuje nam godzinę z kwadransem. Przy szlabanie mijamy tego samego strażnika, co dzień wcześniej i wymieniamy ciepłe uśmiechy na pożegnanie. Kierunek Sarajevo...

SARAJEWO

Na miejsce dojeżdżamy koło 19-tej. Jazda po wąskich uliczkach miasta w poszukiwaniach noclegu (nic wcześniej nie rezerwowaliśmy) to nie lada sztuka. Trafiamy do dzielnicy Alifakovac gdzie, po karkołomnych manewrach na ulicy Toplik, dość nieoczekiwanie z pomocą przychodzi nam pewien starszy mężczyzna. Chwilę później zaczepia nas (polecenie via poczta pantoflowa) inny facet z propozycją noclegu. W ten sposób lądujemy w Villi Sky. W cenie 75€ (za 2 noce i 2 osoby) otrzymujemy nowiutki pokój z łazienką, wygodnym łóżkiem, balkonem oraz bardzo smaczne śniadanie i pomocny personel. Ogromnym atutem jest miejsce parkingowe w hotelowym garażu, o co w Sarajewie nie tak łatwo.  

Odświeżamy się i wyskakujemy wieczorem jeszcze na krótki spacer po starym mieście, podczas którego raczymy się pizzą i wyśmienitym burkiem. Nazajutrz czeka nas niezwykły dzień w stolicy Bośni i Hercegowiny, jednym z najbardziej fascynujących miast w Europie. 

Przesiąknięte kulturą islamską Sarajewo od wieków słynęło ze swojej wielokulturowości. Eklektyczne miasto przyciąga - elektryzuje, jest jak narkotyk. Jeśli miałbym wskazać miejsce, które najbardziej utkwiło mi w pamięci z naszej podróży po Bośni i Hercegowinie, bez wahania obok Mostaru i Maglicia, wskazałbym właśnie na Sarajewo. Najbardziej tragiczne miasto współczesnej Europy, którego strzępy historii znamy z telewizji i opowieści rodziców. To tu rozpoczęła się pierwsza wojna światowa, również tu miało miejsce najdłuższe i najbardziej krwawe oblężenie nowożytnej historii.

1425 dni - 3 lata, 10 miesięcy i 24 dni. Tyle trwało oblężenie Sarajewa przez wrogie armie Republiki Serbskiej. W ciągu blisko czterech lat na ulicach miasta zginęło ponad 11 tys. mieszkańców, w tym około 1500 dzieci, a 50 tys. zostało rannych. I nawet jeśli od tych wydarzeń minęło ponad 20 lat, bolesny temat wojny jest dalej żywy, a miasto i jego mieszkańcy wciąż liżą rany. Muzealne zdjęcia z lat dziewięćdziesiątych nie różnią się aż tak bardzo od tych aktualnych, co powoduje, że historia nie jest zlepkiem suchych faktów, ale opowieścią, którą można poczuć i spróbować zrozumieć zwiedzając miasto.

Obecne miasto zostało założone w 1462 r., i potem rozbudowane przez pierwszego osmańskiego władcę Bośni Isa-beg Isakovicia. Największy rozkwit i złoty wiek Sarajewa nastąpił w czasach Gazi Husrev-bega, gdy stało się jednym z najważniejszych osmańskich miast w całym imperium. Namiestnik sułtana wybudował większość z zachowanych do dziś zabytków najstarszej części miasta Baščaršiji. Pod koniec XVII w. Sarajewo zostało splądrowane a następnie podpalone przez wojska austriackie. Miasto popadło w ruinę, a namiestnicy tureccy przenieśli siedzibę do Travnika. Po  przejściu we władanie Austro-Węgier w 1878 r. miasto ponownie zaczęło się rozwijać i modernizować, naruszając orientalny charakter miasta na rzecz bardziej europejskiego. Okres panowania austrowęgierskiego kończy udany zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, niedaleko starego mostu na rzece Miljacka, będący bezpośrednim punktem zapalnym I wojny światowej. Po jej zakończeniu Sarajewo wchodzi nowo tworzonej Jugosławii. Ponowny okres prosperity miasta następuje dopiero po II wojnie światowej, gdy zostaje kulturową stolicą Bośni i Hercegowiny. Szczytowym wydarzeniem tego okresu były Zimowe Igrzyska Olimpijskie, które odbyły się tu w 1984 r. Jest to zarazem zwiastun okrutnych czasów wojny domowej 1992-95.

Na początku marca 1992 r. w referendum (zbojkotowanym przez Serbów) Bośnia i Hercegowina ogłasza niepodległość. Wkrótce potem zostaje zaatakowana przez wojska serbskie. Rozpoczyna się oblężenie Sarajewa, w którym do tej pory nie miało znaczenia, czy jesteś Bośniakiem, Chorwatem, Serbem. Oblężenie Sarajewa to najczarniejszy okres w historii miasta i w historii Europy końca XX w., która przez blisko 4 lata przyglądała się, jak Serbowie zabawiali się we władców życia i ze wzgórz otaczających miasto urządzali sobie polowanie na cywilów. Piękne położenie w kotlinie Gór Dynarskich okazało się przekleństwem. Pociski czołgów, moździerzy i licznych snajperów codziennie spadały na głowy mieszkańców miasta. W trakcie oblężenia w Sarajewie nie było bezpiecznego miejsca. Ulice, domy, szkoły, szpitale i cmentarze, wszyscy byli pod ciągłym atakiem. Mimo to miasto starało się żyć normalnie, ale każde wyjście po chleb, wodę czy do szkoły mogło skończyć się śmiercią. Całe oblężenie jest jeszcze trudniejsze do zrozumienia, gdy pomyśleć, że niektórzy snajperzy urodzili się i wychowali w Sarajewie, byli kiedyś sąsiadami i przyjaciółmi przyszłych ofiar. 

Po zakończeniu wojny domowej Sarajewo powoli odbudowuje się i dziś tętni życiem, będąc nowoczesną stolicą Bośni. W większości zostało odbudowane ze zniszczeń, ale wciąż poznaczone jest bliznami wojny. Nadal znajdziemy tu fasady i elewacje domów i bloków przypominające sito po kulach, jednak jest takich budynków zdecydowanie mniej niż Mostarze. Pozostawione na ulicy ślady po uderzeniu pocisków, tablice pamiątkowe tych, którzy nie przeżyli oblężenia, długo można wymieniać. Co najsmutniejsze i najstraszniejsze, praktycznie każda napotkana dorosła osoba pamięta doskonale wojenne cierpienia.

Czytając ostatnie akapity można odnieść wrażenie, że Sarajewo jest smutne i przygnębiające. Prawda jest jednak taka, że mimo tragedii, które wstrząsnęły mieszkańcami, miasto emanuje pozytywną energią. Pozostało również wielokulturowe – meczety stoją obok świątyń katolickich, prawosławnych czy żydowskich. I właśnie ten multikulturalizm i tragiczna historia miasta świadczą o jego unikalności i wyjątkowości. Wywołują fascynację i hipnotyzują. Sarajewo jest zdecydowanie warte dokładnego poznania i zrozumienia. Postaramy się Wam to pokazać. Ruszajmy w miasto!

Od historycznego centrum z naszej pochyłej ulicy Alifakovac, dzieli nas 5 minut spacerem. Zwiedzanie rozpoczynamy przy XVI-wiecznym Moście Šeher-Ćehaja nad rzeką Miljacką. Tuż przy moście zwraca na siebie uwagę Inat Kuća, czyli Uparty Dom lub Dom Przekory. Przekorny, ponieważ dom był dwukrotnie przenoszony z miejsca na miejsce. Po raz pierwszy w XVI wieku gdy „stał na drodze” budowy meczetu, a jego właściciel nie chciał się zgodzić na wyburzenie siedziby rodu. Zgodził się dopiero gdy dom przeniesiono w całości na drugi brzeg rzeki. Historia się powtórzyła się po 200 latach – tym razem na terenie, zajmowanym dom, miasto postanowiło zbudować nowy ratusz. I tym razem kolejny jeden z potomków nie wyraził zgody na wyburzenie, w związku z czym dom przetransportowano blisko pierwotnego miejsca obok meczetu Hadž (Hadžijska džamija). Dziś znajduje się w nim restauracja.

Po drugiej stronie rzeki w oczy rzuca się Gradska vijećnica, czyli wspomniany wyżej... miejski ratusz. Jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i monumentalnych budowli w Sarajewie wzniesiona końcem XIX wieku w stylu pseudomauretańskim. W latach 1910-49 mieścił się w nim parlament, a po II wojnie światowej w budynku znajdowała Biblioteka Narodowa. W nocy z 25 na 26 sierpnia 1992 roku została zbombardowana przez serbskie wojska. W pożarze spłonęło 3 miliony bezcennych dzieł i dokumentów - 90% zbiorów, a zniszczony ratusz stał się jednym z symboli oblężenia. Na szczęście budynek został odrestaurowany i ponownie otwarty w 2014 roku.

Vijećnica - Ratusz w Sarajewie

Mijamy ratusz i udajemy się na główny rynek osmańskiej części starego miasta czyli Baščaršije. To przewodnikowy numer w Sarajewie. Baščaršija została założona w 1462 roku jako centrum handlowe powstającego miasta. Jej sercem jest plac, którego główną ozdobą jest studnia Sebijl - piękna, drewniana, ażurowo rzeźbiona konstrukcja będąca miejscem spotkań towarzyskich. Główna fontanna miejska Sarajewa to zarazem ostatni pozostały fragment jednego z pierwszych wodociągów w Europie z 1537 roku. Mimo, że pojawiają się głosy, że Baščaršija coraz częściej przypomina cepelię, to wciąż ma w sobie dawny koloryt i koniecznie trzeba ją zobaczyć by poczuć pełny klimat Sarajewa.

Tuż przy placu wznosi się Meczet Baščaršijski z początku XVI w. Pierwotnie miał drewnianą kopułę która spłonęła. Po II wojnie światowej uzyskał swój obecny wygląd z kamienną kopułą. Podczas oblężenia miasta poważnie uszkodzony i potem odrestaurowany. Niestety, meczet jest zazwyczaj zamknięty i niedostępny do zwiedzania, w związku z czym mogliśmy go zobaczyć jedynie z zewnątrz.

Nieopodal znajduje się Meczet Gazi Husrev-bega - jeden z najbardziej znaczących zabytków starego Sarajewa i jeden z najważniejszych obiektów muzułmańskiej architektury na Bałkanach, wzniesiony w latach 1530-37 przez budowniczych z Dubrownika. Przed meczetem pod drewnianym baldachimem stoi  šadrvan studnia służąca do rytualnej ablucji. Wejście 3 KM. Na dziedzińcu znajdują się dwa mauzolea (türbe). W jednym z nich pochowany jest sam Gazi Husrev-beg, fundatora meczetu. 

Do kompleksu meczetu należy także stojąca naprzeciwko stara islamska szkoła wyznaniowa - medresa Gazi Husrev-bega, będąca najstarszą w Bośni (1537 r.) oraz jedna z najstarszych w Europie Biblioteka Gazi Husrev-bega. Po pożarze Biblioteki Narodowej jest to obecnie najcenniejsza kolekcja rękopisów i archiwalnych dokumentów. W sąsiedztwie meczetu, ponad dachami budynków pokrytych czerwoną dachówką widać, pochodzącą prawdopodobnie z XVI wieku, wysoką na 30 m, ceglaną wieżę zegarową. Wielokrotnie niszczona i odbudowywana sarajewska sahat kula jest jedną z najwyższych i najpiękniejszych w całej Bośni.

Kilka kroków dalej znajduje się Bezistan Gazi Husrev-bega (Drugi Bezistan) - kryty targ turecki. Okazały budynek powstał w pierwszej połowie XVI w. Handlowano tu wtedy głównie tkaninami i biżuterią z Indii, Arabii i Persji. Funkcje handlowe budynku nie zmieniły się do naszych czasów. Po lewej stronie południowego wejścia znajduje się mały skwer z ekspozycją archeologiczną zniszczonej części obiektu na przełomie XIX i XX w.

Uliczkami Starego Miasta wychodzimy na Ferhadije - najważniejszą ulicę handlowo-usługową w mieście, całkowicie zamkniętą dla ruchu kołowego. Ferhadija to miejsce, gdzie spotykają się dwa, zupełnie różne kulturowo światy. Wschód - uważanym za osmański i islamski z austrowęgierskim i chrześcijańskim Zachodem. Położenie symbolicznego znacznika w tym miejscu „Sarajevo Meeting of Cultures” jest zatem nieprzypadkowe. W kontekście odradzających się nacjonalizmów jest to bardzo pokrzepiające hasło, dające nadzieję, że ludzie różnych wyznań, światopoglądów i kultur mogą żyć obok siebie w przyjaźni.

Kierujemy się w stronę Katedry Serca Jezusa (Katedrala Srca Isusova). Neogotycka świątynia wybudowana w okresie austrowęgierskim, posiada dwu wieżową fasadę z dwoma wysokimi dzwonnicami i rozetą nad wejściem. Katedra poważnie ucierpiała podczas ostatniej wojny i część zniszczeń wciąż jest dostrzegalna.

Katedra Serca Jezusowego w Sarajewie

Elewacja Katedra Serca Jezusowego w Sarajewie

Sarajewskie róże

Idąc ulicą, patrzcie pod nogi. Przed katedrą natrafiamy na pierwsze słynne "Sarajevske ruže". Róże wykonane są z masy żywicznej połączonej z plastikiem i czerwonym barwnikiem, wypełniającymi wtopione w chodniki ulic ślady po eksplozji pocisków artyleryjskich, przypominające podarte płatki róż. Nie sposób ich nie zauważyć. Symbolizują otwarte rany i rozlaną krew dzieci i mieszkańców Sarajewa zabitych w trakcie oblężenia Sarajewa w latach 1992–1995. Projekt "Róże Sarajewa", zmarłego w 2011 roku sarajewskiego architekta Nedžada Kurto obejmował początkowo 150 takich miejsc w mieście (w zamyśle oznaczano tak miejsca, w których zginęło co najmniej trzech cywilów). Głównym jego celem jest nigdy nie zapomnieć, co się wydarzyło, by wojna nie powtórzyła się w przyszłości. Część z róż powoli jednak znikło z miasta ulegając degradacji podczas powojennej odbudowy ulic i dróg. Zainteresowanym tematem polecam lekturę artykułów Roses of Sarajevo Wounds of Remembrance in the Streets of Bosnia na portalu compasscultura.com oraz Sarajewo upamiętnia tych, którzy zginęli tygodnika Polityka. 

Co kilka lat cześć z róż jest odnawianych oraz upamiętnianych dodatkową tablicą. Ostatnia rekonstrukcja miała miejsce w 2018 r. Aktualnie władze zamierzają odnowić 105 sarajewskich róż, które zostały wciągnięte do planu urbanistycznego miasta. Planuje się również zgłoszenie na listę UNESCO 12 róż w centrum miast.

Sarajewskie Róże znajdziemy min. przed Katedrą Serca Jezusa, na promenadzie Ferhadija, na rynku Markale, w pobliżu pomnika dzieci zabitych podczas oblężenia Sarajewa w latach 1992–1995, przed budynkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Bośni i Hercegowiny, w okolicy Browaru Sarajewo przy ul. Franjevačkiej oraz w wielu innych miejscach. Poniżej kilka z nich, które udało się nam znaleźć. 

Róża Sarajewa przed Katedra Serca JezusowegoSarajewskie różeSarajewskie różeSarajewskie różeSarajewskie róże

Idąc wzdłuż ulicy Ferhadija dojdziemy do niezwykle ważnego dla współczesnego Sarajewa Placu Markale, przy którym mieści się hala targowa Gradska tržnica. Budynek powstały w latach 1894-95 jest tak piękny, że na pierwszy rzut oka myślałem, że to teatr a nie bazar. W czasie wojny targowisko miejskie Markale było miejscem dwóch masakr ludności cywilnej Sarajewa. W trakcie pierwszej 5 lutego 1994 r. w wyniku ostrzałów artyleryjskich zginęło blisko 70 osób, a ponad 100 zostało rannych. Drugi atak na Markale miał miejsce 28 sierpnia 1995 r. Wskutek wystrzelenia pięciu pocisków zginęło prawie 40 osób, zaś ok 90 zostało rannych. Targ Markale pozostaje do dziś jednym z najbardziej symbolicznych miejsc w Sarajewie. To właśnie po drugim ataku, NATO zdecydowało się zareagować – co bezpośrednio przyczyniło się do zakończenia najtragiczniejszego okresu w historii Sarajewa.

Z placu Markale kierujemy się teraz na południe. Przy ulicy równoległej do Ferhadija wznosi się ogromny budynek Soboru Narodzenia Matki Bożej - prawosławnej katedry, będącej jedną z największych na Bałkanach. Świątynia powstała pod koniec panowania tureckiego w 1868 r. w stylu neobarokowym z elementami serbsko-bizantyjskimi. Wewnątrz centralne miejsce zajmuje ogromny tradycyjny ikonostas.

Znajdujący się przed katedrą rozległy, zadrzewiony plac Trg Oslobodenja - Plac Wyzwolenia - stanowi popularne miejsce spotkań towarzyskich i odpoczynku. Sarajewianie upodobali go sobie również  do gry, w wywołujące sporo emocji, szachy uliczne.

Niedaleko za targowiskiem Markale, u zbiegu ulic Ferhadija i Maršala Tita znajduje się kolejne wymowne miejsce - Vječna vatra z wiecznym ogniem, upamiętniającym obrońców Sarajewa (różnych narodowości) z czasów II wojny światowej. Płonie (prawie) nieprzerwanie od 1946 roku. W 2011 roku został ugaszony przez grupę chuliganów, jednak już po 20 sekundach zapłonął na nowo, wskrzeszony przez przechodzącego obok turystę.

Idąc dalej na zachód ulicą Maršala Tity trafiamy na niezwykle przejmujący Pomnik Dzieci Sarajewa. Kolejne miejsce, upamiętniające tragedię miasta z czasów oblężenia, w trakcie którego z rąk serbskich snajperów zginęło ok 1600 dzieci – mieszkańców miasta. Pomnik ma formę fontanny, wokół której odlano w metalu setki odbitych w nim małych dziecięcych stópek.  Jeszcze większe wrażenie robi siedem specjalnie zamontowanych, obrotowych walców z wyrytymi imionami dzieci – Almedina – 3 lata, Jasmina – 5 lat, Armin – 7 lat i wiele, wiele innych...

Niedługo potem docieramy na ulicę Zmaja od Bosne. To główna ulica dzielnicy Nowe Sarajewo, osławiona Aleja Snajperów - w czasie wojny jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc dla mieszkańców miasta. Snajperzy zastrzeli na niej 225 osób (w tym 60 dzieci), raniąc ponad 1000. W pobliżu, na moście Vrbanja zginęły 34-letnia Suada i 44-letnia Olga, dwie pierwsze ofiary oblężenia miasta, idące w pokojowej manifestacji mieszkańców przeciwko zacieśniającym siły wokół miasta siłom serbskim. Dziś most nosi ich imię Suade i Olge

Most jest również związany z historią dwójki zakochanych, Bośniaczki i Serba - Admiry Ismić i Bosko Brkića, którzy w maju 1993 r. próbowali uciec z oblężonego miasta. Zostali tu zastrzeleni i martwi, leżeli przez kilka dni przytuleni do siebie na moście, gdyż mieszkańcy bali się zabrać ich ciała pod ostrzałem snajperów. Historia ta stała się jednym z wielu symbolów Sarajewa z tamtych czasów. Na moście nie ma żadnej pamiątki po nich, jest natomiast tablica ku pamięci Suady i Olgi. Napis na tablicy można przetłumaczyć jako: “Kropla mojej krwi popłynęła i Bośnia nie wyschnie”.

Suade i Olgę zastrzelił jeden z serbskich snajperów, zwolennik Radovana Karadzica przywódcy bośniackich Serbów, z dachu hotelu Holiday Inn, który został zbudowany na potrzeby Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1984 roku. Otwierał go sam Juan Antonio Samaranch, ówczesny prezydent MKOI. Tym samym gmach hotelu stał się ulubionym celem snajperów. Po wojnie został odnowiony pozostając kolejnym symbolem wydarzeń z czasów oblężenia Sarajewa. 

Niedaleko żółtego hotelu Holiday Inn widzimy bliźniacze wieże, wybudowane w 1986 roku wedle projektu Ivana Štrausa. Sarajewianie, na cześć dwóch komediowych bohaterów, Serba i Muzułmanina, bardzo popularnych w komunistycznej republice Bośni i Hercegowiny, nazwali je Momo i Uzeir. Wznoszące się nad miastem Momo i Uzeir, symbole kulturowego zróżnicowania i jedności patrzyły na oblężenie w trakcie którego zginęło 14 tys. osób w tym blisko 6 tys. W czasie wojny wielokrotnie ostrzelane stawały w płomieniach, aktualnie całkowicie zrekonstruowane stanowią nieme świadectwo tragedii. 

Praktycznie każdy budynek na Alei Snajperów po dzisiejszy dzień nosi ślady po kulach i pociskach, w tym również te mieszkalne. Współczesna trauma Bośniaków, niezagojone wojenne rany i wspomnienia, które zapewne chcieliby wymazać z pamięci. Przy również noszącym ślady kul budynku Muzeum Historycznego Bośni i Hercegowiny (Historijski Muzej BiH) zawracamy i kierujemy się z powrotem w stronę starego miasta. 

Nad brzegiem rzeki Miljacki wzdłuż której wracamy, znajdziemy jeszcze kilka ważnych, reprezentacyjnych obiektów. Między innymi mieszczą się tu: gmach Parlamentu Bośni i Hercegowiny - jeden z najciekawszych przykładów nowoczesnej architektury w byłej Jugosławii (zdjęcie w części Sarajewskie Róże) i Muzeum Narodowe Bośni i Hercegowiny. Warto zwrócić również uwagę na Most Skenderija zwanego inaczej Ajfelov most, który został zaprojektowany przez Gustave'a Eiffela oraz okazały budynek Akademii Sztuk Pięknych, pierwotnie wybudowany w 1899 r. jako kościół ewangelicki, dziś jeden z najbardziej charakterystycznych i znanych w Sarajewie. 

I tak dochodzimy do jednego z najważniejszych historycznie mostów znajdujących się w Sarajewie. Najstarszy istniejący w mieście - Most Łaciński  – pojawia się w dokumentach jeszcze jako drewniany już w 1541 r. Odbudowany później po zniszczeniu w trakcie powodzi w XVIII w. W jego pobliżu w czerwcu 1914 r. Serb Gavrilo Princip dokonał zamachu na austrowęgierskiego księcia Franciszka Ferdynanda i jego małżonkę, przyczyniając się do wybuchu I wojny światowej. W ten sposób Łaciński most w Sarajewie zapisał się niechlubnie w historii.

Czas na małe zakupy pamiątek no i najwyższa pora nieco odsapnąć ;-) Docieramy na  Baščaršije, zasiadamy w jednej z wielu kawiarni na starówce i serwujemy sobie przepyszną kawę po bośniacku (bosanska kafa). Czarny wywar  jest tradycyjnie zaparzony w miedzianym tygielku z długą rączką (dżezwa) i podawany na tacy w małej filiżance. Do tego obowiązkowo szklanka wody i baklava w kilku postaciach! Pamiętajmy o odpowiedniej celebracji, będącej nieodłącznym elementem bałkańskiej kultury.

W Sarajewie istnieje kilka muzeów, które opowiadają o tragicznej przeszłości - oblężeniu miasta i jeżeli chcemy naprawdę poznać odwiedzane miejsce, musimy poznać jego historię. My zdecydowaliśmy się na odwiedzenie dwóch i uważam, że więcej w trakcie jednej wizyty nie ma najmniejszego sensu. To zbyt obciążające doświadczenie. Dopijamy kawę i ruszamy ponownie ulicą Ferhadija w kierunku muzeum.

Najpierw udajemy się do Muzeum zbrodni przeciwko ludzkości i ludobójstwu 1992-1995, opowiadającym o historii wojny w Bośni. Założyciele muzeum sami są ofiarami, które przeżyły wojnę. Wystawa ma na celu pokazanie osobistych rzeczy ofiar z tego okresu. Wśród pokazanych eksponatów są przedmioty osobiste ekshumowane z masowych grobów, takich jak koszule, grzebienie i zegarki, a także materiały z archiwów Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii. Jest również przeszywająca wystawa na której na wielkich, kolorowych tablicach są opisane sprawy sądowe wraz ze zdjęciami oprawców i opisami ich ofiar. Wyświetlany jest także film pokazujący codzienne życie mieszkańców miasta w czasie wojny podzielony m.in. na działy takie jak sztuka, komunikacja, zima, głód czy mieszkanie. Bilet wstępu 10 KM.

 

Jeśli możemy wybrać tylko jedno muzeum, to musi to być Galerija 11/07/95, poświęcona masakrze w Srebrenicy - największemu aktowi ludobójstwa od czasów II wojny światowej. To pierwsze takie muzeum-galeria w Bośni i Hercegowinie, otwarte w lipcu 2012 roku, mająca na celu zachowanie pamięci o tragedii w Srebrenicy i 8372 osób, które w lipcu 1995 roku tragicznie straciły życie z rąk Serbów. Wystawa mrozi krew w żyłach, zwłaszcza, że obok sugestywnych zdjęć ze Srebrenicy czy Tuzli, oglądamy filmy pokazujące wydarzenia lat 90., a na słuchawkach możemy posłuchać relacji osób, które przeżyły wojnę w Bośni. Jednak aby zrozumieć co stało się w Srebrenicy trzeba je koniecznie odwiedzić z dostępnym audioguidem. Jeśli dodać, to tego fakt, że wydarzenia te rozgrywały się całkiem niedawno i że w teorii Srebrenica była wtenczas „bezpieczną strefą”, chronioną przez oddziały ONZ, możemy wyjść stamtąd lekko roztrzęsieni. Wejście do galerii znajduje się z boku Katedry Serca Jezusa. Bilet wstępu do galerii 12KM/os.

W galerii zupełnie tracimy głowy i poczucie czasu. Z muzeum wychodzimy po zmroku. W związku z czym późną kolacje (przez cały dzień prawie nic nie zjedliśmy) zmuszeni jesteśmy zjeść w jakiejś sieciowej cavabidzinicy. Przed powrotem do chaty na Alifakovac zaliczamy jeszcze piwko w Bavarian Pub (raczej nie polecamy). Potem drugie piwko w pokoju i spać. 

Punkty widokowe Sarajewa zasługują na osobny akapit. Otoczone niemal ze wszystkich stron przez wzgórza, miasto jest wdzięcznym obiektem obserwacji. Znajdziecie tu kilka takich miejsc, z których można podziwiać piękną panoramę miasta. Drugiego dnia w Sarajewie zaplanowaliśmy sobie spacer w dwa takie miejsca. Pierwsze dość znane, chyba większość osób tam trafia. Z placu Sebijl podchodzimy stromą uliczką Kovači (to tu podobno powstają dżezwy, tygielki do parzenia kawy) w kierunku muzułmańskiego Cmentarza Kovači (Šehidsko mezarje Kovači). W górnym skraju cmentarza spoczywają ofiary oblężenia 1992-95, a także Alija Izetbegović,  prezydent Bośni w Latach 1990-96. Ta część cmentarza określana jest jako Cmentarz Szahidów (męczenników). 

Powyżej cmentarza przy ul. Jekovac znajduje się Žuta tabija (Żółty Bastion). Żółta Twierdza to pozostałości po dawnych fortyfikacjach, które składały się z pięciu bastionów obronnych i trzech bram wjazdowych. Bramy są zachowały się do dziś w komplecie, natomiast bastiony zostały dwa – Żółty i Biały. I to właśnie Żółty Bastion jest naszym pierwszym punktem widokowym dziś. Stąd rozpościera się jedna z najlepszych panoram Sarajewa. W oczy rzuca się, rozpostarty w dole, cmentarz Kovači. Białe, ozdobione lilią, muzułmańskie pomniki (nišany) będące symbolem ofiar oblężenia Sarajewa. Tysiące białych pomników. Na wzgórzach obok, kilkaset metrów dalej, kolejne cmentarze. Sami widzicie tego miasta nie da się zrozumieć w oderwaniu od jego smutnej historii. 

Drugi punkt widokowy jest bardziej oddalony od centrum i przez to znacznie mniej popularny. Mowa o miejscu zwanym Zmajevac, który jest położony dość wysoko na wzgórzu, a dojście do niego wiedzie stromymi schodami w górę. Mamy okazję poznać klimat mahali - muzułmańskich dzielnic pnących się po zboczach gór. Uliczki są tu niezwykle kręte i wąskie, a pośród domów kryje się wiele niewielkich meczetów i cmentarzy. Mijamy jeden z nich przy ul. Sedrenik i schodkami uliczki Bakije Sokak trafiamy na pozostałości murów obronnych z kapitalną panoramą na całą dolinę i rozciągnięte w niej Sarajewo po sam horyzont.

Warto nadmienić, że dwa wymienione wyżej punkty widokowe w Sarajewie to nie wszystko. Jest ich o wiele więcej. Powoli schodzimy w dół do miasta. Przysiadamy w kawiarni na chwilę przyjemności, nie mogąc odmówić sobie kawy po bośniacku z ciachem kawoalt.

Stolica Bośni i Hercegowiny jest niezwykłym miejscem. Sarajewskie obrazy pozostaną na bardzo długo w naszych głowach. Łapcie jeszcze parę zdjęć, a jeśli po tej porcji wciąż będziecie mieli mało, to koniecznie zajrzyjcie do galerii Añelo de la Krotsche. Coś niesamowitego!

Powoli dociera do nas myśl - niestety to już prawie koniec naszej wizyty w Sarajewie. Jednocześnie dobiega również końca nasz trzytygodniowy Bałkański Kalejdoskop : Słowenia - Chorwacja - Czarnogóra - Bośnia Hercegowina. Stolica Bośni i Hercegowiny jest ostatnim miejscem które odwiedziliśmy w jego trakcie i które przedstawiamy na blogu. Przyjeżdżając tu nie miałem bez żadnych oczekiwań, po wizycie stwierdzam, że stolica BiH jest jednym z tych miast, w które chciałbym kiedyś wrócić, kto wie co przyniesie jutro. Tymczasem wracamy na ulicy Alifakovac do Villa Sky po samochód i ruszamy do Polski zostawiając Sarajewo za sobą. Będziemy tęsknić! Żegnaj Sarajewo! A może do zobaczenia kiedyś..?

Wracamy przez Węgry. Zaliczamy bezowocne poszukiwanie kempingu po drodze, wobec czego zmuszeni jesteśmy spać na parkingu w Dunaföldvár, niedaleko  Budapesztu, który jednocześnie był ostatnim punkcikiem na mapie naszego tripu, ale nie będziemy tu o nim pisać. Na tym kończymy opowieść. Licznik zatrzymuje się na ~ 4300 km przejechanych kilometrach. Mapę całej trasy znajdziecie poniżej. To były przepięknie spędzone dni! Dzięki za uwagę! 

 

MAPKA ODWIEDZONYCH MIEJSC

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Noc­le­gi / zakwa­te­ro­wa­nie / wyży­wie­nie

Prze­wod­ni­ki tury­stycz­ne / mapy

Inne info / ceny wstę­pu, godzi­ny otwar­cia...

TRASA BAŁKAŃSKI KALEJDOSKOP 2017

Jeśli chcesz obejrzeć więcej zdjęć z naszego pobytu w Bośni i Hercegowinie, zajrzyj do naszych galerii: Kalejdoskop Bałkański: BiH I oraz BiH II (Maglić).

Jeśli podobał Ci się wpis to koniecznie daj nam o tym znać - zostaw like'a, komen­tarz lub podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo nas ucieszy. Zachęcamy Cię również do odwiedzania naszych profilów na FacebookuInstagramie, a także do częstego zaglądania na stronę pionowemysli.pl po więcej informacji, zdjęć, inspiracji czy ciekawostek z naszych eksploracji wspinaczkowo-podróżniczych. Możesz również zostawić nam swój adres e-mail by na bieżąco otrzymywać info o kolejnych wpisach.

Pozdrawiamy!
Martyna i Krzysiek | Pionowe Myśli

Comments

  1. Karolina Kowalska

    Ojejciu, Bałkany to nasze jeden z ulubionych kierunków. :))) Objechaliśmy na naszym moto już wszystko prócz BiH i Macedonii i tak patrząc się na Wasze zdjęcia, to znowu tęsknimy za tymi miejscami. Mają w sobie magię.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *