Końcem sierpnia lądujemy jak, co miesiąc w Rajczy. Tym razem wizyta jest jednak o tyle wyjątkowa, że pojawiamy się tam głównie z powodu ślubu ;-) Zgodnie stwierdzamy, że to może być idealna okazja by po "na chwilę" wyskoczyć w Tatry i pomacać ciepły granit.
Trudno sobie wyobrazić lepszy przełom i kilka pierwszych tygodni tego roku pod wględem warunków śnieżych w górach. Aktualnie w Beskidach większość miejscówek wciąż oferuje bardzo dobre warunki skiturowe.
Letni urlop zazwyczaj równa się dla nas - góry + morze, tym razem jednak (A.D. 2018 :-D ), ze względu na zaplanowany na jesień wyjazd bezgórski, letnie wakacje spędzamy w Austrii - 100% gór.
W tym roku padło na Słowację, tam spędziliśmy 9 dni majówki - małe wakacje. Szukaliśmy miejsca, które będzie dość blisko Polski, gdzie będzie można połączyć wspinanie z innymi aktywnościami, takimi jak chodzenie po górach czy zwiedzanie.
Nie nazwę tego marzeniem, to wszakże zdecydowanie nie ta kategoria. Niemniej jednak, jakieś dwa lata temu, wraz z przejściem na jasną stronę mocy (czyt. polubienia
Veľká Fatra to jedno z najciekawszych i najbardziej dzikich pasm górskich na Słowacji. Mimo, że zdecydowanie mniej popularna (przynajmniej wśród polskich turystów) niż jej imienniczka - Mała Fatra - bez wątpienia nie mniej interesująca.
Przed Wami relacja z naszej wizyty w Bośni i Hercegowinie, krainie pełnej piękna, ciepła i... blizn historii. Piąta, "last but not least", część naszego Bałkańskiego Kalejdoskopu.