Spis treści
Poprzednia część naszej opowieści zatrzymała się w małym środkowodalmatyńskim miasteczku Omiš. Stąd, po trzech dniach spędzonych na różnych okolicznych aktywnościach, ruszyliśmy w dalszą drogę. Z jednej strony błękit Morza Adriatyckiego, z drugiej wysokie góry masywu Biokovo. Tak w skrócie można określić Riwierę Makarską, uznawaną za jeden z najpiękniejszych odcinków wybrzeża Chorwackiego.
Brela
Kolejnym przystankiem naszej trzytygodniowej podróży po Bałkanach była Brela, pierwsza, licząc od północy, miejscowość Riwiery Makarskiej. Maleńkie, turystyczne miasteczko słynące głównie z pięknych plaż. Dugi Rat (lub Punta Rata) - najbardziej znana z żwirowych plaż brelańskich, kusi cieniem wiekowych sosen oraz krystalicznie czystym lazurem wody. O czystości morza w tym miejscu świadczy przyznana jej Błękitna Flaga, certyfikat w dziedzinie ekologii i ochrony środowiska.
Do Breli schodzimy wprost z Jadranki, po zostawieniu samochodu w jednej z zatoczek. Wpierw drogą, potem ścieżką przez oliwne gaje po kilkunastu minutach trafiamy na nadmorski deptak Breli. Przyjemnym spacerkiem, zacienionym deptakiem, wspomnianej wcześniej, plaży Punta Rata docieramy na jej zachodnią część. Tu leży „Kamień Breli” (Šakan) - kamienny symbol miejscowości, będący jednym z najpopularniejszych motywów kartek pocztowych nie tylko z Breli, ale także z całej Chorwacji. Zastanawiające jest, jakim cudem głaz stoczył się do morza, tak że wciąż rosną na nim drzewa ;-) Z naszego punktu widzenia to kamień i tyle.
Dla wszystkich poszukujących pięknych, klimatycznych plaż, Brela to znakomite miejsce na spędzenie wolnego czasu. Trzeba się liczyć się z tym, że na plaży może być tłoczno. Jak się jednak łatwo domyśleć, to nie do końca nasze klimaty. Przyjechaliśmy w okolice Makarskiej Riwiery w nieco innym celu ;-) Mimo, że Adriatyk mocno kusi (zwłaszcza mnie ;-) nie zagrzewamy zbyt długo na miejscu. Wracamy przez oliwne gaje na Jadrankę i zahaczając błyskawicznie informację turystyczną w Makarskiej, z mapką w dłoni udajemy się w kierunku, górującego nad wybrzeżem, Parku Narodowego Biokovo.
Biokovo / Sveti Jure
Biokovo, wznoszące się wzdłuż Makarskiej Riwiery, należy do nadmorskiego pasma Gór Dynarskich. Dlaczego miejsce to jest takie wyjątkowe? To właśnie tutaj szary, skalny mur styka się z krystalicznie błękitnym Jadrem. Jedną z głównych atrakcji pasma jest najwyższy Sveti Jure (góra Świętego Jerzego) o wysokości 1762 m n.p.m, który jednocześnie jest drugim co do wielkości szczytem w Chorwacji.
Biokovo to również siedlisko wielu rzadkich gatunków endemicznych oraz rzadkich ptaków drapieżnych. O wyjątkowości płaskowyżu świadczą również różne zjawiska geomorfologiczne: dziury lejkowe, szczeliny, jamy czy jaskinie. Nie dziwi więc fakt, że od 1981 r. obszar 19 550 ha masywu został objęty ochroną jako Park Przyrodniczy Biokovo.
Wszystkim tym, którzy planują odwiedzić Biokovo polecamy wycieczkę na jego najwyższy szczyt - Sv.Jure oraz górę Vošac. Można się tam dostać na dwa sposoby:
- jednym z kilku pieszych szlaków turystycznych pieszych znakowanych na czerwono (mapkę znajdziecie w informacjach praktycznych na końcu tekstu) np: Makarska – Makar – Vošac – Sveti Jure (~5 h 30 min),
- najwyżej położoną w Chorwacji, asfaltową drogą "Biokovo Road" (Makarska – Tučepi – Staza – Sveti Jure,
My planowaliśmy scalić te dwie możliwości w jedną. Najpierw chcieliśmy wjechać samochodem do Planinarski'ego domu pod Vošcem, a następnie stamtąd szlakiem na szczyt. Jak się okazało w praktyce - wyszło trochę inaczej :-) Rzućmy okiem na perspektywiczną mapkę tego, co przed nami i jedziemy z tematem.
źródło: hpd-sveti-jure.com
By dotrzeć do głównego wejścia na teren parku, jedziemy Jadranką do ostatniego skrzyżowania ze światłami w Makarskiej. Z niego kierujemy się na na Vrgorac drogą 512. Po przejechaniu ~6 km, za miejscowością Gornij Tučepi skręcamy w lewo, docierając do bram Biokova. Tu jesteśmy zobligowani kupić bilet (50 HRK/os płatne gotówką), uprawniający nas do wjazdu na teren parku. Z biletem dostajemy mapkę parku zawierającą również podstawowe informacje na jego temat. Przy wjeździe wita nas tabliczka z napisem "Drive at your own risk" (Jedziesz na własne ryzyko). Zapowiada się ciekawie ;-)
Pierwszy fragment trasy wiedzie przyjemnie przez piniowe lasy, by z kolelejnymi przejechanymi kilometrami przeobrazić się w stromą, wąską i krętą dróżkę. Zostawiamy za sobą pierwsze punkty widokowe: Vrata Biokova oraz Ravna Vlaška. Po kilku kilometrach zaczynają się serpentyny. Wokół nas iście księżycowe krajobrazy - mijamy wśród nich ruiny dawnych zabudowań, konoby i ogródki z warzywami, pszczelarskie pasieki, a także pasące się konie, krowy, kozy czy nawet osiołki. Od Ravnej Vlaški droga wije się po równinnym terenie. Mijanie się z innymi samochodami jadącymi z naprzeciwka, na coraz węższej drodze, nie należy jednak do najłatwiejszych. Często jedynym ratunkiem są niewielkie zatoczki rozmieszczone co kilkaset metrów, umożliwiające bezpieczną mijankę. Mniej więcej w połowie trasy pomiędzy Ravną Vlašką, a szczytem Sveti Jure skręcamy w lewo za znakami na Vošac (w prawo droga na Sv.Jure).
Po nieco ponad pięciu kilometrach dojeżdżamy na parking nieopodal nieczynnego aktualnie schroniska Planinarski dom Vošac. Pierwsza część drogi za nami. O tym, że wariant "dla zmotoryzowanych” jest wymagający i niekoniecznie dla wszystkich kierowców, niech świadczy fakt, że na parkingu spotykaliśmy faceta, który po pokonaniu dotychczasowego fragmentu drogi zdecydował się wezwać Służby NP Biokovo. Strażnicy zmuszeni byli zjechać w dół wraz z nim, jego samochodem, bo sam nie był w stanie. Był tak zaaferowany, że z przejęcia zapomniał nawet butelki wody na dachu ;-) Przypomnę tylko, że "najciekwszy" fragment drogi znajduje się dopiero wyżej. Warto wziąć to pod uwagę.
Przy schronisku urządzamy sobie dłuższą posiadówę. Gotujemy, relaksujemy się. Wybieramy się też na obchód świeżo wyremontowanego, lecz - jak już wspomniałem wyżej - zamkniętego schroniska. Dopiero późnym popołudniem ruszamy w kierunku Vošaca.
Vošac to trzeci co do wysokości, najwyższy szczyt masywu (1411 m n.p.m). Jest oddalony około 20 minut z parkingu. Niedaleko znajduje się również inny atrakcyjny punkt widokowy - Štrbina (1338 m n.p.m.). Skoro jesteśmy już tak blisko postanawiamy zajrzeć i tam. Na miejscu znajduje się platforma z opisaną panoramą.
Nie zabawiamy na Štrbinie zbyt długo. Na odsłoniętym od wiatru przesmyku nie da się wystać. Zimny, porywisty wiatr przegania nas dalej. Wracamy do rozgałęzienia szlaków i kontynuujemy spacer na Vošac. Szczyt znajduje się na brzegu płaskowyżu i można przyjąć za wielce prawdopodobne, że jest jednym z najpiękniejszych punktów widokowych Biokova. Na wierzchołku znajduje się małe, murowane schronisko turystyczne "Planinarski dom Toni Roso". Prowadzi je klub speleologiczny SAK "Ekstrem" z Makarskiej. Na szczycie jesteśmy sami, przed nami rozciąga się rewelacyjny, panoramiczny widok na Makarską, Adriatyk, fantastyczne klify Biokovo, a także szczyt Sveti Jure znajdujący się za nami.
Byliśmy przygotowani by spędzić na Vošacu nieco więcej" czasu - piwko, przekąski, sami wiecie ;-) Warunki jednak takie, że już po paru chwilach wiemy, że nic z tych planów nie wyjdzie. Huraganowy, zimny wiatr studzi skutecznie nasze zamiary. Mimo, że jesteśmy uzbrojeni w puchówki stwierdzamy, że nie ma większego sensu tu sterczeć. Co dalej zatem, skoro nasz plan na miły wieczór z pięknym zachodem słońca szlag trafił..?
Wracamy na parking i zasiadamy. Robimy listę wszystkich argumentóww "za i przeciw" opcji co dalej i postanawiamy... rzucić monetą ;-) Niech los zdecyduje o tym, czy będziemy tu, zgodnie z pierwotnym planem, kiblować do rana by nazajutrz, szlakiem przez Babina Vrklja ruszyć na szczyt Sveti Jure, czy też wjedżamy tam samochodem teraz. Rzut monetą przesądza - ruszamy od razu! Jako że, do zachodu słońca nie zostało zbyt wiele czasu, musimy się sprężąć.
Przed nami ostatnie kilometry najciekawszego etapu trasy - podjazd ciasnymi i ostro wijącymi się serpentynami na sam szczyt. Wspinamy się w górę powoli i ostrożnie. Z każdym pokonanym kilometrem, droga robi się bardziej stroma i wąska. Wrażenie potęgują pionowe wapienne zbocza z jednej strony oraz stare, przerdzewiałe barierki, zabezpieczające przed runięciem w przepaść, z drugiej strony drogi. Z uwagi na fakt, że szerokość drogi to w zasadzie jedno-półtora auta, nie zaszkodzi myśleć kilkaset metrów do przodu. Nigdy nie wiadomo, czy zza zakrętu nie wynurzy się nagle inny samochód. Dobrą praktyką przy pokonywaniu kolejnych ostrych zakrętów, na których mamy bardzo ograniczoną widoczność, jest używanie klaksonu. Informujemy w ten sposób o swojej obecności kierowców nadjeżdżających z naprzeciwka. W przeciwnym razie możemy być zmuszeni do cofnięcia się kilkadziesiąt metrów wąską drogą w dół do najbliższej zatoczki, często nad krawędzią urwiska. Ewentualnie możemy liczyć, że to ten nadjeżdżający z przeciwka się cofnie. Wjeżdżając o tej porze i tak mamy sporo szczęścia, bo zjeżdżających samochodów jest stosunkowo niewiele.
Nie udało nam się jednak zupełnie uniknąć dodatkowych, niekoniecznie pozytywnych emocji, spowodowanych mijankami. Najmniej przyjemna z nich, wiąże się z wymijaniem z pewnymi Czechami. Mimo, że jedną z zatoczek mieli stosunkowo niedaleko za sobą, próbowali wymusić na nas chamską gestykulacją, cofanie się w dół. Oczywiście nie daliśmy się stłamsić i to Czesi musieli się cofnąć. Nie zmienia to faktu, że nawet w zatoczce trzeba się liczyć z faktem mijanki na "grubość lakieru". Innym razem, w trakcie mijanki z Litwinami, obsunął się fragment zbocza pod ich kołami. Na szczęście skończyło się bez poważniejszych konsekwencji.
Jednak wszystkie te przygody rekompensuje nam magia krainy w której mamy przyjemność gościć. Ostatni zakręt, ostatnia prosta i oto jesteśmy. Możemy odetchnąć z ulgą, udało nam się wjechać. Drugi najwyższy szczyt Chorwacji - góra św. Jerzego (Sveti Jure) - 1762 m n.p.m. zdobyta! A to, że samochodem? Kto by się tym teraz przejmował ;-) Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu i czym prędzej wyskakujemy z auta, zdążyliśmy na zachód słońca rzutem na taśmę! ;-) Trzeba dodać, jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jakie mieliśmy okazję podziwiać.
Z tarasu widokowego przy budce strażnika roztacza się fantastyczna panorama Riwiery Makarskiej, skąpane w Adriatyku wyspy Brač i Hvar, a także na księżycowy krajobraz masywu Biokovo. W bezchmurne dni przy dobrej przejrzystości powietrza jest szansa dostrzec stąd podobno również włoskie Apeniny oraz góry Bośni i Hercegowiny. Niestety, bardzo dobrze widoczne są również pożary lasów, które tego lata trawią całą Chorwację. Biokovo również cierpi.
Na wierzchołku znajduje się, przypominający wyglądem rakietę, przekaźnik radiowo-telewizyjny. Warto pokusić się o spacer dookoła niego. Dotrzemy w ten sposób do kapliczki Św. Jerzego. Do 1965 roku stara kapliczka znajdowała się w miejscu przekaźnika. Potem została zburzona i trzy lata później wybudowana nieco niżej. I właśnie starej, XVII wiecznej kaplicy, szczyt SV. Jure zawdzięcza swoją nazwę. Kapliczka co prawda jest zamknięta, ale można zajrzeć do środka przez małe okienko nad drzwiami. W środku dostrzeżemy barwną mozaikę przedstawiającą Świętego Jerzego oraz dwie małe ławki.
Wycieczka na najwyższy szczyt Biokova nie kończy się jednak na widokach ze szczytu. Pozostaje jeszcze bowiem droga „w dół”. A że wieczór coraz późniejszy i chłod coraz większy, najwyższy pora wracać. Na szczęście dla nas, o tej porze na drodze jest już spokojnie, więc zjazd idzie nam niezwykle sprawnie i zajmuje około godziny.
Będąc w środkowej Dalmacji nie możecie nie uwzględnić wizyty w Parku Przyrody Biokovo. Na koniec tej części relacji, traktującej o Biokovie, filmik ilustrujący naszą wizytę w parku przyrody oraz trasę wjazdu i zjazdu. Zapraszamy i polecamy!
W tym miejscu złamiemy chronologiczny schemat naszej relacji i przeniesiemy się o dwa dni do przodu. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Chcielibyśmy w tym wątku kontynuować chorwacki motyw naszego bałkańskiego kalejdoskopu. Do tych dwóch, a także kolejnych niezwykłych dni spędzonych w Bośni i Hercegowinie wrócimy w kolejnym tekście. Przeskakujemy zatem teraz do Neum, w którym przekraczamy granicę bośniacko-chorwacką i tym samym wracamy do Chorwacji.
Po przekroczeniu granicy w Neum - jedynym bośniackim miasteczkiem z dostępem do morza - kierujemy się na Auto Kamp w Prapratno na półwyspie Pelješac. Trochę zdziwił nas brak jakiejkolwiek kontroli na bośniacko-chorwackim przejściu granicznym, ale na terenie tym obowiązują różne układy i porozumienia, więc nie ma się co zbytnio zagłębiać w temat. Mała miejscowość Prapratno znana jest głównie z ładnej piaszczystej plaży oraz przystani promowej Jadroliniji, odprawiającej promy do Sobry na wyspie Mljet.
Meldujemy się na campie, którego szczerze powiedziawszy nie polecamy ze względu na niezbyt miłą obsługę. Camping zdecydowanie nie należy do najtańszych. Za wszystkie dodatkowe usługi np. wi-fi(!) musimy zapłacić słono extra. Można odnieść wrażenie, że gość na jedną noc to dla nich żaden gość - bywa i tak niestety.
Po rozbiciu się próbujemy obczaić promy oraz busy kursujące na Mljet. Nie ma dla nas dobrych wieści. Rozkład kursujących w Sobro busów nie jest dostosowany do przybywających na wyspę, lecz opuszczających ją. Żaden bus nie zabierze nas z promu po dopłynięciu do Sobro. Kicha do kwadratu. Po naradzie postanawiamy odpuścić Mljet i zmieniamy plany. Mamy jednak do dyspozycji cały wieczór, który spędzamy na spacerze na przystań promową. Ta okazuje się istnym siedliskiem wolno żyjących, dokarmianych przez pracowników przystani kotów. Duże, małe, rude, czarne, łąciate, jest ich całe zatrzęsienie! ;-)
Zalegamy na betonowych platformach na końcu przystani z browarkiem do późnego wieczora. Na camping wracamy dopiero po zmroku. Rano zwijamy manatki i ruszamy w dalszą podróż - tym razem kurs na Ston.
Ston / Mali Ston
Jedną z ciekawszych miejscowości na południowym wybrzeżu Chorwacji jest Ston. Ta niewielka osada położona na końcu głęboko wcinającej się w ląd zatoki, często bywa określana jako "brama do Półwyspu Pelješac". Tym, co przyciąga w to miejsce najwięcej turystów, są okalające miasto, monumentalne mury obronne. XIV i XV wieczne fortyfikacje, zbudowane na tutejszych wzgórzach, są największe w Europie i drugie na świecie po Wielkim Murze Chińskiem.
Widoczne już z oddali umocnienia powstały w latach rozkwitu Republiki Dubrownickiej na przełomie XIV i XV wieku. Wtedy to, ze względu na złoża soli, Ston był jednym z najważniejszych ośrodków w regionie. Na fortyfikacje autorstwa m.in. Juraja Dalmatinaca, składało się 5,5 km murów, 40 wież i 7 bastionów, w tym najważniejsza z nich - Veliki Kaštio. System obronny o kształcie pięcioboku, którego narożniki były wzmocnione potężnymi basztami, skutecznie chronił miasto i jego największy skarb - szaliny, przed atakami Turków. Ufortyfikowania biegną na górujące nad miastem wzgórze Podzvizd, gdzie znajdują się ruiny twierdzy. Po drugiej stronie wzgórza mury opadają do bastionu Koruna w Mali Ston. W wyniku trzęsień ziemi, które kilkukrotnie nawiedziły te tereny, cześć z murów uległo znacznym zniszczeniom, a po utracie strategicznego znaczenia miasta, mury zaczęto rozbierać w celu pozyskania budulca dla domostw.
Jest dość wcześnie więc z miejscem postojowym nie ma najmniejszego problemu. Na mury prowadzą trzy wejścia: dwa z nich oznaczone na mapce (link w info praktyczne) jako A oraz C znajdują się w Ston, trzecie - B w Mali Ston. My wchodzimy wejściem C znajdującym się z lewej strony budynku za parkingiem. Bilet wstępu kosztuje nas 50 HRK/os. Mamy szczęście, jesteśmy jednymi z pierwszych odwiedzających mury tego dnia. Podejście stromymi schodami prowadzi nas do pierwszej baszty.
Im wyżej tym widoki są coraz bardziej atrakcyjne. Z baszty rozpościera się przepiękna panorama na czerwone dachówki zabudowań Stonu, solanki z których słynie miasteczko oraz okoliczne wzgórza i cudowną zieleń dookoła.
Układ urbanistyczny miasta jest nietypowy. Mamy tutaj co prawda podział ulic na typową szachownicę, ale - co ciekawe - budynki mieszkalne są w środku, natomiast instytucje publicznego użytku, takie jak np. renesansowy Pałac Rektorów (Knežev dvor) na obrzeżach.
Skoro jesteśmy przy zabytkach, z innych wartych uwagi zachowanych obiektów, warto wspomnieć choćby o gotycko-renesansowym Pałacu Biskupów, gotyckim pałacu rodziny Sorkočević-Djordjic, a także Kościele św. Mikołaja (Crkva sv. Nikole) czy dobrze widocznym z murów, klasztorze Franciszkanów (Franjevački samostan).
W dużej mierze dzięki szeroko zakrojonym pracom rewitalizacyjnym w 2009 roku udostępniono zwiedzającym trasę wiodącą murami (od wejścia C do B), łączącą Ston z Mali Ston. Jej przejście zajmuje jakieś 30 minut. Jeśli doliczymy do tego trasę A <-> C do czasu na zwiedzanie murów, powinniśmy dodać 15 minut. My oczywiście idziemy.
Przed nami coraz szersza panormama na miasteczko oraz słynną, Solana Ston - najstarszą solanę w Europie - składającą się z 58 basenów podzielonych na 5 grup.
Nie mniej ciekawie jest dalej. Za wzniesieniem, prócz miejscowości Mali Ston oraz fortyfikacji ją obejmujących (włącznie z okazałymi ruinamui bastionu Koruna), możemy podziwiać piękną zatokę Malostonski zaljev, słynną na cały świat z hodowli wyśmienitych małż i ostryg. Ponadto z okolic twierdzy rozciąga się przepiękny widok na wyspę Korčula.
Mali Ston to w zasadzie kilka wąskich uliczek. To co różni go od Stonu to lokalizacja bezpośrednio nad zatoką. Oprócz kilku restauracji i barów nie znajdziemy tu wiele ciekawego. Po krótkim spacerze, wracamy murami do większego ze Stonów, po raz kolejny zachwycając się osiągnięciami Dubrownickiej architektury. Nieśpieszny spacer "tam i z powrotem" murami zajął nam około 2 godzin.
Sam Ston jest również bardzo urokliwy. Warto przespacerować się wąskimi i klimatycznymi uliczkami, wzdłuż których ciągną się kamienne domy, pokryte czerwonymi dachówkami. Włóczymy się pustymi zaułkami z nieukrywaną przyjemnością :-) Na koniec wizyty w miasteczku postanawiamy coś przekąsić. Już wcześniej upatrzyliśmy sobie w tym celu Konobę Stagnum, którą szczerze polecamy.
W naszym zamówieniu znalazło się Risotto Cerne wraz z espresso dla Martyny, a także Symfonia Rybnja czyli grilowany zestaw owoców morza z warzywami oraz podwójny Gemišt dla mnie. Wszystko przygotowane na naszych oczach, świeże, pachnące i przepyszne. Niebo w gębie! :-D
Mimo że znajdujący się zaledwie 60 km stąd Dubrovnik i jego sława często przesłaniają wartość Stonu, warto zatrzymać się tu choćby na kilka godzin, w ramach wstępu do historii Republiki Dubrownickiej.
Przed opuszczeniem Stonu robimy jeszcze zakupy - głównie piwa Laško ;-) - w sprawdzonym sklepie sieci Tommy i ruszamy w dalszą drogę. Planując wizytę w południowym zakątku Dalmacji rozglądaliśmy się za miejscem, gdzie moglibyśmy spędzić parę dni. Tak się świetnie składa, że w najbliższej okolicy Riwiery Dubrownićkiej jest kemping, spełniający nasze najważniejsze wymagania czyli: musi być stosunkowo niedrogo, przytulnie no i kameralnie. Nie ma bowiem nic gorszego niż "campmolochy" ;-)
Tym samym, wczesnym popołudniem dobijamy na Kemping Kate w Mlini, niewielkiej miejscowości położonej w połowie drogi między Dubrownikiem a Cavtat. Czyli idealnie.
Meldujemy się, wybieramy sobie miejsce i żwawo rozbijamy namiot. Na popołudnie mamy zaplanowane kolejne snurkowanie ;-) Trzeba wykorzystać sprzęcik, skoro mamy ze sobą ;-) Wyposażeni w maski i fajki wyruszamy w kierunku Cavtat.
Cavtat
Niewielkie, sympatyczne miasteczko to popularny letni kurort wypoczynkowy leżący na kilku półwyspach. Głównym powodem, dla którego ściągają tu turyści są malownicze, kamieniste plaże i krystalicznie czyste wody Adriatyku. Ponadto Cavtat oferuje spore możliwości jeśli chodzi o aktywne formy wypoczynku takie jak surfing, żeglarstwo czy nurkowanie. Oczywiście w miasteczku zachowało się także kilka cennych zabytkowych obiektów. Tym razem nie planujemy jednak zwiedzać miasteczka. Przyjechaliśmy na snurki ;-) Oddalamy się w kierunku deptaku przy nabrzeżu równolegle do plaży, a następnie ścieżką przez las.
Nasza docelowe miejscówka, znajduje się po drugiej stronie cypla, za Hotelem Croatia, nieopodal Cichej Zatoki (Tihai Uvala) i plaży nudystów ;-) Piniowy lasek i skaliste wybrzeże usiane olbrzymimi głazami daje sporo możliwości. Co prawda nie dane nam było zobaczyć ośmiornic czy muren, ale i tak mieliśmy tego dnia więcej szczęścia niż poprzednim razem. Udało nam się zobaczyć mnóstwo ryb, sporo kolorowych gąbek i kilka rozgwiazd. Niżej mała próbka.
Po długiej kąpieli, w trakcie której zmarzliśmy okrutnie, szybko zawijamy się z powrotem na camping. Wieczorem schodzimy na plażę w Mlini, gdzie beztrosko spędzamy czas na ławeczce przy piwku :-)
Dubrownik
"If you want to see heaven on earth, come to Dubrovnik" - te słowa wypowiedział George Bernard Shaw o Dubrowniku w trakcie pobytu w mieście. Jak się pewnie już zdążyliście domyślić, głównym powodem, który przywiódł nas do najdalej na południe wysuniętego regionu Dalmacji, jest Dubrownik, uważany przez wielu za najpiękniejsze miasto na świecie. Być w Chorwacji i nie zobaczyć Dubrownika..?
Nieczęsto, jeśli nie są to góry wstajemy o 5:40, tym razem jednak pobudka skoro świt, bowiem już o 7:06 wsiadamy w autobus relacji Cavtat — Dubrovnik (18 HRK/os). Co prawda omyłkowo, zamiast w "10", wsiadamy w autobus nr "16" i jedziemy do Dubrownika okrężną drogą, ale nie ma to wielkiego znaczenia. Dobre skomunikowanie - pomiędzy Mlini a Dubrownikiem dostępne jest regularne połączenie autobusowe Libertas Dubrovnik - to jeden z głównych argumentów przemawiających za Mlini, jako bazą wypadową do Dubrownika. Parkowanie w sezonie własnym samochodem nie należy do przyjemnych rzeczy. Znalezienie wolnego miejsca blisko starego miasta może graniczyć z cudem, o cenach za postój nie wspomnę. A tak, bezstresowo docieramy do miasta kilka minut przed ósmą, w związku z tym zwiedzanie Dubrownika możemy zacząć wcześnie rano.
Burzliwe dzieje Dubrownika sięgają VII w. i najazdu Słowian, którzy zniszczyli rzymskie miasto Epidaurum (obecnie Cavtat). Uciekający mieszkańcy osiedlili się na skalistej wysepce Ragusa, odgrodzonej od kontynentu wąskim kanałem, a z obawy przed zagrożeniem wznieśli mury. Rozpoczęto budowę nowej osady z wykorzystaniem rzymskiego, regularnego schematu rozplanowania miasta, który do dziś jest widoczny w układzie ulic. W tym samym czasie na kontynencie Słowianie założyli osadę Dubrawa. Społeczności obu osad zjednoczyły się w XVII w., tworząc fundamenty dzisiejszego miasta. W IX w. doszło do zasypania kanału rozdzielającego obie osady, a w jego miejscu powstała główna ulica - Stradun.
Miasto kilkukrotnie wpadało w zależność od innych potęg. Podlegało cesarstwu bizantyjskiemu, przetrwało oblężenie arabskie, było posiadłością Republiki Weneckiej, a także niepodległą Republiką Dubrownicką, zniesioną dopiero przez władze napoleońskie. W latach późniejszych ziemie te należały jeszcze do Włoch, Francji, Austrii oraz były częścią Królestwa Jugosławii.
Po rozpadzie Jugosławii Dubrownik doświadczył krwawego oblężenia, które trwało pomiędzy październikiem 1991 a majem 1992 roku. W wyniku ostrzału wojsk serbsko-czarnogórskich śmierć poniosło ponad 3 tys. ludzi, a blisko 70% budynków Starego Miasta zostało poważnie uszkodzonych. Na szczęście, dzięki zdobytym funduszom na odbudowę, dziś możemy znów podziwiać to miejsce w pełnej krasie. Jedynie nieliczne ślady po kulach i nowe dachówki przypominają o niedawnej tragedii.
Największą atrakcją Dubrownika jest oczywiście Stari Grad, unikalny w Europie, w całości zachowany układ urbanistyczny średniowiecznego miasta wraz z systemem umocnień obronnych. Aby wejść do miasta musimy przejść kamienny, a potem zwodzony, drewniany most nad fosą. Zwiedzanie najlepiej rozpocząć w od głównej bramy Pile, znajdującej się po zachodniej stronie miasta. Niewielki placyk przy bramie Pile zajmuje, zwieńczona kopułą z otworem w środku, Wielka Fontanna Onufrego, powstała jako punkt czerpania wody z XV-wiecznych wodociągów. Na pierwszy rzut oka wcale nie przypomina fontanny. Okrągła kopulasta studnia jest zdobiona szesnastoma kamiennymi maszkaronami, z których ust wypływa woda. Jedna z legend mówi, że ten kto napije się z niej wody, wróci do Dubrownika, natomiast kto napije się wody z wszystkich szesnastu głów, temu spełni się jego życzenie. Niestety podczas naszej wizyty, część kraników nie działała :-/
Bramy kas szturmujemy jako jedni z pierwszych. Mimo drogiego biletu wstępu na mury miejskie (150 HRK/os), zdecydowanie warto. To dubrownicki must see! Główne wejście znajduje się tuż obok bramy Pile. Mury obronne Dubrownika o długości 1940 metrów otaczają całe Stare Miasto. W skład umocnień wchodzi także 5 bastionów, 12 baszt kwadratowych, 3 okrągłe wieże, Twierdza św. Jana oraz dwa forty zbudowane za murami - Lovrijenac i Revelin. Wznoszenie fortyfikacji rozpoczęto w VIII w., a ukończono cztery stulecia później. Główny mur od strony lądu ma od 4 do 6 metrów szerokości, zaś od strony morza jego grubość wynosi od 1,5 do 3 metrów. Wysokość w niektórych miejscach dochodzi do 25 metrów.
Po pokonaniu schodów na górę, odsłania się przed nami widok na mały placyk z Wielką Fontanną Onofrio, na którym przed chwilą staliśmy. Idąc w kierunku przeciwnym do ruchu zegara, docieramy do XV-wiecznej Wieży Bokar (Trdava Bokar), zabezpieczającej miasto przed atakiem od zachodu i z morza. Dobrze widać stąd, położoną za zatoką, wznoszącą się na wystającej z morza skale, kamienną twierdzę św. Wawrzyńca (Trdava Lovrijenac) z XIV w.
Dalsza trasa prowadzi wokół starówki, po lewej mijamy kolejne kamienne zabudowania z brukowanymi uliczkami. Po prawej możemy podziwiać intensywny błekit Morza Adriatyckiego. Z południowej części murów rozpościera się również niesamowity widok na piękną, porośniętą bujnym lasem, wyspę Lokrum. Ze względu na bogatą faunę i florę, oddalona zaledwie 600 metrów od murów miasta wyspa, jest dziś rezerwatem przyrody.
Ruszamy dalej, z murów mamy doskonały podgląd w głąb małego placu Poljana Ruđera Boškovića, przy którym znajduje się jezuicki Kościół św. Ignacego (crkva sv. Ignacija). W przykościelnej dzwonnicy wisi, pochodzący z połowy XIV w., najstarszy, zachowany dzwon w Dubrowniku. Do barokowej świątyni z XVIII w. prowadzą imponujące schody z 1738 roku.
Z perspektywy murów odkrywamy wiele interesujących budowli i elementów architektury ukrytych wśród ciasnych uliczek Starego Miasta. Między innymi wczesnobarokowy kościół Matki Boskiej Carmen (Crkva Gospe od Karmena).
Możemy również przekonać się na własnej skórze, że Dubrownik to nie tylko muzeum. Suszące się na słońcu pranie czy boisko do koszykówki w obrębie starego miasta to tylko nieliczne z przykładów obrazujących żywe miasto, gdzie toczy się zwyczajne życie.
Wędrując dalej w kierunku wschodnim docieramy do potężnego bastionu św. Jana, z którego jak na dłoni widać klimatyczny stary port. To miejsce, które przez wieki było istotnym punktem w rozwoju szlaków handlowych i morskich. To właśnie jemu miasto zawdzięcza swój splendor. Współcześnie w porcie znajdziemy przede wszystkim sporo różnych restauracji, knajp a także łódek, oferujących turystyczne rejsy. Od wschodniej strony port miejski jest chroniony przez Bastion św. Łukasza połączony mostem z drugą z zewnętrznych twierdz - Fortem Revelin. System obronny portu uzupełnia kompleks klasztorny Dominikanów.
Idźmy dalej ;-)
Północny - zabezpieczający miasto od lądu - fragment murów, począwszy od Baszty św. Łukasza po najpotężniejszą z baszt, zwąną Minčeta to najmocniej ufortyfikowany sektor umocnień. W tej części mury są najwyższe, stąd najlepiej widać Stare Miasto. Prawdziwe morze czerwonych dachów, wież, kominów oraz kopuł świątyń potrafi wprawić w zachwyt.
Najbardziej reprezentacyjne budowle dawnego Dubrownika znajdziemy przy głównym placu Starego Miasta - Luža. Plac doskonale widać również z murów. Dominuje kopuła barokowej katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z przełomu XVII i XVIII w. Z przodu katedry stoi świątynia patrona Dubrownika - św. Błażeja (crkva sv Vlaha), natomiast w prawym górnym rogu Kolegium Jezuickie (kiedyś słynne Collegium Ragusinum) przylegające do kościoła św. Ignacego.
Po lewej stronie katedry wznosi się 31-metrowa wieża zegarowa, pochodząca z 1444 roku. Zegar prócz godziny pokazuje również fazy księżyca. Dzwony Lužy alarmowały mieszkańców przed zbliżającym niebezpieczeństwem. Wewnątrz wieży dostrzec możemy dwie postacie wydzwaniające godziny, zwane przez miejscowych "zelenci". Pierwotnie drewniane, później zastąpione figurami z brązu, które z czasem zzieleniały.
Spacer murami kończymy na najczęściej odwiedzanym i jednym z najpiękniejszych punktów widokowych - Twierdzy Minćeta (Trdava Minćeta) z XI/XV wieku. Półokrągła baszta jest zwieńczona drugą, mniejszą, z otworami strzeliniczymi dla dział. Cały Stari Grad, wyspa Lokrum, Adriatyk jak na dłoni :-)
Monumentalne mury miejskie Dubrownika, stanowią bez wątpienia wizytówkę i jedną z największych atrakcji zespołu miejskiego, który został w całości wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO i nie bez powodu nazywany jest „Perłę Adriatyku”.
Po przerwie na lunch podczas którego zajadamy się bułkami z szynką i "glajdą" ;-) oraz lodami (te z lodziarni na początku ulicy Stradun, naprzeciwko Klasztoru Franciszkanów - jak na Chorwację, gdzie o dobre lody ciężko - są nie najgorsze), ruszamy na spacer po Starym Mieście.
Włócząc się po ciasnych zaułkach docieramy na Plac Luža. Przy jego północnej pierzei, na lewo od wieży zegarowej, znajduje się przepiękny gotycko-renesansowy Pałac Sponza. Wewnątrz pałacu, który przetrwał trzęsienie ziemi z 1667 r., mieści się Archiwum Republiki Dubrownickiej.
Na placu uwagę zwraca równięż XV-wieczna kolumna Orlanda, stojąca przed Kościółem św. Błażeja. Przez stulecia symbol wolności i niezależności Republiki Dubrownickiej. Na prawo od placu odchodzi szeroko ulica Pred Dvorom, którą zamyka, robiąca ogromne wrażenie, bryła Katedry Wniebowzięcia NMP.
Najbardziej reprezentatywny przy ulicy Pred Dvorom jest Pałac Rektorów. Na szczególną uwagę zasługuje zwłąszcza fasada zewnętrzna z marmurowymi kolumnami i zdobionymi kapitelami oraz wewnętrzny dziedziniec z krużgankami. Niestety za wejście na dziedziniec jest pobierana dodatkowa, dość wysoka opłata więc nie decydujemy się, ale zerknąć na pewno warto.
Wydawałoby się, że w Dubrowniku mieszkali tylko katolicy. Wbrew pozorom tak nie jest, prócz kościołów, znajduje się tutaj również meczet, cerkiew (Srpska pravoslavna crkva) oraz niewielka synagoga. Tej ostatniej - jednej z najstarszych w Europie - nie jest nam jednak dane zobaczyć - zmęczeni bezowocnym poszukiwaniem, zalegamy w cieniu, na tyłach murów miejskich. Uzupełniamy płyny i siły. Ja posuwam się nawet do kilkuminutowej drzemki ;-) Po niej i ostatniej lekturze przewodnika kontynuujemy spacer dubrownickim traktem.
Wracamy na Stradun - zwaną też Plača - główny deptak dubrownickiej starówki. Sztandarowa ulica jest pozostałością po kanale, który wieki temu oddzielał północną i południową część miasta. Ciągnie się od bramy Pile do wieży zegarowej, obok której znajduje się przejście do portu. Dziś tętni życiem mieszkańców w licznych kawiarniach i knajpkach. Wygląd Stradun jest nieprzypadkowy. Wszystkie kamienice zbudowano z tego samego jasnego wapienia, okiennice muszą być jednakowego odcienia zieleni, a latarnie wykonane są wg tego samego projektu.
Powoli mija nasz dubrownicki dzień. Szlajanie kończymy tak jak zaczęliśmy, na placyku przy Wielkiej Fontannie Onufrego. Nim opuścimy bramy Starego Miasta mijamy jeszcze dwie świątynie, na które warto zwrócić uwagę. Pierwszą z nich jest Kościół i Klasztor Franciszkanów. Uwagę przykuwa zwłaszcza piękny, rzeźbiony portal, ozdobiony Pietą, miejscowych artystów autorstwa Petara i Leonarda Adrijiciów z 1498 roku, z postaciami św. Heleny i Jana Chrzciciela. Z kolei tuż obok kompleksu klasztornego i zarazem naprzeciwko Wielkiej Fontanny Onufrego stoi niewielki Kościół Zbawiciela (crkva sv. Spasa). Jako jedna z nielicznych budowli przetrwał silne trzęsienie ziemi w 1667 roku. Jego skromną fasadę zdobi piękny portal i okrągłe okno-rozeta. W ten sposób kończymy ten niezwykły dzień z Dubrownikiem. Czeka nas już tylko powrót "dziesiątką" na camping.
Tam odświeżamy się i uderzamy na snurki w Mlini. Już tradycyjnie wiąże się to odwiedzinami plaży nudystów ;-) Tym razem jest to plaża "Nudist EKK", jak się okazuje bardzo popularna, gdyż ludzi tu całkiem sporo. Dochodzimy do wniosku, że miejscowi naturyści fantastycznie się tu urządzili. Ich kawałek plaży jest zdecydowanie najładniejszy! By nie niepokoić towarzystwa jako tekstylni znajdujemy swój kawałek plaży. Snurki jednak tym razem słabe, woda niezbyt czysta, nieliczne duże ryby szybko zmiatają w niedostępne głębiny.
Po powrocie na kemping szybka kanapka i zejście na ostatnie, podczas tego wyjazdu, piwko nad morze. To również nasz ostatni dzień w Chorwacji. Zawsze w takim momencie czuć mały ścisk w sercu. Tym razem chyba jednak nieco mniejszy, czas bowiem na Czarnogórę! Ale o tym już w następnym odcinku bałkańskiego kalejdoskopu — Stay tuned! ;-) Ciąg dalszy nastąpi...
Nieco więcej zdjęć znajdziecie w galerii: Kalejdoskop Bałkański - Chorwacja. Jeśli podobała się Wam ta relacja, dajcie nam o tym znać, lajkujac ją na FB, komentując lub udostępniając - dzięki temu będzie miała szansę dotrzeć do większej liczby osób. Jeżeli chcecie być na bieżąco z tym co się u nas dzieje, koniecznie zapiszcie się do naszego newslettera. Po więcej informacji, zdjęć, inspiracji czy ciekawostek z naszych tripów wspinaczkowo-podróżniczych zapraszamy też na nasze profile na Facebooku i Instagramie - do zobaczenia!
Informacje praktyczne
Trasa wjazdu na Sv. Jure
Noclegi / zakwaterowanie / wyżywienie
- Kemping Lisičina / Omiš
- Auto Kamp Prapratno / Prapratno
- Kemping Kate / Mlini
- Konoba Stagnum / Ston
Przewodniki turystyczne / mapy
- Chorwacja // Lonely Planet
- Wybrzeże Chorwacji, Słowenii i Czarnogóry - Karolina Brusić, Michał Jurecki, Zuzanna Brusić // Bezdroża
Inne info / mapy, ceny wstępu, godziny otwarcia, rozkłady jazdy..
- Park Przyrodniczy Biokovo // Biokovo - mapa // Biokovo - mapa online
- Mury Dubrownika // Dubrownik - mapa
- Mury obronne Stonu // Ston & Mali Ston - mapa turystyczna
- Dubrovnik - Cavtat // rozkład jazdy autobusów linii Libertas Dubrovnik