Zacząć wszystko należałoby od tego, że jak sobie coś ubzduram, to wołami nie ruszysz. I tak właśnie z tym Gerlachem było. W głowie jedno, żadnych vodców, żadnych smyczy, żadnych Batyżowieckich czy Wielickich Prób. Jeśli wchodzi w grę najwyższy szczyt Tatr to tylko tylko w jeden sposób – Gerlach drogą Martina. Więc gdy tylko pewnego „sekcyjnego” wieczoru w TOTEM-ie poruszyliśmy z Ulą temat słynnej „Martinovki / Martinki” już było pewne, stanie się.
Długi weekend majowy… brzęczy telefon: „Cześć Krzysiek! Jedziesz z nami…?”
Gdy ludzie śpią, w końcu środek nocy, my już mkniemy wozem bojowym w kierunku Tatrzańskiej Polanki. Zjeżdżamy z Drogi Wolności, parkujemy, przepakowujemy się, dzielimy szpej – ale – za dużo nie ma co brać, przecież trudno nie jest.
Podejście
Ruszamy zielonym szlakiem w kierunku Śląskiego Domu, cel jasny.
W Śląskim burżuazyjnie zapodajemy sobie z Ulką po „małej czarnej” za bagatela 1,5€. W końcu docierają również Bartek i Michał.
Nie ma co się zasiadywać, ruszamy dalej, przed nami jeszcze ~2h podejście do Polskiego Grzebienia. Z początku pochmurno. Porażający swoim ogromem Żleb Karczmarza (cel na zimę..?) schowany w chmurach, jakby nie do końca chciał porażać.
Z każdym metrem zbliżającym nas na przełęcz pogoda się ogarnia. W końcu docieramy na Polski Grzebień.
Gdy byłem tu trochę ponad 10miesięcy temu, ostatni, a zarazem pierwszy raz (patrz), na Gerlach drogą Martina, na którą zaraz mieliśmy wstąpić, patrzyłem jak na marzenie – do zrealizowania – ale jednak marzenie. Marzenie, które teraz miało się spełnić.
Martinovka
Nikogo przed nami, nikogo za nami, cała grań dla nas… pora ruszać, Ula na czele, tuż za Nią Michał
Widoki z grani powalają: Ganek, Rumanowy, na drugim planie Wysoka, Rysy.
Zdobywamy pierwszy na grani wierzchołek – Wielicki Szczyt (2318 m. n.p.m)
Z Wielickiego Szczytu mamy dwie alternatywy, część zespołów w tym miejscu schodzi, my wykorzystujemy stare pętle i zjeżdżamy.
Następnie mijamy, nieco łatwiejszym terenem, uskok Wielickiego i docieramy na przełęcz. Z przełęczy przyjemną, urzeźbioną granią wprost na wybitny Litworowy Szczyt (2423 m. n.p.m)
Na Litworowym z Bartkiem.
Zejście na Litworową przełęcz jest banalne, potem jednak zaczyna się coraz ciekawiej. Grań zdecydowanie staje się ostrzejsza, jest jednak lita, nic się nie sypie spod nóg. Nasz kierunek to Wielicka Turniczka. Poruszając się do góry gzymsami i kominkami, szybko zdobywamy wysokość, choć czasem mamy wątpliwości orientacyjne, ale staramy się iść, jak najbardziej to możliwe, ostrzem grani. Mijamy Wielicką Turniczkę i schodzimy (niełatwo) na Wyżnią Łuczywniańską Szczerbinę. To jedno z najbardziej czujnych miejscach na grani. Należy ostrożnie przetrawersować po gzymsie, potem trochę w górę i kolejny trawers od półki na lewo w sporej ekspozycji. Następnie, początkowo stromą granią po gzymasach i póleczce pod ścianę, a potem po łatwych stopniach wspinamy się na Niżnią Wysoką Gerlachowską.
Droga idzie nam szybko, poruszamy się sprawnie w tym terenie bez asekuracji, a wspinaczka jest bardzo przyjemna. Po wejściu na Lawinowy Szczyt pogoda nam się nieco psuje, chmury, mgły ograniczają nieco widoczność,
chwila wątpliwości, “czy będzie lało?”. Michała już raz w okolicach Zadniego Gerlacha przegnało. Nie ma się co jednak zbyt długo zastanawiać, robimy przerwę na posiłek na grani, nieco poniżej Lawinowego i trzeba napierać dalej. Kawał drogi plus zejście przed nami. Grań, poprzez eksponowane Jurgowskie Czuby, wyprowadza nas na główny szczyt Zadniego Gerlacha.
Wpisujemy się do puchy. Niestety widoczność na szczycie nie rzuca na kolana.
Łatwym terenem, tylko w środkowej części zwężającym się do grani, schodzimy na Przełęcz Tetmajera. Po drodze możemy zauważyć szczątki radzieckiego samolotu, rozbitego w 1944 roku. Tutaj na przełęczy zaczyna kluczowy fragment drogi, grań jest trudna technicznie i mocno eksponowana (tak donoszą przewodniki). Jako najbardziej doświadczony jako pierwszy wbija się w drogę Bartek.
w którymś jednak miejscu niepotrzebnie schodzą z Ulką z grani w prawo do żlebu. Ja odnajduje ślady raków ściśle na ostrzu grani, która jest mocno eksponowana, ale zasobna w bardzo dobre chwyty i stopnie nie sprawia mi trudności. Jest to co lubię… MROK
Po jakimś czasie dostrzegamy krzyż na wierzchołku, Bartek z Ulką wracają ze żlebu na grań tuż za nami, bogatsi o frienda ;) Meldujemy się na 2655 m. n.p.m., na Dachu Tatr i Karpat, drogą najznakomitszą na pierwszy raz. Gerlach drogą Martina :) Stało się – marzenie, wizja, cel – spełnione.
Zejście
Za dużo czasu na szczycie nie spędzamy, jeszcze zejście przed nami, nie wiemy jakie warunki w Batyżowieckim Żlebie, którym decydujemy się schodzić. Na nasze szczęście zalega jeszcze mocno związany śnieg więc posuwamy się w dół dosyć szybko.
Batyżowiecką Próbę pokonujemy jeszcze w ostatnich blaskach dnia.
Nad Batyżowiecki Staw już jednak docieramy po zmroku, przy blasku czołówek, zmęczeni…
Czasu jednak wiele na odpoczynek nie ma, jeszcze zejście do Wyżnich Hagów nas czeka, a potem asfalt do Tatrzańskiej Polanki, gdzie czeka na nas samochód. Już podczas zejścia Batyżowieckim Żlebem, Michałowi przypomina o sobie kontuzja kolana. Gdzieś na przecięciu Małej Huczawy z żółtym szlakiem, decydujemy się podzielić na 2 pary: Ula i ja będziemy schodzić szybko prosto po samochód, Bartek z Michałem pójdą tak szybko jak zdołają, z uwago na kolano Michała.
Droga asfaltem to istny koszmar, na stopa nie ma co liczyć o tej porze (~12 w nocy), zmęczeni w końcu docieramy do samochodu. Jako że prowadzę samochód po dłuższej przerwie nie obywa się bez przygód ;) ale koniec końców dojeżdżam tak wysoko po chłopaków jak tylko się da. Tam jeszcze czekamy na nich kilka chwil, po czym widzimy światła ich czołówek, wolno zmierzające ku nam.
Jeśli chcesz obejrzeć więcej zdjęć, zajrzyj do galerii: Martinovka, a jeśli podobał Ci się wpis to koniecznie daj mi o tym znać – zostaw like’a, komentarz lub podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Zachęcam Cię również do odwiedzania moich profilów na Facebooku i Instagramie, a także do częstego zaglądania na stronę pionowemysli.pl po więcej informacji, zdjęć, inspiracji czy ciekawostek z naszych eksploracji wspinaczkowo-podróżniczych. Możesz również zostawić mi swój adres e-mail by na bieżąco otrzymywać info o kolejnych wpisach.
Pozdrawiam!
Krzysiek | Pionowe Myśli