Z Súľova przez Poprad-Tatry do Polski cz.1

Boże Ciało – w głowie były różne rzeczy, miejsca, plany, im bliżej tym więcej się klarowało. Ostatecznie miały być Tatry, miały być Słowackie i wreszcie koniecznie Wysokie, ale zanim do tego doszło, spontanicznie dołączyłem do ekipy rajczańskiej, wybierającej się na dwudniowy wspin w skały do Sulova. Pomimo, że w skałach wspinałem się wcześniej tylko raz, pomysł mi bardzo przypadł mi do gustu.

Part I
Wyjeżdżamy około 8 rano, prognozy pogody były nieciekawe. Przejeżdżając przez Zwardoń łapiemy potworną ulewę. W głowach czarne myśli – skończymy na całodniowej popijawie w lokalnej knajpie. Na szczęście im głębiej wjeżdżamy w Słowację tym pogoda lepsza. W Sulovie wita nas błękit nieba i słońce. Nasza 7 (trójka już od rana działa w terenie) melduje się na campie około godziny 9:30, choć mamy namioty, decydujemy się na wynajęcie 2 domków koszt jednego to 27EUR/4os. Lokujemy się, rozdzielamy/kompletujemy szpej i ruszamy, czerwonym szlakiem, pod skały. Podejście zajmuje nam około pół godziny. Skała w Sulovie, to dający bardzo dobre tarcie, zlepieniec. Naszym łupem, na początek, pada droga o wiele znaczącej nazwie Climbing for all (IV) na Trojzubcu. Prowadzi Grzesiek, gdy wisi już wędka, idzie Magda, asekuruję. Potem na mnie kolej – napieram:

Jest zajebiście! Przy okazji przypominam sobie kilka rzeczy których, już zapomniałem, uczę się też nowych. Jest też trochę śmiechu, rozmowy. Przenosimy się do reszty grupy pod skałę Obelisk. Po jakimś czasie na Obelisku wyścigi :D

Tylko się wydaje, że jestem pierwszy. Idę na wędkę, prostszą drogą(V) i koniec końców odpadam, ale kolejne doświadczenia zdobyte :) Dzień mega udany. W drodze powrotnej, zahaczamy o knajpę gdzie wlewamy w siebie po browarze. Dwóch z nas wraca już teraz. Reszta idzie na camp, posilamy się i obieramy jedyny słuszny kierunek – powrotny – knajpa, gdzie wlewamy w siebie litry lokalnego złotego trunku – Poppera i zjadamy wszystkie serowe korbaciky, jakie są na stanie :D Zaczyna padać, martwimy się o jutrzejszy dzień, ale poranek wita nas słońcem i błękitem. Pakujemy się i opuszczamy chatki, parkujemy w centrum Sulova i idziemy się wspinać. Skała VPN, na jakiejś drodze (IV) nie pamiętam nazwy:

Na sam koniec idziemy na Tabulę, ale ja już nie mam mocy w łapach – choć nogi by jeszcze chciały (wniosek nasuwa się sam, mus mi wzmocnić kończyny górne), daję za wygraną. Koło 15 schodzimy do samochodów. Tu małe zakupy, “obiad” i ruszamy w drogę powrotną. Ja wysiadam w Żylinie w celu kontynuowania bożocielnego weekendu w stylu tatrzańskim , reszta rozjeżdża się do domów…

C.D.N.

Więcej zdjęć w galerii -> Súľov

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *