Po przygodach dnia poprzedniego „na” oraz „po” wspinaczce na Galerii, nasz plan zakładał przeniesienie się z Doliny Ciężkiej do Mięguszowieckiej i Grań Żabiego Konia. Jak się okazało jednak, nie było to ani takie proste, ani takie szybkie jak sądziliśmy. Dlaczego? Zmęczenie, prawdopodobnie odwodnienie i jakieś zatrucie. W każdym razie niemoc na podejściu pod Wagę była trudna do opisania, chyba nigdy wcześniej się tak nie czułem.
Tylu odpoczynków co na tym odcinku, nie robiliśmy podczas całego tygodnia w Tatrach. Ja przy okazji znacząc szlak, pozbywałem się zarówno śniadania jak i wnętrzności :-( Jeśli można powiedzieć, że każdy metr podejścia wydarliśmy siłą woli, to w tym przypadku nie będzie w tym przesady. Tak właśnie było, na tym uciążliwym i kruchym odcinku. Jednak ani przez moment nie przeszło nam przez myśl „zawracamy”. Gdy w końcu wydostaliśmy się na górną grzędę przed przełęczą, zalegliśmy jeszcze raz by nacieszyć oczy urwiskiem Galerii Gankowej. Stąd, trzeba przyznać, prezentuje się niezwykle efektownie.
Z Wagi mamy już blisko do Chaty pod Rysami, gdzie podejmujemy jednomyślną decyzję. Z taką kondycją nie jesteśmy w stanie dziś nic podziałać. Spijamy sobie gorącą herbatę, klepiemy miejscówki (16€ – zniżek AV, KW brak). Ponieważ w międzyczasie zaczyna padać i tak byśmy tego dnia nie poszaleli. Padamy do łóżek jak kawki.
W rezultacie osłabienia i prawdopodobnie odwodnienia przesypiamy cały dzień… i noc w zasadzie :-/ Z jedną przerwą na polevke kapustovą, 2 piwka i Pyralgine na noc od Adama spotkanego w Chacie. Dzięki kolego!
Rano budzimy się jak nowonarodzeni! Wróciły nam apetyt i moce witalne :-) Zarzucamy nieśpiesznym śniadaniem – daleko wszakże nie mamy. Następnie szybciutko schodzimy w dół do Żabich Stawów, zdążywszy uprzedzić tłumy pędzące na Rysy. W kolebie w Żabiej Kotlince ukrywamy graty, nastepnie idziemy po zapas wody do stawów i na chwilę zalegamy na wielkiej płycie z widokiem na nasz cel – Wschodnią grań Żabiego Konia.
Dolina Żabia Mięguszowiecka // Żabi Koń // Wschodnia Grań Żabiego Konia [ II/III+ ]
Po kilkudziesięciu minutach bierzemy „co trzeba” i podchodzimy. Wpierw złomami, następnie piargiem pod rynnę. Rynną tą zaczyna się właściwe podejście od strony słowackiej pod Grań Wschodnią Żabiego Konia. Najpierw wspinamy się rynną terenem dwójkowym. Dalej trawiastymi zachodami dostajemy się pod kolejną rynnę, gdzie zastajemy dwa haki. Nie wiążemy się jednak, idziemy dalej. Pokonujemy rynnę i wychodzimy na pochyły taras, prowadzący nas trawersem do łańcucha zjazdowego. Podejście opisywane przez mistrza Paryskiego jako „nieco zawikłane” okazuje się bardzo przyzwoite orientacyjnie i nie sprawia nam kłopotów. Natomiast grań z tego miejsca prezentuje się niezwykle okazale!
Pogoda co prawda mogłaby być lepsza, ale możemy się za to cieszyć spokojem. Nikogo przed nami na grani, nikogo za nami. Szpeimy się i jako, że to Damian poprowadzi pierwsze dwa wyciągi, zjeżdżam pierwszy na Żabią Przełęcz. Teraz kolej na mojego partnera.
W trakcie gdy zjeżdża, zakładam stanowisko na dobrym bloku skalnym. Wiążemy się i zaczynamy. Pierwszy wyciąg to tzw. Dolny Koń, tarciowa płyta i sama przyjemność.
Drugi wyciąg – najtrudniejszy na grani – przyprawia o największe emocje z powodu niezwykłej lufy z trzech stron. Przewijamy się najpierw na stronę polską a potem ponownie na słowacką. W międzyczasie Dymion walczy na uskoku z camami ;-)
Kawałek nad uskokiem, mój partner zakłada stan i ściąga mnie do siebie po czym zamieniamy się na prowadzeniu.
Prowadzę trzeci wyciąg zwany Górnym Koniem, staje on zdecydowanie bardziej dęba niż jego Dolny „brat”, ale podobnie jak on nie jest zbyt trudny technicznie.
Dymion również sprawnie pokonuje ten odcinek i dochodzi do mnie. Ostatni wyciąg to już w zasadzie teren bez trudności, więc szybko meldujemy się na szczycie Żabiego Konia.
Na piku nie spędzamy zbyt wiele czasu, wrzucamy po ciastku, łyk wody – na chwilę przewiewa nam widok na grań w kierunku Rysów, ale szału nie ma.
Zejście
Po tej chwili na radość z ukończonej, pięknej drogi czas na powrót. Decydujemy się na zjazd bezpośrednio ze szczytu, z pęku taśm i mailona, a także z ominięciem umiejscowionych nieco niżej ringów zjazdowych. Potem kilka metrów grańką do kolejnego podobnego, dobrego stanu. Nieco wcześniej mijam taśmę zaklinowaną pod blokiem, tędy prowadzi chyba linia zjazdów drogą Nadarkiewicza (później – jeszcze – wypatruję kilka pośrednich stanów w okolicy tej linii). My jednak zjeżdżamy do swojej ścieżynki zejściowej.
Tu zrzucamy z siebie szpej i pakujemy do plecaka, rzut kątem oka na zachodnią grań Żabiego Konia i w drogę w dół.
Pomni doświadczeń z zejścia z Galerii Gankowej 2 dni wcześniej, schodzimy bardzo ostrożnie. Jednakże mimo kilku czujniejszych miejsc, zgodnie przyznajemy, że w porównaniu z zejściem z GG, dzisiejsze to małe piwo. Potem już szybko przez piarg i złomy do koleby. Kolacja, krótka kłótnia i do spania :-D
Więcej zdjęć -> Dolina Żabia Mięguszowiecka / Żabi Koń (Wschodnia grań)
Grań Żabiego Konia było kolejnym marzeniem taternickim, które ziściło się podczas tego wypadu. Szkoda trochę pogody, że nie pozwoliła nam do końca nacieszyć się widokami, ale i tak było pięknie. Co przyniesie kolejny dzień? Zobaczymy!
CZĘŚĆ #1 // KONIEC CZĘŚCI #2 // CZĘŚĆ #3// CZĘŚĆ #4
Jeśli chcesz obejrzeć więcej zdjęć, zajrzyj do galerii: Żabi Konia // Wschodnia Grań, a jeśli podobał Ci się wpis to koniecznie daj mi o tym znać – zostaw like’a, komentarz lub podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Zachęcam Cię również do odwiedzania moich profilów na Facebooku i Instagramie, a także do częstego zaglądania na stronę pionowemysli.pl po więcej informacji, zdjęć, inspiracji czy ciekawostek z naszych eksploracji wspinaczkowo-podróżniczych. Możesz również zostawić mi swój adres e-mail by na bieżąco otrzymywać info o kolejnych wpisach.
Pozdrawiam!
Krzysiek | Pionowe Myśli