Wołowinka Light ;)

Początkiem września zeszłego roku, circa tydzień po powrocie z urlopu, przy okazji niedzielnego lenistwa, nadarzyła się okazja na szybki wypad w Tatry. W planie jeden z łatwych "klasyków" południowej strony Tatr - Droga Świerza, czyli Południowe Żebro Wołowej Turni, będąca doskonałą propozycją na pierwszą drogę dla, debiutującego w roli weekendowego taternika, Zephyra.

Skoro świt docieramy na parking w Popradzkim Plesie. Stąd czekają nas jedyne ~trzy godziny podejścia. Z parkingu ruszamy do Doliny Mięguszowieckiej za niebieskimi znakami, by następnie odbić z szosy na czerwony szlak wiodący na Rysy. Na wysokości Żabich Stawów Mięguszowieckich zbaczamy ze szlaku i obchodzimy stawy z lewej strony. Przekraczamy potok i ścieżką, prowadzącą przez kolejne progi, trawiasto–skalnym zboczem, dochodzimy do Wyżniego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego. Znad stawu skośnie w prawo ku górze, piarżystymi upłazami w kierunku południowej ściany Wołowej Turni.

W moim przypadku to druga wizyta pod tą ścianą. Od pierwszej, zawartej w ramach projektu Wyry­pa Tatrzań­ska w sta­rym sty­lu, którą miałem przyjemność popełnić wraz z Damianem minęły już 3 lata. Ależ ten czas leci. Damian, łajzo - jeśli to czytasz to wiedz, że wciąż liczę na to, że powtórzymy to jeszcze kiedyś! ;)

Wróćmy jednak do tu i teraz. Powiedzieć, że warunki tego dnia mamy świetne, to tak jakby nie powiedzieć nic. We wschodzącym, porannym słońcu Wołowa Kotlinka oraz nasz, coraz bardziej przybliżający się, cel prezentuje się coraz okazalej.

Już na podejściu postanawiamy, że zaczniemy na wprost przez pierwszy uskok, z dołu Wołowej Kotlinki, czyli inaczej niż większość zespołów pokonujących uskok obejściem od wschodu. Pod uskokiem zbroimy się i zaczynamy. Wyciąg bez wielkiej historii, trochę na siłę szukam trudności, wychodzi nam na całą długość liny (60m).

(fot. Zephyr)

Po pokonaniu wstępnego uskoku, przechodzimy pod właściwy początek drogi. Żebro jak to żebro, ma raczej ewidentny przebieg. Startujemy z prawej strony pochyłej turniczki, idąc prawą stroną żebra po dużych chwytach i stopniach. Gładką ściankę, możemy pokonać na dwa sposoby: z prawej strony zacięciem albo z lewej żebrem. Wybieram zacięcie. Pokonujemy ściankę i wychodzimy na dobre półeczki, gdzie zastajemy gotowe stanowisko.

(fot. Zephyr)

Wspinaczka w ciepłych promieniach słońca jest od samego początku mega przyjemnością. Nie śpieszymy się zbytnio, bo znajdujący się przed nami Słowacy trochę się ociągają. Drugi wyciąg prowadzę płytami z prawej strony żebra. Ciepły granit, całkiem fajne wspinanie.

(fot. Zephyr)

Na stanie totalne rozluźnienie, zdjęcia, istna idylla rzec można. W miarę sprawnie dociera do mnie Zephyr i już razem oczekujemy, aż Słowacy trochę się oddalą.

Z żebra mamy co prawda trochę ograniczone widoki, ale 4-kilometrowa Grań Baszt wygląda całkiem estetycznie. Taki oto Landszaftik dla Was.

Na trzecim wyciągu wspinamy się ściśle ostrym żebrem. Spora ekspozycja z obu stron żebra, może dostarczyć emocji, dla mnie oznacza to prawdziwy błogostan. Ostrzem docieramy na kolejną wielką półkę i tam znajdujemy stanowisko.

(fot. Zephyr)

W tym miejscu łączy się kilka dróg, m.in. Stanisławski i Štáflovka, którą - jeśli zależy nam na czasie - można zjechać w dół. My oczywiście kontynuujemy drogę na szczyt. Ze stanowiska możemy obserwować zespół (Michał Górecki & Damian Granowski), z którym zamieniliśmy kilka słów wcześniej na szlaku. Chłopaki wspinają się Direttissimą Belicy VI+, pokonującą "środek" południowo-zachodniej ściany. Wygląda to naprawdę zacnie.

(fot. Zephyr)

Czwarty wyciąg wiedzie szerokimi zacięciowymi rysami przez ściankę wprost do góry. Po osiągnięciu łatwego terenu odbijamy lekko na prawo na dużą trawiastą półkę, gdzie zakładamy kolejne stanowisko. Tym razem puszczam Zephyra na prowadzenie. Radzi sobie bardzo sprawnie.

(fot. Zephyr)

Po ukończeniu czwartego wyciągu, właściwie można się rozwiązać i już łatwym terenem, przez jedynkowy prożek na grani, wyjść na nieodległy wierzchołek. Zephyr proponuje jednak by kontynuować ten odcinek z liną dla wprawy, więc nie oponuję. Po pokonaniu prożka rozwiązujemy się i wychodzimy na pik.

(fot. Zephyr)

Na szczycie Wołowej Turni urządzamy sobie niekrótki popas i odpoczynek. Beztroska, niczym niezakłócona harmonia przy przypiekającym słońcu. To oczywiście również czas na kilka zdjęć. Czy to na północ w kierunku Morskiego Oka i Żabiej grani, czy na wschód w stronę Rysów i Wysokiej, jest na czym oko zawiesić.

Po dłuższej chwili rozpoczynamy zejście z obejściem wschodniej grani, na Żabią Przełęcz Mięguszowiecką. Pokonujemy w dół dwa stopnie skalne w kierunku południowo-wschodnim do wygodnego miejsca w żlebie. Dalej skośnie w prawo i w dół długą, około 70-metrową rynną. W dogodnym miejscu trawersujemy na prawo na wschodnią grań i po kilku metrach docieramy na Żabią Przełęcz Mięguszowiecką.

(fot. Zephyr)

W tym miejscu Zephyr proponuje żeby przy okazji wejść sobie jeszcze na Żabią Turnie Mięguszowiecką. Dwa razy mi nie musi mówić. Obchodząc nieco grań, w kilka minut, stosunkowo nietrudnym terenem, meldujemy się na ŻTM'ie.

Po kilku zdjęciach i obczajce jak tam sytuacja na Żabim Koniu dzisiaj (a tam jak się można domyślać sporo zespołów), tą samą drogą, co wchodziliśmy, wracamy na Żabią Przełęcz Mięguszowiecką. Z przełęczy w dół żlebem, po około 30 minutach jesteśmy na trawiastej półce pod ścianą.

Szybki przepak i schodzimy do stawów. W Popradzkim Plesie wpadamy na zasłużony browarek, kofolę i but asfaltem na parking. Dzień nie­wąt­pli­wie należy zaliczyć do bar­dzo uda­nych :) THE END.

Nieco więcej zdjęć znajdziecie w galerii: Wołowa Turnia - Droga Świerza / Południowe Żebro. Jeśli podobała się Wam ta relacja i chcecie być na bieżąco z tym co się u nas dzieje, po więcej informacji, zdjęć, inspiracji czy ciekawostek z naszych tripów wspinaczkowo-podróżniczych zapraszamy na nasz profil na FacebookuInstagramie - do zobaczenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *