Świetne warunki, jakie prognozowane były na miniony weekend, spowodowały, że pragnienie kolejnego spotkania z granitem, wzięło górę nad wszystkim innym. Oczywiście wszystko poszło na opak, odwrotnie do zamierzonych celów. Mimo tego, jak i wielu innych “przeciwności” wyrypa udała się znakomicie…
Dlaczego nie wyjechałem w pt wieczorem… nie napiszę :D spowodowało to jednak już w tym momencie pierwszą konieczność zmiany planów. Ładuję się w sobotę w pierwszy autobus do Zako, gdzie nieoczekiwanie spotykam koleżankę Ulę, która jak okazuje się, wybiera się na Mięguszowiecki Szczyt Czarny (MSzCz). Jako że i ja zmierzam w tym kierunku łączymy siły. Gdy udaje się dotrzeć najpierw nad MOko, potem nad Czarny Staw oboje “obcinamy”, pod wiadomym kątem, najpierw potężną ścianę Kazalnicy (raczej jeszcze długo poza zasięgiem, a może wcale)
a potem Grań Żabiej Lalki, to już smakowicie prezentujący się kąsek i w zasięgu
w drodze obserwujemy zachodzące słońce oświetlające m.in. zjawiskowe Rysy i Wysoką
Na przełęcz pod Chłopkiem docieramy już w odcieniach szarości, słońce udaje się na zasłużony spoczynek.
Nie zastanawiając się długo kierujemy się na Czarnego Mięgusza drogą WHP 922, opisywał nie będę, żeby bezczelnie lewizny nie szerzyć ;)
W pewnym momencie Ulka zauważa postać na “naszym” szczycie, sugeruje mi, że to z pewnością zjawa, duch Lidii Skotnicówny;) Zdecydowanie odrzucam jej wersję wydarzeń, dla mnie to po prostu “jakiś koleś w marmocie”. Spór postanawiamy rozstrzygnąć na szczycie. Gdy docieramy tam, okazuje się, że ni żywego ducha prócz nas nie ma… Ulka upiera się przy zjawie która gdzieś tu czai się na nas, ja odpieram że to może jakaś wyjątkowa konfiguracja kamienia widziana z dołu nas zmyliła, jak się później okaże to wcale nie koniec “historii zjawy”.
Jestem nieco zmęczony, jest późno, ciemno, podejmuję decyzję, że zostaję tutaj na noc. Jest niezwykle ciepło jak na tę porę roku, niebo rozgwieżdżone, naprawdę niewiele więcej trzeba do 100%-ego stanu szczęścia. Chłonę otaczającą mnie przestrzeń
W Dolince Szataniej dostrzegamy światła czołówek, w kolebie nocuje jakaś ekipa, w ścianie Ganku również widzimy czołówki, prawdopodobnie schodzący zespół. W międzyczasie szukamy miejsca na szczycie, by w miarę możliwości, wygodnie się ulokować się na noc. Ja zalegam tuż obok słupka granicznego. Snujemy opowieści. Grejfrutówka i żurawinówka w takim miejscu smakuje wyśmienicie. Zaczynam również ceremonię kulinarną ;)
Ula, totalny hardkor bez karimaty, bez śpiwora, zaopatrzona w puchówkę i plecak dostaje ode mnie jeszcze płachtę biwakową na noc. Pobudkę ustalamy wspólnie na 3 w nocy.
Rano (choć to chyba nadużycie powiedzieć o godzinie 3 w nocy że, to rano), ustalamy, że żadne z nas wiele nie spało, z różnych powodów. Szybkie śniadanie, pyszna kawa, herbata i kanapka na drogę. Dokładnie sprawdzamy czy kompletnie nic nie zostawiliśmy na szczycie i przed godziną 4, przy świetle czołówek, rozpoczynamy zejście. Najpierw granią do charakterystycznego słupka granicznego, w którym to miejscu należy opuścić grań, potem nieco czujniej za kopczykami i dosyć wyraźną percią docieramy z powrotem na szlak. Tutaj krótka przerwa przed dalszą częścią naszej drogi. Jest prawdziwie gorąca noc, czas się “pościągać”. Schodzimy do Doliny Hińczowej – świadomi, że żadne z nas nie zna terenu – idę jako pierwszy. Początkowo prowadzi nas wyraźna perć, spora ilość kopczyków, a także stare oznakowanie istniejącego ongiś, prowadzącego z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem do Doliny Hińczowej zielonego szlaku
Po jakimś czasie jednak perć niknie, kopczyków brak, wchodzimy w strasznie zdewastowany, kruchy teren, już mnie nie dziwi likwidacja szlaku. Poruszam się na czuja, i jak się okazuje nieźle na tym wychodzimy. Przechodząc pod samym zboczem Hińczowej Turni, w końcu wychodzimy na bardziej płaski teren. Stąd znów łatwo – kopczyki, od czasu do czasu znaki zielone. Wielki Hińczowy Staw obchodzimy z lewej strony i po chwili jesteśmy już na szlaku
Stąd zakosami, szlakiem niebieskim na Wyżnią Koprową Przełęcz, z której to dostrzegamy postać z czołówką na Hińczowej Turni, widocznie jegomość nie miał ochoty na towarzystwo i widząc nas podchodzących, poszedł jeszcze dalej. Taki oto finał naszej „Tajemniczej Zjawy” ;) Po tychże emocjach z przełęczy ruszamy czerwonym szlakiem na Koprowy Wierch. Dzień powoli budzi się do życia, Szatan dumnie na nas spogląda
Na Koprowym Wierchu dłuższy popas, wymiana mmsów z Ewą, uśmiechającą się do nas z Giewontu podczas wschodu słońca. Jest coś dla podniebienia: śniadanie, herbata, kawka i coś dla oka:
Szczyrbski Szczyt, Wielkie Solisko, Hruby Wierch, Krywań
Świnica, Orla Perć, Szpiglasowy Wierch, Miedziane
I tak jakoś od “gadu gadu” zeszło na co teraz? Wracać tą samą drogą – żadne z nas nie ma ochoty. Więc co? Przez Cubrynkę na Hińczową Przełęcz i dalej Cubrynę – bez szpeju może być zbyt trudno. Kusi północno-zachodnia grań, sprawdzam trudności w 15 tomiku poezji W.C. Pośredni Wierszyk bo taką ów grań nosi nazwę, wedle naszego przewodnika przedstawia trudności 0+ (omijając Palec).
Grań Pośredniego Wierszyka, Niżni Ciemnosmereczyński Staw
Zatem decyzja może być tylko jedna – idziemy!
Grań można obchodzić łatwiej od strony Doliny Hlińskiej – tak robi czasem Ula, ale rozwiązanie to ma też swoje wady – kruchość terenu i większe trudności orientacyjne, więc ja wybieram opcję nieco może trudniejszą – trzymam się ściśle ostrza grani
Z grani pięknie prezentuje się ząb Zadniego Mnicha, tutaj z Ulą
Docieramy do najtrudniejszego miejsca na grani, turni – Palec którą obchodzimy z lewej
Grań od Wrót Chałubińskiego po Zadni Mnich, Cubryna
Wielka Czwórka (Cubryna, Mięguszowiecki Szczyt Wielki, Pośredni i Czarny)
Dwie granie… Liptowskie Mury & Orla
Powoli zaczynamy rozglądać się za możliwym zejściem do Ciemnosmreczyńskiej Doliny. Po paru nieudanych wariantach na Niżniej Przybylińskiej Przełęczy, znajdujemy dogodny trawiasty żleb który, z mniejszymi (Ula hasająca jak kozica) jak i większymi (ja wbijający paznokcie w trawę) kłopotami złazimy z prawej strony Niżniego Ciemnosmreczyńskiego Stawu. Stąd gruzowiskiem, początkowo na czuja, potem starą ścieżką do Piarżystej Doliny. Piękna Cubryna
Po raz kolejny w Uli budzą się pierwotne potrzeby – tym razem kąpiel w zamarzającym już stawie! Ja idę dalej poczekam na Nią nieco wyżej i podczas gdy ja marznąc wkładam na siebie kolejny polar, Ula zażywa … kąpieli. W końcu dociera do mnie i idziemy dalej, starym szlakiem na Wrota Chałubińskiego. Kolejna zmiana temperatur – wychodzimy na słońce, które nas dosłownie miażdży. Koniec mordęgi podejścia, zniszczonym szlakiem o osiągamy Wrota w pocie czoła.
A teraz szybko w dół do schroniska na upragniony złocisty napój. Oczywiście nie sposób nie spojrzeć w kierunku Mnicha a tam… kolejki…
Wrażenia z grani same pozytywne, cudowne widoki, niezbyt trudno, brak ścieżki i kopczyków, luda nie uświadczysz – po prostu – dla koneserów.
Więcej zdjęć w galerii -> Tatry Wysokie
o wooow taka trasa to ja rozumiem, nie jestem doswiadczona w łażeniu po tatrach ale zawsze mnie zastanawialo czy tam na samej gorze mozna spac :P teraz juz wiem ze mozna :D i czy mozna zejsc na strone słowacką krócej niz przez rysy i teraz tez wiem ze można! Super sie ciesze ze traiflam na tego bloga!