Organizowane, przez zaprzyjaźnioną restaurację Gościniec Rajec, spotkanie z podróżnikami, Grzegorzem Michałkiem i Jasiem Linianym, było dla nas doskonałym bodźcem do odwiedzin Rajczy oraz wejścia na Wielką Raczę. Dodatkowym argumentem ku temu był fakt, że Nuctea do tej pory nie miała sposobności zdobycia tego najwyższego szczytu beskidzkiego należącego do Worka Raczańskiego.
Jak to często bywa, nie obyło się bez komplikacji. Po dotarciu do Rajczy, okazuje się , że po jedynym busie w kierunku Rycerki Kolonii, nie ma ani śladu. Zrażeni nieco tym faktem, oraz tym, że stopa do Rycerki Kolonii złapać może być ciężko, zmieniamy plany i decydujemy się na szlak czerwony, przez Mładą Horę, na Rycerzową. Jednakże po paruset metrach od zejścia z głównej drogi, dopadają nas kolejne dylematy, a to, że wracać będziemy zmuszeni w ten sam sposób. Dwa że oboje na Rycerzowej oczywiście już byliśmy. Raz kozie śmierć – decyzja – próbujemy dostać się stopem do Rycerki Kolonii! Wracamy zatem na drogę z Raczy do Rycerki, i w tym momencie dzieje się rzecz niezwykła, po kilkudziesięciu przebytych metrach i pierwszym wyciągnięciu ręki, zatrzymuje nam się miła pani, która co prawda jedzie w nieco innym kierunku, ale ma ochotę sprawdzić co tam u jej familii w Rycerce ;) Tym samym podwozi nas praktycznie do samej Kolonii. Nasz pierwotny Wielkoraczański plan łapie drugi oddech.
Na rozstaju szlaków wybieramy oczywiście żółty. Śniegu niewiele, co prawda im wyżej tym więcej, jednakże o zasłyszanym „śniegu po kolana” mowy nie ma.
Gdy wydostajemy się ponad granicę lasu – mimo zachmurzonego nieba – ukazują się nam i towarzyszą niezłe widoki na Tatry oraz Małą Fatrę z Wielkim Rozsutcem i Stohem na czele.
Po niespełna dwóch godzinach stajemy na szczycie Wielkiej Raczy, będącym zarazem najwyższym w całym paśmie Słowackich Beskidów Kisuckich.
Wdrapujemy się oczywiście na wieżę widokową, z której mamy takie oto widoki na trzy strony świata:
Po tej krótkiej, gdyż wieje jak diabli, sesji zdjęciowej, uciekamy do schroniska w celach głównie konsumpcyjnych. Zamawiamy dwie „kapuśnicowe” :D oraz po grzanym piwku. Szału – jak się okazuje w trakcie spożycia – nie ma. Również największa bolączka schroniska na Wielkiej Raczy pozostaje wciąż bez zmian – piździ jak w kieleckim. W następstwie tego, a także czekającej nas jeszcze drogi, nie siedzimy zbyt długo w środku. Zejście kontynuujemy czerwonym szlakiem, przez Magurę, do Zwardonia, zatem koło czterech godzin jeszcze przed nami. Pogoda jednak robi się coraz lepsza, co czyni nasz Wielkoraczański spacer bardzo przyjemnym mimo całkiem sporej liczby podejść i zejść.
Po słowackiej stronie można zauważyć pocięte przez drogi leśne zbocza Wielkiego Przysłopu.
Minięty przez nas Obłaz(1042 m), szczyt w Grupie Wielkiej Raczy.
Nie śpiesząc się zbytnio docieramy do Zwardonia, skąd po kilkunastu minutach pociągiem wracamy do Rajczy. W Gościńcu Rajec bierzemy orzeźwiający prysznic i udajemy się na dół na pyszne placki gruzińskie w ramach kolacji, na deser oczywiście zimne piwko ;). Mimo, że ostatecznie obowiązki zawodowe uniemożliwiły dotarcie na spotkanie, jednemu z głównych bohaterów – Grzegorzowi Michałkowi – wieczór, podobnie jak cały dzień, należy uznać bezwzględnie za bardzo udany.
Nieco więcej zdjęć w galerii –> Wielka Racza