Skiturowe za ciosem

Trafiony – zatopiony, tak można by w dwóch słowach podsumować moją dotychczasową, krótką „przygodę” z dwoma turowymy dechami. Po zeszłoniedzielnej, kapitalnej premierze z Martyną na Skrzycznem postanawiam iść za ciosem. W ramach piątkowo-sobotniego, zimowego okna pogodowego „uderzam” dwukrotnie. I naprawdę drugorzędne znaczenie ma dla mnie fakt, że to ponownie Skrzyczne – jest genialnie! :)

  1. Piątek raz!
    Na popołudniowe zapytanie Rafała, czy cisnę z ekipą na wieczorne tury, potrzebuje dosłownie chwili do namysłu. Oczywiście, że cisnę! Ogarniam tylko na szybko buty (narty pożycza mi właśnie Rafał) i parę minut po 19 spotykamy się na parkingu Szczyrk-Solisko. Klimat wieczornego podejścia najpierw na Małe Skrzyczne, potem granią na Skrzyczne, niezwykły. Warun, poza dwoma miejscami na grani, gdzie trafiamy na wywiany śnieg i parę wystających kamieni, bardzo dobry. Docieramy do schronu – półsenna, przyjemna atmosfera sprzyja regeneracji przy małym piwku – Brackie, Cieszyńskie, Litovel – do wyboru, do koloru. Koło 23 postanawiamy zbierać się na dół. Pora na mój drugi zjazd, będący zarazem pierwszym nocnym ;) Warunki tym razem totalnie różne od tych sprzed tygodnia. Cała nartostrada wyłącznie do naszej dyspozycji, dodatkowo czeka na nas ~15/20cm warstwa świeżego puszku na równym podkładzie. Mimo, że sam porównania zbyt wielkiego nie mam, chłopaki twierdzą że jest bajka, a ja nie mam zamiaru się z nimi spierać – po prostu „płynę”. Oczywiście na dole czerwonej trasy zaliczam jeszcze jakąś glebę, ale i tak czuję progres. Wracamy uhahani, głośno knując kolejne plany. Weekendowa zajawka Part One:

  2. Sobota dwa!
    Paryski już kilka dni wcześniej namawiał mnie na sobotnie, turowe wyjście ogniskowe KW B-B, które organizowali na zboczach Skrzycznego. Generalnie, nie mogłem się jakoś zdecydować, ale… no właśnie, po piątkowym wypadzie już wiedziałem, że nie ma innej opcji – zdecydowanie tak! Do Szczyrku zgarniają mnie Młody z Kingą. Z Paryskimi spotykamy się w Szczyrk-Solisko, gdzieżby indziej. Kilkanaście minut po 14, tym razem samotnie (ekipa postanawia skorzystać z orczyka) ruszam na Skrzyczne. Być może trudno w to uwierzyć, ale do ubiegłej niedzieli nie byłem tu ani razu. Mamy sobotę 6 dni później, na Skrzycznem jestem trzeci raz – szaleństwo ;)
    W schronie czekają już dziewczyny. Dosiadam się i zamawiam pomidorową & Cieszyńskie west cost ipe – wchodzą obłędnie. Powoli schodzi się reszta ekipy. O 17 ewakuujemy się ze schroniska w kierunku Małego Skrzycznego, stamtąd jeszcze kawałek w kierunku Kopy Skrzyczeńskiej a potem… w las. Tak właśnie zaliczam pierwszy zjazd poza trasą. Choć to tylko kawałek i warunki „takie se”, jest frajda ;)

    Towarzystwo jest zaprawione w rozpalaniu ogniska w takich okolicznościach, więc gdy docieramy w umówione miejsce, „większych” problemów z rozpaleniem nie ma. Kiełba z ognia, do tego różnej maści trunki i hulaj dusza – jest śmiesznie ;) Po paru godzinach przy ognisku zbieramy się, azymut przecinka w lesie i zjazd nartostradą. Warunki, dla mnie nieco trudniejsze niż dzień wcześniej z powodu twardszego śniegu, niemniej jednak znakomite. Tym razem pokonuję trasę bez upadku – yeah! :D Już na parkingu ktoś rzuca, wydawałoby się luźne hasło: „to co, jeszcze Golgota?” Od słów do czynów, w naszym przypadku, niedaleka droga ;) Wyjeżdżamy na dwa auta na Halę Pośrednią (Juliany), potem z buta parę set metrów i jazda. Warunki świetne, stok jest bardziej stromy niż z Małego Skrzycznego, a ja już nieźle zmęczony, więc oczywiście zaliczam parę gleb, ale jest coraz lepiej. Wracam wykończony ale zadowolony :) Weekendowa zajawka Part Two:

To był świetne dwa dni. Co my mamy jutro..? Piątek – więc co robimy..? Wiadomo ;)

[AFG_gallery id=’6′]

Comments

  1. Artur Szymanowski

    Czyli narty wciągnęły ;)

    A ten znajomy cały czas chodził z czerwonym światełkiem, czy tylko do zdjęć/filmiku? Bo zastanawiam się, czy nie jest to trochę meczące – w końcu nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego koloru.

    Reply
  2. Mrotschny Post author

    Skitury owszem, wciągneły i to dość ostro, natomiast narty tak stricte przywyciągowo nie wiem… choć frajda ze zjazdów jest naprawdę spora i żeby pewniej się czuć jak ze wszystkim trzeba potrenować.
    Natomiast już wiem, że to fantastyczna sprawa na dłuższe tury, również na podejścia w Tatrach pod ścianę, że o zjazdach poza trasami nie wspomnę..

    Czerwone światełko tylko na potrzeby mediów ;)

    Reply
  3. Skadi

    Ciśnij, ciśnij! :) Bo zima jaka by ona nie była, szybko minie ;) Ja jednak chyba sobie dam na razie spokój z Tatrami w tym sezonie. Ogarniam narciarski temat na swoim sudeckim podwórku :) Uściski!

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *