Po powrocie z Łabajowej, biegusiem, prysznic, przepak, coś na ruszt i w pociąg na południe, w Milówce ma czekać Dymion z Jurgenem. Ciśniemy ile maszyna daje, bo przed wyjściem trzeba się porządnie wyspać. Zaczyna się “niewinnie” noclegiem w Štrbskim Plesie.
Po dojeździe spożywamy jeszcze po pysznym browarku i szukamy miejscówki na nocleg. Jurgen wybiera za lokum samochód, a my z Dymionem zgodnie zalegamy, koło 2 w nocy, na trawniku obok parkingu :D
Pobudkę zarządzam osobiście o 6, bo kawałek do zrobienia przed nami, śniadanie, inne opierunki i ruszamy w drogę, pogoda beton.
Mijamy po drodze przekrzywione skocznie narciarskie, Sportovy’ego Komplexu SKI, które w drodze powrotnej już „po zajściu” okażą się jednak prostymi… Z biegiem czasu pojawiają się też już znane mi, ale nieustająco piękne i pożądane widoki na całe otoczenie Doliny Złomisk, m.in.: Wysoka, Żłobisty, Żelazne Wrota.
Przy Chacie Popradskie Pleso, urządzamy sobie przerwę na drugie śniadanie. Posileni kontynuujemy tę zacną wycieczkę, szlakiem czerwonym, urokliwymi serpentynami w kierunku Przełęczy Pod Osterwą. Od czasu do czasu, znajduję jednak chwilę na rzut okiem w kierunku, jednej z mych ulubionych grani, Grani Baszt… Na pierwszym planie Chata przy Popradskim Plesie, po lewej Patria (Skrajna Baszta).
Widoki na Wysoką, Żłobisty doprowadzają umysł do prawdziwej pasji…
Nie można przegapić okazji na słit focię własnej facjaty z Miss Wysoka królującą wokół.
Z Przełęczy pod Osterwą kierujemy się kilkadziesiąt metrów na szczyt Osterwy (1980 m. n.p.m.), gdzie chwila na uzupełnienie płynów i kontemplację, Niżne Tatry w oddali
i prawdziwe niesamowity widok: Wysoka, Ganek, Rumanowy, Żłobisty, Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót
króluje niepodzielnie, ona, jedyna, Wysoka, wokól niej Ciężki i Smoczy Szczyt, przed Siarkan.
Pora nam zejść ze głównej magistrali, kierujemy się teraz granią wprost, dobrze wydeptaną percią w kierunku Tępej ( 2285 m. n.p.m.) za nami coraz dostojniej prezentuje się Grań Baszt z dominującym Szatanem
nie sposób pojąć ogromu tego piękna, Ganek, Rumanowy, Żłobisty, Żelazne Wrota, Zmarzły & Siarczańska Grań, Wysoka
Chyba w naszych głowach zaczęło się dziać coś niedobrego… chyba nas coś dosłownie oTĘPiA, przyciąga do siebie, zamiast granią prosto jak strzelił przez Stwolską Przełęcz do celu… robimy najgłupszą z rzeczy możliwych szukamy żlebu zejściowego do Doliny Złomisk jak gdyby prosto w objęcia… no właśnie – „jej”?
W końcu znajdujemy taki który wydaje nam się najłatwiejszy, jak się okaże nic bardziej mylnego, po łatwym początku, ładujemy się w kruchy teren, po nim stromy, ale łatwy odcinek dobrze zmrożonego, trzymającego śniegu
Dymion prowadzi przez ten odcinek do miejsca w którym uskok odcina nam drogę, musimy się przedostać kruchym trawersem do kolejnego żlebu, drobnymi kroczkami, nie chwytając się niczego, bo wszystko zostaje w rękach przechodzimy do upragnionego żlebu, ale to dopiero początek kłopotów… Po krótkim odcinku żlebu, wypełnionego dobrze zbitym i zmrożonym śniegiem, drogę zagradza nam kolejny uskok. Wychodzę na pierwszego, dostrzegam możliwość wyjścia z tarapatów boczkiem, ścianą po średnich chwytach i stopniach, Jurgen idzie za mną, Dymion jako ostatni pokonuje tę przeszkodę, schodzimy dalej. Niestety kilkanaście metrów dalej kolejny uskok… wyższy, bez możliwości obejścia bokiem, brak jakichkolwiek chwytów czy stopni… Konsternacja, niejako udupiliśmy się na własne życzenie. Dymion dostrzega nieco powyżej dwa haki w ścianie i rep długości ~2m, wybijamy haki, schodzę jak najniżej się da w kierunku upatrzonej rysy i ładuje czekanem po kolei jeden hak i drugi w rysę, wiążę węzłem rep do haków… sprawdzam, powinno wytrzymać…
Jeden po drugim opuszczamy się na repie poniżej uskoku, ufff nie wiem jakbyśmy stamtąd wybrnęli bez tego znaleziska…
Ale jakby tego było mało, to nie koniec kłopotów. W chwilę po pokonaniu wydawałoby się ostatniej przeszkody na naszej drodze do Doliny, ujeżdżam na śniegu i nabieram ogromnego rozpędu, już wiem, że nie wyhamuję czekanem, nie zatrzymam się, a przede mną skały… Czas jakby zwolnił dla mnie, żeby nie przywalić z impetem kręgosłupem w skały, wyprostowuje nogi z dużą siłą uderzam nimi w głazy… Wybija mnie w powietrze… Umysł na wolno analizuje – “musisz tak zrobić by ponieść jak najmniejsze szkody”… Kolejne zderzenie ze skałami przyjmuję skulony na bark i głowę (w kasku), odbija mnie po raz kolejny tym razem uderzam o skały plecami, na moje szczęście plecak amortyzuje uderzenie. Wybija mnie i wyrzuca tym razem w miękki śnieg. Tu wreszcie mogę się zatrzymać, docierają do mnie chłopaki, a ja chwilę dochodzę do siebie. Żyję… Jeszcze nie dociera do mnie ile miałem szczęścia i do czego mogło dojść z czystej głupoty.
Po ok 30 minutach przerwy, czas myśleć o zejściu, robi się coraz później, o kontynuacji drogi nie ma mowy, czuję że z kostką coś nie tak, ale postanawiam schodzić o własnych siłach. Żleb który niewątpliwie zapamiętam na zawsze…
Ostatni raz jeszcze rzucam spojrzenie na Wysoką
Na początku idzie mi się całkiem nieźle, potem jednak ból staje się coraz bardziej odczuwalny i z każdym krokiem idzie mi się wolniej i ciężej. Przy Chacie Popradskie Pleso, robimy chwilę przerwy, już ledwo idę. Po chwili odpoczynku jest jeszcze gorzej z największą trudnością pokonuje każdy metr…Szlak zajmujący 1h idziemy koło 3h. Dochodzimy do asfaltu, ja już dalej nie dam rady. Jurgen pokonuje ostatni odcinek szlaku sam i mimo zakazu wjazdu, przyjeżdża po mnie samochodem.
Kolejnego dnia po wizycie u chirurga/ortopedy ulga – nie ma złamania! Nieco później jednak okazuje się że mam naderwane ścięgna barku, 4 tyg rehabilitacji… Sezon w pełni, a ja przykuty do łóżka. Potem do kul, ale mam też świadomość że mogło się skończyć tragicznie. Nauczka ogromna.
Więcej zdjęć na Picasie -> Tępa (Prawie Kończysta)
Pingback: Powrót na Tępą - Pionowe Myśli