Po nocy spędzonej na Campingu de la Bérarde i poprzedzających ją przygodach na Dibonie, rankiem ruszamy dalej. Malownicze wioski, tętniące życiem miasteczka, wyśmienita kuchnia obficie zakrapiana winem i imponujące zabytki. Do tego słońce i sielankowy klimat tutejszych rejonów wspinaczkowych. Zgodnie z planem wyruszamy na południe Francji w poszukiwaniu „duszy” Prowansji.
LE BANNET
Na pierwszą, naszą „poalpejską” przystań, wybraliśmy Orpierre, po drodze chcąc odwiedzić miasteczko Sisteron. Prowadzi nas doń fragment Drogi Napoleona, historycznego szlaku, wiodącego z Grenoble do Cannes. Po drodze jednak, nie możemy sobie odmówić, zjazdu do sympatycznie wyglądającej „mieścinki po lewej”. Okazuje się nią Le Bannet, gdzie trafiamy na marché – targ odbywający się w prawie każdej prowansalskiej miejscowości w godzinach porannych.
W Bannet urzekają mnie przepysznie wyglądające pierożki, niestety sprzedawane tylko po wcześniejszych zapisach – no trudno. Ten mały zawód, rekompensuje nam krótki spacer, po naszym pierwszym podczas tej podróży, budzącym się nieśpiesznie do życia, niewielkim lecz urokliwym miasteczku.
SISTERON
Do Sisteron, docieramy wczesnym popołudniem. Miasteczko, zwane bramą Prowansji, położone jest na wysokości 450 metrów nad rzeką Durance. Oczywiście naszą największą uwagę (mimo, że nie mamy w planach tu się wspinać), przykuwa monumentalne Rocher de la Baume.
Według zaczerpniętych wcześniej informacji, dowiedzieliśmy się, iż w Sisteron promienie słoneczne docierają przez około 300 dni w roku. Największym zabytkiem miasta jest niewątpliwie Citadelle de Sisteron, której budowę rozpoczęto w XIV a ukończono w XVI wieku.
Mimo ogromnego skwaru lejącego się z nieba, decydujemy się na zwiedzenie cytadeli. Dla samych widoków z murów twierdzy, na miasto i okolice warto.
ORPIERRE
Późnym popołudniem docieramy do Orpierre. Odnajdujemy nasz Camping des Princes d’Orange i po krótkim, wieczornym spacerze, lądujemy w namiocie z – a jakżeby inaczej – butelczyną wina ;-)
Kolejny dzień zaczynamy leniwie, wspinanie mamy w planie dopiero popołudniu. Zatem śniadanie, zakupy i wybieramy się na sielankowy, przedpołudniowy rekonesans malowniczego, klimatem przypominającego średniowieczną wioskę – Orpierre.
Wreszcie, wczesnym popołudniem w skały! Zaczynamy od kilku najprostszych linii na lewym filarze Château, następnie, utrudniając sobie trochę, przesuwamy się bardziej w prawo, skąd mamy lepszy widok na samą wioskę.
Niestety, ni z tego ni z owego, chmurzy się i zaczyna padać. Przeczekujemy kilka chwil w towarzystwie sympatycznej dwójki, wspinających się dam z Polski (matka-córka), ale nie przestaje padać. Nasze „osiągi” na Château pierwszego dnia nie powalają: Paris Texas (4a), L’Éloge de la Fruit (4c), Ciao Emile (5a), Palmer (5b). Ta ostatnia 30-metrowa, bardzo ładna.
Kolejnego dnia mamy więcej szczęścia do pogody, zmieniamy też całkowicie strategię, zaczynając od La torture comme quotidien (6a) na prawej, zacienionej stronie Falaise du Château, z samego rana. Przesuwając się w prawo, zmieniamy sektor na Cascade, gdzie kolejne, ładne szóstki padają naszym łupem w stylu OS / Flash: Luxure (5c), Parese (6a), Capharnaum (6a), Eclectik Electrik (6a).
Na koniec tej części dnia wracamy na Château, na wcześniej upatrzony klasyk rejonu: Amélie Mélodie (6a) – długa, rewelacyjna linia oferująca fantastyczne wspinanie w przewieszeniu po wygodnych chwytach. Po niej pora na zasłużony obiad! Wieczorem, po odpoczynku wracamy w teren, tym razem wybierając sektor Belleric. Przechodzimy pod, znanym nam już trochę, Château. Połać skał, najbardziej oddalonych to nasz cel.
Na ponowną „rozgrzewkę” wbijam się w Avec vue sur ta mère (5c). Mimo niezbyt wysokiej wyceny, pokonanie jej sprawia mi „odrobinę” problemów. Daniem wieczoru ma być jednak długa i techniczna Zone érogène (6b). Niestety zmęczenie całego dnia daje o sobie znać i spadam dosłownie parę przechwytów spod łańcucha. Na powtórkę nie ma ani czasu, ani sił.
Na nasz ostatni dzień w Orpierre, mamy w planach wielowyciągowy klasyk w sektorze Quiquillion, będący nieprzypadkowo w TOP50 w Prowansji na liście użytkowników Rockfaxa.
Cztery wyciągi prawdziwej perły, jaką jest niewątpliwie Via Voyage (6a) biegnie przez trzy długości liny charakterystycznym zacięciem, często i gęsto z wykorzystaniem płyt z lewej strony. Czwarty, ostatni wyciąg oferuje nam najpierw wspinanie płytą, by zakończyć się fantastyczną przewieszoną rysą.
Droga, dzięki towarzyszącemu nam obficie, od pierwszych metrów, bukszpanowi, zyskuje w naszych ustach nową nazwę – Voyage przez Mirt :D. Dzielimy się sprawiedliwie, prowadząc po dwie długości liny. Pierwsze należą do Nuctei, później się zamieniamy.
Na Voyage parchów nie uświadczymy, trzyma trudności 5b na całej linii, z kolei odcinki za 6a są mocno emocjonujące, zwłaszcza giełganie w płycie na 2 wyciągu i ostatni fragment drogi w przewieszonej rysie – mocna rzecz! W trakcie wspinanie otwierają się nam coraz wspanialsze widoki. Szczytujemy na Quiquillion w smakowitych okolicznościach. Przed nami amfiteatr Château, Cascade, Belleric oraz całe Orpierre wraz z okolicą.
Na tym kończymy naszą trzydniową sielankę w malowniczym Orpierre. Rejon zdecydowanie wart ponownego odwiedzenia w przyszłości i zmierzenia się z trudniejszymi liniami.
VAISON LA ROMAINE
Pora nam jednak jechać dalej, kierunek – Dentelles de Montmirail. Wcześniej jednak, znajdujące się po północnej stronie grani „koronek” – Vaison la Romaine. Ta niewielka miejscowość swą nazwę zawdzięcza bogactwu ruin budowli rzymskich. Zamieszkiwana od późnej epoki brązu, w czasach rzymskich była jednym z najbogatszych miast Galii Narbońskiej. Do najciekawszych zabytków należą odkopane fundamenty domów i portyków z dobrze zachowanymi mozaikami, posągami oraz pozostałości głównej ulicy rzymskiego miasta, ruiny term, mozaiki i freski, znajdujące się w północnej części miasta Quartier de la Villasse oraz Quartier de Puymin.
Te najznamienitsze ze znalezisk przeniesione zostały do Musée Archéologique, działającego na terenie wykopalisk. Powyżej muzeum znajduje się, zbudowany w I w n.e. Théâtre Romain.
Warto zwiedzić również Cathédrale Notre-Dame-de-Nazareth de Vaison. Efektowne są zwłaszcza romańskie krużganki z XIII w. z rzeźbionymi kapitelami kolumn.
W katedrze trafiamy na jakąś huczną wystawę połączoną z bogatym poczęstunkiem, czego nie omieszkam wykorzystać, pora by coś przegryźć najwyższa :-D
Nie możemy odmówić sobie spaceru do Górnego Miasta, do którego prowadzi słynny most, przerzucony łukiem bezpośrednio na skałę po drugiej stronie, wysoko nad rzeką Ouvèze, Pont Romain.
Wąskimi i stromymi uliczkami dochodzimy do ruin XII wiecznego zamku. I choć zostało z niego niewiele jest ona znakomitym punktem widokowym na samo miasteczko. Na tym kończymy zwiedzanie urokliwego Vaison la Romaine.
Na nasz Camping Roquefiguier, w Beaumes de Venise docieramy… już po jego zamknięciu. Na szczęście jakaś miła pani, zamieszkująca camp, otwiera nam bramę. O nocnym spacerze po miasteczku możemy jednak zapomnieć. Całe szczęście, butla cydru na wieczór wcześniej zanabyta ;-)
DENTELLES DE MOINTMIRAIL
Kolejnego dnia, naszym celem jest efektowna, postrzępiona grań Dentelles de Montmirail.
Zaczynamy od turni Chaine de Gigondas i wielowyciągowego klasyka (kolejna nasza droga z TOP50 w Prowansji na liście Rockfaxa) Petite Émeline (5b).
Najbardziej efektowny, ostatni wyciąg, przechodzi przez okno na południową ścianę, którą wspinamy się na pik. Widoczki mamy bezdyskusyjnie cudo!
Po zjazdach i krótkim reście, pokonujemy Archimède (5b), ładną, biegnąca wyraźnym pęknięciem, krótszą linię. Następna jest wypatrzona przeze mnie, nieco ambitniejsza, Arete Est de L’Aigilluette Lagarde (6a). Mocna jak na tę wycenę, z wymagającym startem i jeszcze trudniejszą końcówką z przewieszającą się płytą z pęknięciami. Gdy wydaje mi się, że odpadnę tuż przed topem, jakimś cudem palce nie otwierają się do końca i udaje mi się ją przejść. Linia – coś niesamowitego! Na tym kończymy wspinanie, na więcej nie ma już sił. Dłonie i palce, skóra odmawiają posłuszeństwa, pierwszy raz w życiu doznaję uczucia głębokiego skałowstrętu. Oznacza to jedno, na jakiś czas kończymy ze wspinaniem. Nie zmienia to faktu, że pięknie w tych Dentelles’ach.
W drodze powrotnej na camping odwiedzamy jeszcze pobliskie miasteczko Sablet, a mijając, jedynie fotografuję ładne Séguret.
BEAUMES DE VENISE
Postanawiamy zostać na noc w Beaumes de Venise, by rankiem pojechać dalej przed siebie. Popołudniowy spacer po miasteczku zamienia się w szwendanie po zakamarkach. Uroku Beaumes z pewnością odmówić nie można.
Rankiem, ciepło żegna nas przemiła pani prowadząca camping. Beaumes de Venise z całą pewnością zapisze się bardzo pozytywnie w naszej pamięci.
CARPENTRAS
Ruszamy dalej, pierwszą z dzisiejszych przystani jest znane z piątkowych targów i pasiastych landrynek Berlingots.
W Carpentras jesteśmy dość wcześnie, miasteczko dopiero budzi się do życia, daje to szansę na spokojny spacer urodziwym Passage Boyer.
Odwiedzamy również późnogotycką Ancienne Cathédrale Saint-Siffre, z oktagonalną wieżą w fasadzie i XVII-wiecznym portalem,
a na koniec naszej wizyty w Carpentras, miejscową Boulangerie, jak powszechnie wiadomo, będąc we Francji, dzień bez bagietki jest dniem straconym ;-)
FONTAINE DE VACLUSE
W tym miejscu, naszego french tripu, rozpoczynamy prowansalski „Rajd po Villages Perches”. Na początek – zawdzięczające nazwę największemu w Europie źródłu, które daje początek rzece Sourge – malownicze Fontaine de Vaucluse.
Gdzie tutaj zajrzeć? Na pewno warto wstąpić do romańskiego Chapelle Saint-Veran z XI wieku. Pożądane byłoby także, po prostu nieśpiesznie przejść się po miasteczku, co też z przyjemnością czynimy.
ABBAYE NOTRE-DAME DE SÉNANQUE
Miejscem obowiązkowych odwiedzin, będąc w Prowansji, jest założone w 1148 roku, lawendowe opactwo cystersów – Abbaye de Sénanque. Niestety my jesteśmy tutaj już po okresie kwitnienia lawendy, więc piękna legendarnych fioletowych pól nie uświadczymy. Mimo wszystko opactwo robi wrażenie.
GORDES
Kilka kilometrów od Opactwa Sénanque leży, uchodzące za jedno z najpiękniejszych miast Francji – Gordes.
Z daleka wyglądające jak średniowieczny fresk przedstawiający spiętrzoną osadę. Głównym zabytkiem miasteczka jest zamek z XI-XII w. Największą jednak atrakcją turystyczną Gordes jest samo położenie miejscowości, układ zabudowy i zachwycające średniowieczne „rues en calade”, brukowane kamieniami i obramowane kamiennymi murkami uliczki prowadzące od szczytu wzgórza w różnych kierunkach, m.in. ku pozostałościom murów bronnych. Podczas naszej wizyty trafiamy na wielkie targowisko, a jako że jesteśmy w porze obiadowej…
VILLAGE DES BORIES
Niedaleko Gordes, ok. 2km na zachód, znajduje się niesamowita osada z 20-ma kamiennymi chatami – Village des Bories. Te jedno- lub dwupiętrowe domki o zaokrąglonym kształcie, wznoszone z kamieni bez użycia zaprawy służyły okolicznym mieszkańcom od IV wieku p.n.e. do XIX wieku(!)
ROUSSILLON
Popołudniem docieramy na Camping ARC EN CIEL nieopodal jednej z najpiękniejszych miejscowości Francji – Roussillon. Rozbijamy się i co nie jest żadną niespodzianką, wybieramy się na spacer do stolicy ochry, której kolorowe domy wyrastają na czerwono-różowo-żółtych urwistych skałach.
Złoża ochry, mieszanki piasku i gliny zabarwionej przez tlenek żelaza, występującej w kilkunastu rdzawo-czerwono-różowo-żółtych odcieniach, eksploatowano w okolicy intensywnie od końca XVIII w. do połowy XX w. Aby przyjrzeć się z bliska, tej bajkowej krainie ognistoczerwonych wąwozów, stromych klifów, tuneli, rozciągających się między płaskowyżem Vaucluse, a łańcuchem górskim Lubéron, najlepiej wybrać się na ok. 45-minutową wycieczkę Sentiers des Ocres. Tak też robimy kolejnego dnia rankiem ;-)
W drodze powrotnej na parking, nie potrafimy się oprzeć pokusie, ponownego poszwendania się po wąskich czerwono-żółtych uliczkach Roussillon.
COLORADO RUSTREL
Skoro jesteśmy w pobliżu, postanawiamy również wybrać się, do znajdującego się nieopodal miejscowości Apt, Colorado Rustrel. Można tu podziwiać, powstałe dzięki erozji, piękne i niesamowite, odkrywkowe formy skalne ochry.
BONNIEUX
Kolejnym z miasteczek, zaliczanym do grona najpiękniejszych, w którym zatrzymujemy się, jest Bonnieux. Do najważniejszych zabytków Bonnieux zalicza się stojący na szczycie wzgórza, na wysokości 425 m n.p.m., dominujący nad okolicą kościół Vieille Église z XII w. Jednak największą atrakcją Bonnieux są niezwykle rozległe widoki rozciągające się z tarasu widokowego w Haut Bonnieaux na całą Dolinę Cavalon oraz najwyższy szczyt grupy górskiej Baronnies we francuskich Prealpach Południowych – Mont Ventoux.
LACOSTE
Następnym z „les villages perches”, które mieliśmy odwiedzić miało być Ménerbes. Wcześniej jednak zwodzi nas na manowce pewna tablica informacyjna.
Nie żałujemy ani odrobinę, niewielkie Lacoste bardzo przypadło nam do gustu.
MÉNERBES
Co się odwlecze to nie uciecze, Ménerbes wita nas… sporych rozmiarów, zawodami w bule. Ta tradycyjna francuska gra towarzyska, z elementami zręcznościowymi, jest jak się przekonujemy, bardzo popularna w południowej Francji.
W średniowieczu do miasta prowadziło prócz dwóch bram, również wiele podziemnych tuneli. My wybieramy ten bardziej cywilizowany wariant ;-) Prócz bardzo dobrze zachowanych zabytków, m.in. cytadeli czy kościoła z XIV w., turystów przyciąga tutaj przede wszystkim nadzwyczaj malownicze położenie.
AWIONION
Wieczorem docieramy do kolejnej przystani, na naszym prowansalskim szlaku. Jest nim, leżący na lewym brzegu Rodanu, Awinion. Wcześniej upatrzyliśmy sobie doskonale zlokalizowany, na terenie wyspy pośrodku Rodanu – Ile de Barthelasse – Camping-Auberge Bagatelle. Po dotarciu, szybko rozbijamy namiot i postanawiamy, tradycyjnie już, udać na wieczorny spacer. Z okolic naszego campingu mamy rewelacyjny widok na Pałac Papieski, jego mury obronne oraz średniowieczny most, Pont Saint-Bénézet.
Sam Pałac Papieski, z uwagi na porę jest już zamknięty, nie przeszkadza nam to jednak trochę powłóczyć się po samym Place du Palais oraz zaułkach Starego Miasta.
Piękny wieczór spędzamy, oczywiście odpowiednio „uposażeni”, na ławeczce po „naszej” stronie Rodanu. Czy można chcieć czegoś więcej?
W czasach świetności, w XIV w., Awinion był rezydencją papieży. W tym okresie powstał m.in. wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, Palais des Papes, uważany jest za najcenniejszy zabytek gotyckiej architektury pałacowej. Właśnie od poznania bliżej fortecy zaczynamy kolejny dzień. Prócz Palais des Papes, do najcenniejszych zabytków miasta zaliczyć można potężne mury obronne (les Remparts), romańska katedra Notre-Dame-des-Doms z XII w., most Pont Saint Bénézet.
Głównym, wytyczonym w XV w., ale z zabudową w większości XIX-wieczną, placem miasta, jest Place de l’Horloge.
Na północ od katedry i pałacu, rozciągają się ogrody Rocher des Doms. Z ich tarasów widokowych roztaczają się niezwykle rozległe widoki na okolice Awinionu.
Spacerem po ogrodach kończymy odwiedziny Awinionu.
BAUX-DE-PROVENCE
Naszym kolejnym celem na mapie Prowansji było Baux-de-Provence. Zanim jednak o jednym z najważniejszych prowansalskich miasteczek, kilka słów o Carrieres de Lumieres. A cóż to właściwie jest? Przygotowując się do wyjazdu, Nuctea natknęła się na info o pewnej wystawie, choć to chyba złe określenie, bardziej projekcji audiowizualnej. Dawno nic nie zrobiło na nas tak wielkiego wrażenia. Carrieres to stare kamieniołomy w których pozyskiwano wapień wykorzystywany m.in. do budowy tutejszego zamku. W tych ogromnych, opuszczonych kamieniołomach organizowany jest niezwykły, multimedialny spektakl przy użyciu mappingu 3D. Na monumentalnych kamiennych ścianach i podłogach wyświetlane są animowane obrazy znanych artystów. W tym roku były to obrazy m.in. obrazy Klimta, Egona Schiele, Friedensreicha Hundertwassera. W połączeniu z doskonale dobraną muzyką Straussa, Beethovena czy Pucciniego i klimatem wnętrza jaskini, daje to oszałamiający efekt! Kilka zdjęć poniżej nie oddaje niesamowitości tego spektaklu, jednak wydarzenie to wywarło na nas niezwykłe wrażenie.
Wróćmy do samego Baux-de-Provance, które słynie ze średniowiecznej twierdzy. Zamek, mimo że okres świetności ma dawno za sobą – działa na wyobraźnię. Są takie miejsca, które mimo popadnięcia w ruinę, jak żywo przypominają czasy średniowiecznych wojen. Tak właśnie jest w tym przypadku. Ze wzgórza, na którym stoi osada, rozciągają się jedne z najpiękniejszych widoków na okolice.
ARLES
Najwspanialsze zabytki, następnego miasteczka, które odwiedzamy, ponownie wiążą się z Rzymianami. Wszystkie ważne obiekty Arles – bo o nim mowa, wpisane są na Listę UNESCO. Najwspanialsze z nich to Les Arenes, Théâtre Antique, Thermes de Constantin, Cryptoportiques du Forum i Église Saint-Trophime. Część nich, jak Teatr Antyczny czy termy Konstantyna niestety doczekało się dzisiejszych czasów w opłakanym stanie.
SAINTES-MARIE-DE-LA-SER
Jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem, docieramy do Saintes-Marie-de-la-Mer, znajdujące się w sercu la Camargue. Rzutem na taśmę zdążamy na nasz pierwszy zachód słońca nad Morzem Śródziemnym ;-)
Nieco wcześniej rozbijamy się na Campingu Le Clos du Rhône. Saintes-Marie-de-la-Mer, kiedyś stare miasteczko, dziś zmieniło się w miejscowość wypoczynkową. Żeby się zbytnio nie nudzić, urządzamy sobie parokilometrowy nocny spacer z butlą cydru do miasta. Tam zabawa trwa w najlepsze, jako że zbytnio nie gustujemy w podobnych imprezach, po krótkim rekonesansie i degustacji sporej porcji lodów :D, wracamy na camping.
PARC NATUREL REGIONAL DE CAMARGUE
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy włóczęgę po Parc Naturel Regional de Camargue – największych rozlewiskach i bagnach w Europie. Krajobraz tego miejsca wydaje się niezwykły. Na bagnach wytyczono sporo szlaków pieszych. Pasą się tutaj dzikie konie, słynne czarne byki wykorzystywane podczas korridy, gniazduje tu również wiele bardzo rzadkich gatunków ptaków, m.in. afrykańskich różowych flamingów. Po cichu mieliśmy nadzieję, że może w tym niezwykłym miejscu, uda nam się spotkać któreś z nich ;-)
Jak widać, na załączonych wyżej obrazkach, udało się, choć jak można zauważyć, nie wszystkie z nich żyjące całkiem dziko.
AIGUES-MORTES
Postanawiamy wykorzystać czas, którego nam trochę więcej zostało, by odwiedzić Aigues-Mortes. Niektóre źródła twierdzą, że miasteczko, założone zostało w II w. p.n.e. inne mówią o X w. n.e. Niezależnie od prawdy jest dosyć stare. Największe wrażenie robią świetnie zachowane mury i wieże miejskie z 1240 roku, które udaje nam się sfotografować (nim nas „wyproszono”), z terenów miejscowej fabryki soli podczas, jak się okazało, nielegalnego spaceru po jej terenach ;-)
AIX-EN-PROVENCE
Pora na, położone 30 km na północ od Marsylii, rodzinne miasto Paula Cézanne’a – Aix-en-Provence. Spacer rozpoczęliśmy od marmurowej i efektownej Fontaine de la Rotonde. Jej trzy posągi to metafory Sprawiedliwości, Sztuk i Rolnictwa – każdy zwrócony w kierunku innego miasta – Aix, Awinion, Marsylia.
Przy placu z fontanną zaczyna się Cours Mirabeau – serce Aix. Wysadzona podwójnym szpalerem wiekowych platanów aleja, jest pełna zabytkowych barokowych pałaców i kamienic z szykownymi fasadami.
Warto tu zobaczyć Hotel de Ville czyli klasycystyczny ratusz z XVII w. z piękną dzwonnicą Tour de l’Horloge. Idąc dalej uliczkami docieramy do katedry Saint-Saveur, której początki sięgają V wieku, a fundamenty wzniesiono na ruinach świątyni Apolla. Aix to labirynt ślicznych wąskich uliczek, brukowanych placyków i zaułków z fontannami tworzących specyficzny klimat tego miasteczka.
Tym samym, w Aix, żegnamy się z pełną widoków, zapachów i smaków Prowansją. Nie bez problemów udaje nam się odnaleźć, dobrze przyczajony pod Marsylią, w miejscowości Septemes-les-Vallons, nasz Camping La Verdière. Nazajutrz czeka na nas Marsylia i Lazurowe Wybrzeże, ale to już temat na kolejną opowieść ;)
Więcej zdjęć z Prowansji w galerii: Provence-Alpes-Côte d’Azur | Część 2: Prowansja
No, jednak prócz zwiedzania fajnych miejsc, było trochę wspinania :-)
Najbardziej podoba mi się ta skała nad miastem: Rocher de la Baume.. Chociaż ta późniejsza, postrzępiona grań również prezentuje się ciekawie.
Te budynki w południowych krajach/rejonach wyglądają zawsze bardzo fajnie. I kojarzą się ze słońcem i ciepłem ;-)
Wspin był na jednej żyle Genesisa, czy mieliście jakąś pojedynczą?
Było, było, w trzeciej części również ;) Aczkolwiek plan z góry zakładał, że nie jest to wyjazd stricte górski czy wspinaczkowy. Miasteczka w Prowansji są przepiękne, a my chcieliśmy posmakować wszystkiego.
Prócz połówkowej, mieliśmy jeszcze pojedynczą z przeznaczeniem na wspinanie sportowe właśnie.
Pingback: Viva Italia! Part 1 – Triolet Cirque - Pionowe Myśli
Aaaa niesamowite widoki, w szczególności te ze wspinaczki:) sama ostatnio próbowałam via ferrat:)
Kapitalna sprawa łączyć wspinanie z poznawaniem nowych, ciekawych miejsc :) A Twoje saksońskie ferraty zdaje się czytałem ;)
Świetne zdjęcia, przeniosłam się tam :)
Kto wie, może kiedyś to będzie cel mojej podróży ;)
Kamila, polecam zdecydowanie :)
Sam bym wybrał się ponownie, jest tylko jeden problem: tyle pięknych miejsc jeszcze do odwiedzenia… ;)
Z chęcia bym wróciła… Mieszkałam kiedyś w Montpellier i kocham klimat południowej Francji. Przepyszne jedzenie i zawsze dobra pogoda to coś czego im zazdroszczę :)
Mieszkać na południu Francji… jeść codziennie pyszne bagietki (choć akurat to, pewnie nie byłoby zbyt zdrowe ;) można się rozmarzyć!
Pingback: Bożociałowa Frankenjura — Pionowe Myśli