„Okołopołudniowa” pętla po śląskim

Sobota, otwieram oczy, patrzę na zegarek – 8:07, rzut okiem za okno – bez rewelacji – mimo to wstaję. Zapodaję jajecznicę z ostrą ilością cebulki, robię herbę w kubek i w termosik, do tego kilka kanapek i coś słodkiego w plecak. Biorę mapę śląskiego w rękę i… sam nie wiem ;) W końcu decyzja: podejdę sobie zielonym szlakiem na Kozią Górkę (całe 686 m n.p.m.), potem zobaczę co dalej.

Po 20 minutowym spacerze, przez ślepe uliczki, docieram do Olszówki Dolnej i zielonym szlakiem wkraczam na teren Cygańskiego Lasu. Pierwszy odcinek do Błoni mija mi na rozmowach z pewnym starszym lokalsem, wracającym z zakupów przez las ;) Temat rozmów wiadomo – kobiety, wojna, wojny o kobiety, jednym słowem wszystko o „starych karabinach” :D Żegnamy się i już samotnie, powoli zdobywam wysokość

wśród pozostałości po nieczynnym torze saneczkowym (zbudowanym w okresie międzywojennym, w latach 50. XX w. był to najdłuższy naturalny tor saneczkowy w Europie (2200 m długości i 30 wiraży):

Tę rozdzielnicę nie ja zepsułem: :D

Warunki zimowe są całkiem efektowne:

W końcu docieram na szczyt „Koziej”, gdzie w „Stefance” urządzam sobie mały popasik:

Kilka chwil nad mapą przy herbacie i kanapce zaowocowały planem na dalszą część dnia. Na początek ruszam niebieskim szlakiem do Równi gdzie mijam ewentualna przystań,

potem kontynuuję czerwonym w stronę Magury.

Jest cudnie, jedyny „minus” to taki, że dzięki plusowej temperaturze i delikatnym powiewom wiatru, ten cały śliczny puch, (wydawałoby się),próbuje – w postaci mokrych płatów – lądować na głowie i za kołnierzem, ale co tam, przecież jest cudnie :D

Skrzyczne

Babia majaczy?

za mną… i przede mną:

Schodzę z Magury, mijam goprówkę i zmierzam wprost „na” schron pod Klimczokiem. Dla zainteresowanych jest również boisko do siatkówki:

jak też „inne rozrywki” :D

Decyduję się szybko zejść na Przełęcz Karkoszczonki w celu odwiedzenia tamtejszej Chaty Wuja Toma, złażę zatem kolejno: trochę niebieskim szlakiem, potem zielonym i żółtym. Dochodzę do „placówki” – dziesiątki skuterów śnieżnych i quadów robią na mnie fatalne wrażenie – spożywam własną herbatę i… czmycham stamtąd czym prędzej, najpierw czerwonym wiosennym, potem zimowym:

Szoruję z powrotem w kierunku Siodła pod Klimczokiem. Wcześniej kołatało mi się w głowie szukać wejścia do jaskini W Trzech Kopcach, ale się rozleniwiłem :P , może tam wrócę innym razem bardziej… uzbrojony. Przez większą część drogi towarzyszy mi Skrzyczne:

Docieram do siodła ale już nie zatrzymuję się tylko wkraczam na „zieleń” i obieram kierunek na Kołowrót. Po drodze mijam dwa bliźniacze… „bunkry”

w okolicach których „wywijam dwa piękne orły” ;) Na Przełęczy Kołowrót zmieniam kolor szlaku na żółty i już bez emocji i szaleństw mijam Kołowrót i docieram do punktu wyjścia.

Wypad max niskobudżetowy – całkowity, przybliżony koszt „wyrypy” (sorry za nadużycie ;)) 0zł.

Kilka zdjęć więcej w galerii -> Beskid Śląski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *