Majowa kompilacja

Tegoroczna majówka, miała charakter wyjątkowy, składało się nań kilka wydarzeń. Najważniejszym z nich był niewątpliwie ślub i huczne weselisko moich przyjaciół, Maryni i Bastka. To jednak nie najlepsze miejsce by rozpisywać się o tym ;). Kolejne dni majówki miały już bardziej wertykalny charakter i na tym się skupmy.

Po dwudniowym weselu, mimo niezbyt korzystnych prognoz pogody, zgodnie z wcześniejszymi założeniami udajemy się wraz z Martyną do, oddalonego od Rajczy o zaledwie 80 km, Súľova. Dobrze znana mi trasa mija stosunkowo szybko, jednak towarzyszący nam przez większość drogi deszcz trochę dezorientuje – mamy jednak i plan B na wypadek dzisiejszej niepogody. Gdy dojeżdżamy na miejsce przestaje padać, kierujemy się od razu na camping Putnik. Zgodnie z wcześniej docierającymi do nas informacjami, camping zastajemy opuszczony przez właścicieli. Budynek rejestracyjny, restauracja pozbawione jakichkolwiek oznak życia,  bungalowy zniknęły, prysznice oraz toalety odcięte od wody. Natrafiamy jednak na, pokaźną, nieźle zorganizowaną, grupę dzikich mieszkańców, w większości posługujących się językiem polskim :D
Spotykamy się  z częścią ekipy Młóckarni – nachodząc ich podczas śniadania – przebywającą tu od piątku. Zapoznają nas pokrótce z obyczajami panującymi na przejętym campie. Z powodów niekorzystnych warunków wracają, my natomiast wybieramy się na spacer. Mimo, że jestem tu po raz któryś, pierwszy raz mam okazję przejść się i zobaczyć coś więcej niż połać skały przed sobą ;)

Na początek, za cel obieramy sobie Súľovský hrad. Startujemy z centrum czerwonym, dobrze znanym mi, szlakiem. Po drodze zapoznajemy się bliżej z niektórymi tablicami informacyjnymi ścieżki dydaktycznej ;)

Na niewielkiej polanie o wszystko mówiącej nazwie – Lúka pod hradom – skręcamy w lewo, na zielony szlak. Początkowo idziemy lasem, potem labiryntem skalnym dochodzimy do ruin XV-wiecznego Súľovský’ego Hradu. Jako podstawa posłużyła naturalna skała. Składa się z dwóch samodzielnych zamków – górnego i dolnego. Choć znajdują się tuż obok siebie, z powodu znacznej różnicy wysokości są połączone wybitą w skale galerią tunelową.

Z okna, najlepiej zachowanego fragmentu murów dolnego zamku, roztaczają się niezwykle klimatyczne widoki.

Súľovský hrad to jeden z najtrudniej dostępnych ruin zamków na Słowacji, z którego zachowały się niestety jedynie resztki murów, niegdyś szczelnie chroniące przestrzeń pomiędzy skałami. Trzęsienie ziemi w 1703 roku bardzo uszkodziło, już wtedy zaniedbaną, budowlę, która nie została już nigdy odnowiona.

Na najwyższych tarasach twierdzy, urządzamy sobie krótki popas, delektując się niezwykłym otoczeniem.

Czas jednak zbierać się dalej, gdyż nie zamierzamy skończyć tylko na Súľovskim hradzie. Wracamy na polanę Lúka pod hradom i stamtąd kontynuujemy wędrówkę czerwonym szlakiem w kierunku masywu skalnego Brady, skręcając we wszystkie możliwe ścieżki pretendujące do ścieżek prowadzących w punkty widokowe. Na jednej z nich spotykamy „koleżankę”.

Tutejszy las robi na nas ogromne wrażenie, jakbyśmy nagle wylądowali w innym świecie. Wokół nas wszechogarniająca zieleń.

Spacer, który sobie urządzamy to również doskonała okazja obczaić nowe, nieeksplorowane wcześniej rejony wspinaczkowe ;)

Tu na pewno wrócimy :D. Nieopodal, tuż pod Bradą, znajduje się doskonały taras widokowy na wspaniały amfiteatr skalny Súľovskich turni i ścian.

Tu również, spotykamy się z Olgą i Sebastianem, którzy bawią w Súľovie od początku majówki. Umawiamy się na piwo wieczorkiem i idziemy dalej, oczywiście węsząc wszelkich możliwości odbicia ścieżki do punktów widokowych. Jeden z kolejnych, bardziej godnych uwagi, to ten w okolicy Rohaca.

Tu też opuszczamy czerwony szlak na rzecz zielonego prowadzącego nas w kierunku Rohackiego Siodła. Załapujemy się jeszcze na piękny widok na Bradę.

Na rozgałęzieniu szlaków przy Prístrešok v Roháčskom sedle skręcamy niebieskim szlakiem w kierunku powrotnym do centrum Súľova.

Szlak niebieski wiedzie początkowo lasem, potem zataczając łuk prowadzi do samego Súľova. My, by skrócić sobie drogę do Koliby pod Skalami, gdzie mamy zamiar coś przekąsić, odbijamy ze szlaku przez łąki pasterskie, mocno uważając by nie wdepnąć w „skarby” pozostawione przez owce wypasane na stokach. Zaoszczędzamy w ten sposób sporo czasu. W kolibie spotykamy Olgę i ekipę, dosiadamy się i zamawiamy bryndzové halušky, w zestawie ze złocistym Svijanym. Chyba nie muszę pisać, że smakują wybornie :). Po chwili odpoczynku zbieramy się na camping, tam zaczynamy od rozbicia namiotu. Niestety wieczór robi się paskudny, przenikliwe zimno, wzmożone przez porywisty wiatr, sprawiają, że z wspólnego ustawionego wieczoru nici, wszyscy wcześniej lądują w śpiworach.

Poranek również nie jest zbyt optymistyczny, większość osób, w tym i nasi znajomi postanawia się zwinąć. Wykonuję kilka smsów, generalnie wszędzie ma być podobnie. Postanawiamy zaryzykować, zjeść na spokojnie śniadanie i pójść w skały, w końcu ma się rozpogodzić. Ku naszemu zadowoleniu, tak też się dzieje.

Zaglądamy najpierw pod VPN. Tu, ku naszemu zaskoczeniu, działa już jakiś kurs, do tego wieje i choć słonko zaczyna przyświecać, decydujemy się iść dalej, na Tabule. Klasyczne miejsce na pierwszy Súľovski raz, a moja partnerka właśnie pierwszy raz gości w tym miejscu ;)

Pod Tabulą pusto, cicho, wszechpanujący spokój. Żeby się rozruszać, zaczynamy od jednej z prostszych propozycji, prowadzący zacięciem, Krikovy Kut, 4. Zimna jeszcze skała i nierozgrzane ciało sprawiają, że brak płynności w ruchach. Następnie Martyna wbija się na nieco trudniejszą drogę Celkom pekna (5), ja już kiedyś ją robiłem więc odpuszczam i wybieram dla siebie Spagety plus (6-). Ciało bardziej rozgrzane, od razu lepiej. W międzyczasie dociera pod Tabulę jakaś grupa słowacka. Kontynuujemy wspinaczkę na drodze Vajdator (6). Bardzo ciekawa linia, wymagający start, do którego się trzeba przyłożyć, potem ładny ciąg przechwytów w pionie, następnie przewieszka z dobrze uklamionymi chwytami. Godna polecenia droga! Jako, że zrobiło się naprawdę ładnie, Martyna – zaopatrzona w „coś słodkiego” – postanawia do mnie dołączyć.

Spędzamy parę minut na Tabuli, po czym zjeżdżamy. Podobno pierwszy zjazd w sezonie bywa toporny, nam idzie jednak całkiem sprawnie ;)

Po zjeździe, postanawiamy nieco „powęszyć” w pobliżu. Najpierw zaglądamy pod Veže nad Ohniskom, tu jednak interesujące nas drogi są zajęte. Znajdujemy też obitą połać skały, nie występującą w przewodniku – cóż, to nie nowość dla mnie… Natomiast rekonesans w okolicach Sokolikow, Neviniatka i Ivanki jest dla nas średnio owocny, albo zbyt wymagające linie, albo obicie ze starych zardzewiałych ringów wzbudzających wiele wątpliwości. Postanawiamy wracać w kieruku Skał pod Hradem. Za cel bierzemy sobie Zrkadlo i drogę Krumplik (6-). Mimo niewysokiej wyceny, dość wymagająca z uwagi na siłowy charakter. Po kilkuminutowym reście wbijam się w biegnącą na lewo od Krumplika, drogę Presypacie hodiny (7). Tu poprzeczka zostaje podniesiona znacznie wyżej i choć nie udaje mi się zrobić jej w ciągu, już sama walka daje sporo satysfakcji. Trzeba będzie wrócić i powtórzyć. Martyna postanawia zrobić sobie ją na wędkę, w przeciwieństwie do mnie potrafi docenić również walory estetyczne najbliższej okolicy.

Na tym kończymy, zachodzimy jeszcze w drodze powrotnej do Koliby pod Skalami na, polecaną przez znajomych, cesneková polévke – faktycznie przepyszna! Zgodnie z postanowieniem, decydujemy wracać dziś do Bielska, tam przespać się i w poniedziałek wybrać gdzieś w naszą Jurę. Súľov żegna nas przepiękną pogodą.

*****

Wieczorny przegląd topo, przy paru butelczynach złotego trunku :D wskazuje nam jasno kierunek —> Ryczów. Sam dojazd nie sprawia nam problemów, te zaczynają się w chwili dotarcia do Ryczowa. Odnaleźć miejscową Strażnicę nie jest łatwo, wreszcie z pomocą lokalsów jednak udaje się, parkujemy samochód na parkingu obok niej. Wyposażeni we wszelkie niezbędne artefakty ruszamy, zgodnie z opisem czarnym szlakiem. Po około 500m skręcamy w prawo, w jakąś drogę leśną, która… kończy się po paruset metrach i zmuszeni jesteśmy do rozpoczęcia haszczingu :D Tracimy nieco orientację przedzierając się przez krzaczory, w końcu jednak wychodzimy na polanę biwakową pod Straszykowymi Skałami.

Lokalizujemy w kilka chwil Felina z charakterystycznymi okapami, tym razem jednak w wersji na mokro.

Pod Skrzynią postanawiamy chwilę zabiwaczyć i wrzucić jakieś drugie śniadanie przed wspinaniem, urocza miejscówka na to ;)

Gdy ja powoli sprzątam ten cały majdan „pośniadaniowy”, Martyna lokalizuje Weselną, tam też się przenosimy z gratami. Zaczynamy zabawę od Półeczek (V).

Następnie przesuwamy się w prawo na Lewego Okruszka (IV+), ten nas nieco zaskakuje jak na takie trudności. Po powrocie odnajduję info w sieci, że prawidłowa wycena tej drogi to V+, z tym już się można zgodzić. Kolejna droga – Straszne Kanty (V) – z kolei zupełnie bez trudności, nawet w wersji środkiem płyty na górnym odcinku drogi.

Z Weselnej rozciągają się fantastyczne widoki na Ryczów, Straszykowe Skały oraz Rezerwat przyrody nieożywionej – Ruskie Góry.

Przenosimy się na ścianę główną Weselnej, wbijam się od razu na Diretkę (VI). Piękna droga wiodąca do 2/3 długości rysą na odciąg, na końcowym fragmencie prowadząca, dobrze uklamioną, delikatnie wywieszającą się płytą. Godna polecenia :-). Następnie prowadzimy z Martyną po kolei wszystkie drogi od lewej: Okropne klamy (IV+), bardzo ładny Straszny Filar (V+). Wreszcie ładną, techniczną, prawdziwie tatrzańską Cichą Rysę (V).

Na finał postanawiamy wrócić jeszcze na chwilę na Skrzynię i zakończyć dzień prostą Depresyjką (IV).

W drodze powrotnej, ścieżką przez Rezerwat Ruskie Góry, skręcamy chyba w złym kierunku, efektem czego zamiast koło naszego parkingu przy Strażnicy, wychodzimy jakieś 2km przed Ryczowem. Bywa i tak ;)

Więcej zdjęć w galerii —> Súľov & Ryczów

Comments

  1. Artur Szymanowski

    Fajna majówka, chociaż początkowo pogoda średnia. Ale później się poprawiła :)
    Ten zamek mi się podoba, a widoki z niego są super.

    Wiesz co się stało z Twoimi powiadomieniami o nowych wpisach poprzez RSS? Bo od pewnego czasu Twój kanał RSS nie działa poprawnie.

    Reply
      1. Artur Szymanowski

        Nie, to nie o to chodzi. Problem jest w uszkodzonym kanale RSS. Dopisz do głównego adresu Twojego bloga /feed i zobacz co wyjdzie. Potem sprawdź to samo na moim blogu i porównaj różnice.

        Tobie wyskakuje:
        „This page contains the following errors:

        error on line 698 at column 25: Input is not proper UTF-8, indicate encoding !
        Bytes: 0x1F 0x20 0x7A 0x6D”

        Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *