Koło środy zaczynam śledzić dokładniej pogodę w Tatrach, przede wszystkim rejon Krywania. Weekend rozkłada się mniej więcej tak: sobota lampa, a w niedzielę w okolicach południa możliwe burze… daję znać chłopakom…
Prognozy do końca trzymają się swej wersji, sobota odpada z różnych względów, pozostaje niedziela. Trzeba będzie działać szybko. Ustawiamy się na wyjazd na 4 rano.
Budzę się instynktownie, patrzę na telefon 4:05 – zaspałem! Zrywam się z łóżka i bieg: toaleta, woda, jedzenie, aparat, etc… wrzucam ubranie.., dzwonek telefonu: „Będziemy po Ciebie za chwilę” Zwalniam tempo…
W drodze nie nudzimy się: jazda na wstecznym na autostradzie i inne tego typu „atrakcje” ;) Docieramy do parkingu przy Trzech Studniczkach. Parkingowy o aparycji „Rumcajsa”, kasuje nas 4,80 € za cały dzień, niezrażeni uiszczamy opłatę, zarzucamy lekkie plecaki i w drogę.
Fundamenty spalonego Schroniska Ważeckiego sobie darujemy, wkraczamy śmiałym krokiem na zielony szlak do Polany Trzech Studniczek. Następnie docieramy do zalesionej w większości Polany Krywiańskiej. Na lewo wiedzie niebieski szlak do Doliny Koprowej, nasz kieruje się w prawo. Jest już przerażająco duszno i gorąco! Mijamy po prawej znak ku pamięci partyzanta Stefana Moravki i ścieżkę do odrestaurowanego bunkra partyzanckiego, odwracam się do chłopaków z myślą, może zajrzymy, ale patrzę na ich twarze i dochodzę do wniosku, że… może w drodze powrotnej. Wychodzimy wreszcie z tego dusznego lasu, ukazuje się naszym oczom mały czub Krywania oraz z prawej Kopa Krywiańska. W gęstwinie kosodrzewin i limb, ścieżką poprowadzoną zakosami, powoli pniemy w górę. Kopę jakiś czas mamy już po lewej, widoczność „taka sobie”:
Tatry Zachodnie już „dymią”:
Przed nami powoli ukazuje się Krywań:
Jesteśmy coraz bliżej Wielkiego Żlebu i połączenia ze szlakiem niebieskim „Stasica” od Jamskiego Stawu. Od tego miejsca pniemy się w górę za znakami niebieskimi przez Mały Krywań skalistym zboczem:
Po dotarciu na siodło Krywiańskiej Przełączki odsłaniają się nam widoki na Zielony Staw Ważecki oraz Tatry Wysokie (w końcu!):
Już niedaleko, południową granią z lewej po gruzowiskach osiągamy upragniony szczyt:
Niebo przybiera mroczne barwy, przed nami Grań Hrubego, Niżny Teriański Staw, Hruby Wierch, Wyżni Wielki Staw Furkotny, na drugim planie Mięgusze:
W moim mniemaniu, genialnie z Krywania prezentuje się grań w kierunku Krótkiej i dalej Ostrej. Widzę kolejne wyrypowe cele: Grań Soliska, Grań Baszt z Szatanem w roli głównej (gdzieś już głęboko w głowie zakodowana od czasu wejścia na Rysy Doliną Mięguszowiecką), Rysy, przepiękna Wysoka i Gerlach daleko na ostatnim planie:
Można chłonąć całym sobą te mroczne widoki, ale czas pomału nas goni – do godziny „zero” coraz bliżej, jeszcze tylko foty szczytowe oraz słynna już fota „z ochroniarzami” – Irkiem i Przemkiem ;)
Wpis do księgi:
Czas czmychać na dół. Wzrok dostrzega hordy łaknących zdobyć ten „słowacki Giewont” turystów… Wymieniamy spojrzenia, decyzja – ze szlaku, zamiast przez Przełączkę Krywiańską i Mały Krywań, schodzimy zboczem bezpośrednio do Wielkiego Żlebu, nieco poniżej połączenia szlaków, omijając największe korki. Mimo coraz bardziej zachmurzonego nieba, ludzie nieprzerwanie walą na szczyt. Słychać już burzę, a w powietrzu czuć i widać deszcz:
Zaglądamy jeszcze do wspomnianego na wstępie bunkra, szczerze powiedziawszy spodziewałem się nieco więcej, ot kilka belek:
i biegusiem do samochodu! Troszkę nas moczy deszczyk, ale to ten z orzeźwiających po wysiłku w upale. O 14 meldujemy się na parkingu, gdy go opuszczamy rozpoczyna się regularne oberwanie chmury. Prognoza się sprawdziła, a my trochę współczujemy tym tabunom na szlaku i szczycie…
Więcej zdjęć w galerii -> Krywań