Granią Liptowskich Murów

Nareszcie!
Od ostatniego mojego wypadu w góry minęło blisko 2 miesiące, kontuzja odniesiona na ścianie uniemożliwiła mi jakąkolwiek działalność w górach czy skałach. Dodatkowo wskutek różnych komplikacji nie widziałem się z Tatrami od listopada (czytaj – czarna rozpacz…).

Mój stan powoli poprawił się jednak na tyle, że myśli zaczęły krążyć wokół wyjścia z czterech ścian. Na wspinanie jednak w dalszym ciągu jest zbyt wcześnie, sprawność kolana nie ta. Ale w Tatry – o TAK!

Jako że komunikacja publiczna na linii Bielsko-Biała – Zakopane woła o pomstę do nieba pod barem FIS na Jagiellońskiej jestem dopiero o 11:20. Dwadzieścia minut później mknę wypełnioną po brzegi puszką w kierunku Palenicy. Koło Wodogrzmotów łapie mnie deszcz, ale nie rusza mnie to zupełnie, z cukru przecież nie jestem. Rezygnuję z pomysłu wstąpienia na czosnkową u Zośki w Roztoce, bo knuję plan, że w przypadku popołudniowej poprawy pogody, uda mi się jeszcze tego dnia coś ukłuć. Wrzucam więc kilka orzechów laskowych „od Amelii” i pociskam ku Piątce. Tutaj w zasadzie nie ma opowiadać – idę nieśpieszno, czasem „se coś pstryknę”, np. strumyczek.

Po wyjściu z lasu, rozpogadza się i deszcz ustaje, jest nadzieja na lepsze popołudnie.

Na rozdrożu szlaków dwie dziewoje ostrzegają mnie, żebym nie szedł tym strasznie stromym zielonym szlakiem, czarny jest dużo łagodniejszy. Zamieniamy kilka słów i idę dalej oczywiście zielonym :mrgreen: Po około piętnastu minutach docieram do Siklawy, ta dziś wyjątkowo urodziwa ;)

Powoli dobijam do schroniska.

Zamawiam pomidorową a potem rozmawiam dłuższą chwilę z pewnym Słowakiem :P

Podczas jakże przyjemnej i owocnej konwersacji rozglądam się tu i tam.

Niestety po blisko godzinie pogoda psuje się na dobre, burza + ulewny deszcz skutecznie udaremniają jakiekolwiek wyjście w góry dzisiejszego dnia, no trudno, jutro też jest dzień. Wieczór zatem upływa przy rozmowach i piwku w towarzystwie poznanej trójki chłopaków z Cieszyna i paru innych. Niestety w moich oczach Piątka coraz bardziej przypomina swego rodzaju „mordownie”. Hordy przypadkowych osób szukających wyłącznie miejsca na imprezę i popijawę, temat górski jest u nich marginalny jeśli w ogóle występuje, no ale dość o tym.
Gdy późnym wieczorem wszyscy rzucają się w wir zajmowania, wolnego jeszcze miejsca na glebie, ja w spokoju rozkładam się na zewnątrz. Mata plus śpiwór i nocleg na świeżym powietrzu na platformie to jedyny słuszny patent na nocleg w Piątce ;)

Wstaje wraz ze wschodem słońca, poranek w przeciwieństwie do wieczoru bajka, o 5:20 wyruszam w drogę.

Pięknie ze szlaku prezentują się Miedziana, jak również Szpiglas i Kostury.

Dolinka Pusta wraz z otaczającymi ją szczytami kusi i zaprasza w swoje podwoje, ale nie tym razem.

Zachwyca majestatyczny Masyw Świnicy – górujący nad Dolinką pod Kołem.

Pierwszy etap, dotarcie na Gładką Przełęcz za mną, stąd rozpościera się piękny widok na pierwszy z moich dzisiejszych celów, Walentkowy Wierch,

jak również Zawory, Cichy Wierch, Liptowskie Kopy.

Są takie chwile w górach, które mogłyby trwać wiecznie, niezmącony spokój, te na Walentkowym Wierchu niewątpliwie zaliczają się do właśnie takich.

Warunki sprzyjają kontemplacji, drugie śniadanie w atrakcyjnym towarzystwie.

Ze szczytu, zza Hrubej Grani doskonale prezentuje się wyniosły Krywań.

Dalszy ciąg grani, w kierunku Świnicy to już wyzwanie wspinaczkowe, niezbyt trudne technicznie ale ze względu „dużą ilość powietrza” po obu jej stronach bez liny i partnera nie na dzisiaj. Ja wracam ku przełęczy.

Stąd dalsza droga wiedzie łatwą trawiasto-skalną szeroką granią na szczyt Gładkiego Wierchu rozszczepionego charakterystyczną zapadliną. Ten kawałek grani od Walentkowego Szczytu już za mną.

Ale sporo jeszcze przede mną.

Ze szczytu rozpościera się również fantastyczny widok na Zamarłą Turnię, Kozie Czuby i Kozi Wierch. Już nie mogę się doczekać jak wrócę tam w innym celu niż turystyczny ;)

Schodzę Z Gładkiego Wierchu Kotelnicą, grań ta prowadzi przez trawiaste garby przechodzące miejscami w bardziej skaliste i urwiste występy. Co jakiś czas przystaję i zachwycam się otaczającymi mnie okolicznościami, nie bez kozery miejsce to jest jednym z piękniejszych. Za mną w oddali przebijają się Tatry Niżne.

Po mojej prawej Dolina Piarżysta i Dolina Ciemnosmreczyńska, górujący nad nimi Pośredni Wierszyk (tam już byłem ;-)), z kolei nad nim panujący niepodzielnie Hruby Wierch.

Nieco za mną z lewej Dolinka pod Kołem i Dolinka Pusta wraz z otaczającymi je szczytami.

Przedostatni skalisty występ to najtrudniejsze (nieco trudno / I) miejsce na grani, wiedzie w dół stromym kominkiem po jego lewej stronie. Chwila emocji i jestem na dole. Stąd już bez problemów do siodła Czarnej Ławki. Po mojej lewej majestatycznie prezentująca się D5SP.

Z Czarnej Ławki najpierw stromo do góry na Niżni Kostur, a potem węższą granią obchodząc nieco prawą stroną przez Wyżni Kostur na Szpiglasowy Wierch będący zarazem najwyższym szczytem Liptowskich Murów. Tutaj dokańczam przejście całości Liptowskich Murów gdyż odcinek Szpiglas – Wrota szedłem już wcześniej. Plan wykonany :) A oczy podświadomie uciekają w kierunku kolejnych wyzwań.

Kilka łyków herbaty, ostatnie spojrzenia na kolosy, część z nich poznałem już z bliska, kolejne przede mną.

W głowie już masa kolejnych planów, bardziej wymagających. Dzisiejszy dzień jednak niewątpliwe należał do bardzo udanych. „Zbiegam szybko” – na tyle ile to możliwe na rekonwalescenta – ceprostradą do Morskiego Oka. Tam piwko, bigosik i tomik Mięguszy :D Spotkam chłopaków poznanych dzień wcześniej w Piątce i zabieram się z nimi do BB (dzięki za podwózkę) ;)

Krótko podsumowując:

  • piękny kawałek głównej grani Tatr Wysokich,
  • liczba spotkanych zwierząt = 0,
  • liczba napotkanych kwiatków ~ setki, w tym zdeptanych = 0,
  • niby łatwo ale niekoniecznie dla każdego, przestrzegałbym przed niedocenieniem, kluczowy blisko 15 metrowy kominek (I – WHP nieco trudno) jest całkiem sobie, plus parę bardziej czujnych miejsc.

Więcej zdjęć -> Walentkowy Wierch & Liptowskie Mury

Comments

  1. Wieczna Tułaczka

    Hej! Jak oceniasz zejście kominem na Czarną Ławkę? Jedni piszą, że da się zejść, inni, że bez liny to zbyt ryzykowne. Masz może jakieś zdjęcie tego trudniejszego miejsca?

    Reply
  2. Mrotschny Post author

    Cześć! Niestety zdjęć z okolic komina nie posiadam. Wg mnie zejść zdecydowanie się da, komin jest bardzo dobrze urzeźbiony, choć początkowo ekspozycja zrobiła na mnie wrażenie. Oczywiście moje odczucia mogą być bardzo subiektywne.

    Reply
  3. Wieczna Tułaczka

    Że ekspozycja jest to właśnie wiem – koleżanka doszła do komina i nie zdecydowała się schodzić bez liny (zwłaszcza, że było wtedy trochę śniegu. Ale cieszę się, że komin jest dobrze urzeźbiony. :D Dzięki za odp. :)

    Reply
  4. Mrotschny Post author

    Z początku pomyślałem: „To na pewno tędy?” Wtedy już się trochę wspinałem, więc mogłem już mieć łeb odrobinę skażony i moja ocena również może taka być ;)

    Reply
  5. Wieczna Tułaczka

    Spoko, nie będziesz miał mnie na sumieniu. ;) Mój łep nie jest skażony wspinaczką, więc pewnie bez liny i tak nie przejdę. Albo zdecyduję się na przejście w odwrotnym kierunku – pod górę pewnie będzie zdecydowanie łatwiej. :)

    Reply
  6. Dr Stein

    Dzięki za opis i zdjęcia. Zamierzam wkrótce przejść tą grań i zbieram informacje o tej drodze. Trudności technicznych raczej się nie obawiam. Jest jednak inna rzecz, a mianowicie ryzyka spotkania ze strażą graniczną lub strażnikami TPN. I tego się trochę boję, bo to spotkanie raczej nie byłoby miłe. Ten teren jest przecież niedostępny dla wspinaczy. Co byś zrobił w takim przypadku? Czy miałeś jakąś gadkę przygotowaną, żeby potraktowali Cię ulgowo? Czy też mandat jest w takie sytuacji po prostu nieunikniony? Byłeś kiedyś w takiej sytuacji? Pozdrawiam.

    Reply
  7. Mrotschny Post author

    Teren ten – tak jak piszesz – jest nieudostępniony dla taternictwa. Jeśli decydujesz się na wejście – robisz to tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność i musisz liczyć się z konsekwencjami. Porad i wskazówek „co robić” podczas ewentualnego spotkania z filancem nie udzielam.
    Pozdrawiam.

    Reply
  8. Dr Stein

    Dzięki za odpowiedź. Tak, liczę się z konsekwencjami. Gotów jestem je ponieść, bo siła która przyciąga mnie w to miejsce jest większa niż strach przed mandatem. Myślę, że znasz to uczucie.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *