Drugi weekend października mieliśmy z Nucteą od dawna zarezerwowany na wspólny wypad w góry. Niepewnym było tylko miejsce i charakter wyjazdu. Gdy wydawało się, że ostatnie przygody na Batyżowieckim mogą być zakończeniem letniego wspinu w Tatrach – październikowe, korzystne warunki i prognozy, pozwoliły skoncentrować nam uwagę na kolejnym, atrakcyjnym celu tym razem po polskiej stronie.
Jako, że po sezonie, do Zakopanego dostać się z Bielska-Białej komunikacją publiczną jest wcale nie łatwiej niż z Poznania, spotykamy się w… Krakowie. Stamtąd, razem już dojeżdżamy do Zako. Po małych zakupach ładujemy się w busa do Palenicy i objuczeni tobołami asfaltostradą rozpoczynamy nasz trip. Za Wodogrzmotami odbijamy w Dolinę Roztoki, czym znacznie minimalizujemy towarzystwo na naszej marszrucie. W miejscu – gdzie szlak czarny odchodzi od zielonego – noszącym uroczą nazwę Rzeżuchy, łapiemy pierwsze widoki na Kozi Wierch, Granaty, Buczynowe Turnie, Buczynową Dolinkę, a także Wołoszyn. Uroku temu widokowi dodają licznie rosnące jarzębiny, jesienią tworzące piękną paletę barw.
Docieramy do „piątki” nieco zmęczeni, godzina również niewczesna. Zajadamy się pomidorówką i decydujemy, że wspinanie dziś sobie darujemy. W zamian za to uraczymy się małą pętelką wokół D5SP ;) Zdjęć (kilka) z naszego – pełnego wizualnych wrażeń – spaceru poniżej.
Już po zmroku wracamy do Piątki. Odzyskujemy – przechowywane tam – nasze graty i zasiadamy do schaboszczaków z piffkiem ;) Wieczór upływa nam na rozmowach, sporach :D i analizie celów kolejnego dnia. Po osiągnięciu konsensusu, zalegamy (niejako moją tradycją już) na zewnątrz schroniska na betonowych platformach. Spać wewnątrz, pośród tego dusznego motłochu sobie nie wyobrażam, bez względu na porę roku. W nocy budzą nas nieoczekiwane chluśnięcia, zacinającego i zawiewanego deszczu w twarz. Przewracam się na drugi bok, w głowie, jednakże rodzi się niepokój, co z jutrem..?
Na szczęście to tylko przelotne słabe i przelotne opady :) Rano jest sucho i zgodnie z prognozami całkiem nieźle. Pałaszujemy śniadanie i ruszamy pod Zamarłą Turnię. Po przekroczeniu Dolinki Pustej ukazuje nam się w całej okazałości nasz cel.
Nie sposób nie zauważyć, że południowa ściana przyciąga mnie. To moje trzecie z nią spotkanie. Po kursowej, pięknej drodze Motyki i naszych lipcowych zmaganiach na Lewych Wrześniakach, tym razem za cel obieramy sobie Festiwal Granitu, piękną kombinację historycznych dróg na Zamarłej Turni, pokonywanych pomiędzy 1909 a 1933 rokiem.
Podchodzimy wraz z innym zespołem, po krótkiej rozmowie, okazuje się, że nie będziemy sobie wchodzić w drogę – ich celem jest Klasyczna. Pod ścianą szamamy drugie śniadanie, i szpeimy się. Ustalamy, że połączymy pierwsze dwa wyciągi.
*„Zacięciem środkowej części pd. ściany (Zacięciem Komarnickich). Droga w dolnych partiach b. trudna, a w górnych nadzwyczaj trudna, w całości b. eksponowana i piękna; skała mocna (…).
(…) w górę jedną z trzech równoległych, b. stromych skalistych rys (nieco trudno) na trochę mniej spadziste, trawiasto-skaliste stopnie i nimi nieco w górę. Na lewo spostrzegamy wielkie, kominkowate zacięcie, ciągnące się wprost w górę środkiem płytowej ściany i zwrócone w prawo. Stanowi ono naszą dalszą drogę. Ze wspomnianych skalisto-trawiastych stopni, trawers w lewo środkiem stromej czerwonawej płyty do trawiastej rynny, z której od razu na jej lewe żeberko, ni tylko kawałek w górę, po czym w lewo do opisanego wielkiego zacięcia.”
Startuję zgodnie z opisem środkową, nieco trawiastą rysą ze stopniami, w górę. Potem delikatnie odbijam w lewo, omijam miejsce gdzie można założyć stanowisko, przewijam się przez kant i na wygodnej półce pod Zacięciem Komarnickich montuje stan ze spita i haka. Nuctea szybko dochodzi do mnie, po czym zamieniamy się na prowadzeniu.
„W górę zrazu samym zacięciem, a pod koniec lewym żeberkiem zacięcia na duży trawiasty taras”.
Na trawiastym tarasie Nuctea zakłada stanowisko, słyszę komendę „możesz iść”, więc „płynę” :mrgreen:. Zacięcie Komarnickich robi wrażenie, piękne, czwórkowe, przyjemne wspinanie, kilka stałych punktów (haki), uwielbiam takie formacje, a chyba i moja partnerka coraz bardziej przekonuje się do nich ;) Na stanowisku znów zamieniamy się na prowadzeniu, przed nami kolejny trzeci wyciąg – słynny, eksponowany trawers Zamarłej.
**„Trawers w poprzek Pd. ściany. Droga nadzwyczaj trudna, piękna i oryginalna, niezwykle eksponowana”
(…) dalszym trawersem obniżając się na płyty, i powrót na półeczki pod przewieszkami. Stąd 6-metrowy trawers na rękach (w połowie są b. małe stopnie, na których można wytchnąć) do łatwiejszej części półeczki, którą teraz aż na dolną część obszernego, nachylonego, płytowo-trawiastego tarasu”.
Ze stanowiska idę prosto w górę, przez kilka małych półeczek i ląduję na trawersie. Na początku hak, przedłużam pierwszy przelot, żeby mnie przesztywnienie nie zżarło. Dalej po nikłych stopniach bądź bez, z użyciem lepszych lub słabszych chwytów zaczynam trawers. Dostrzegam wysoko hak, nie bez gimnastyki zakładam przelot i przechodzę kawałek pęknięciem, dopóki pas okapów nie zaczyna wypychać. Wtedy znów się obniżam, pęknięcie na ręce, nogi po płycie wyszukują małych stopni albo na tarcie. Lufa i piargi pod nogami robią wrażenie. Prócz trzech haków, asekuracja niezła – dobrze siadają friendy i nawet kość jakaś. Z każdym metrem sobi się coraz łatwiej. Docieram na do stanowiska (łańcuch).
Kolej na Nucteę, przy wysoko umieszczonym haku ma nieco problemów, ze zlikwidowaniem przelotu. W tym miejscu widzę tylko jej nogi, szukające stopni na płycie – mi również nie było tam lekko. Po emocjonującym wyciągu dociera do mnie. Postanawiamy, że od razu pociągnę dwójkowy wyciąg przez płytowy taras i tam na stanowisku pod kolejnym zacięciem zamienimy się na prowadzeniu. Tak też robimy.
***„Prawą częścią pd. ściany (drogą klasyczną, Bednarskiego). Droga nadzwyczaj trudna, b.eksponowana i interesująca, należąca wśród krótszych wspinaczek tatrzańskich do najpiękniejszych; skała na ogół mocna.”
(…) Z upłazka nieco w górę na obszerny, pochyły, płytowo-trawiasty taras (przecinamy tu drogę 163). Następnie: (…) Tarasem w górę z odchyleniem w prawo do stóp b. stromego, prostokątnego zacięcia, ograniczonego z prawej strony grzędą skalną. Zacięciem wprost w górę i w końcu nieco w prawo na siodełko w grzędzie. Z siodełka w górę łatwą, trawiasto-piarżystą rynną wprost na wsch.(główny) wierzchołek”.
Potem jeszcze tylko łatwa dwójkowa rynna i melduje się na wierzchołku, po następnych kilku chwilach dołączam do Niej. Po trzech godzinach na Festiwalu jesteśmy na szczycie Zamarłej Turni, piękną drogą :)
Chwilę siedzimy na szczycie, dzwonię do Betlejemki klepiąc nam nocleg, następnie robimy jeden zjazd do szlaku. Szpej wędruje do plecaka a my przez Kozią Przełęcz schodzimy pod ścianę po rzeczy. Nieśpiesznie gotujemy herbatę, wcinamy obiad w postaci pysznego liofa ;) i zaczynamy przeprawę (kolejny raz) przez Kozią Przełęcz – przenosimy się do Betlejemki. W drodze obserwujemy parę kruków ostro dobierającą się do plecaka zostawionego przez ekipę pod Drogą Motyki :P
Czarne chmury podczas zejścia nie zapowiadają nic dobrego, aczkolwiek prognozy mówiły o lepszej niedzieli, zobaczymy.
Zrzucamy graty w Betlejem i idziemy do Muro na zasłużony posiłek & bro, po czym wracamy do „betlejemskiej przystani”. Tam spędzamy miły wieczór, wśród tatrzańskich (i nie tylko) opowieści sprzed lat, kilku doświadczonych taterników. Uwielbiam takie klimaty!
Wieczór byłby idealny, gdyby nie tragiczna wiadomość, że dziś z Tępej do Doliny Złomisk spadł Władysław Cywiński i zginął… W maju ubiegłego roku, sam poleciałem w żlebie, z tej samej Tępej do tej samej Doliny Złomisk.., być może, z tego powodu jeszcze mocniej uderza ta informacja we mnie :(
W końcu zasypiamy. W nocy mocno pada, do tego wieje porywisty wiatr. Poranek jest mokry. Jako, że musimy być z powrotem dosyć wcześnie, musimy podjąć decyzję, czy wychodzimy rano czy odpuszczamy. Zaplanowaliśmy sobie na dziś Sprężynę na zachodniej Kościelca. Ryzykujemy i idziemy zobaczyć pod ścianę, co by nie żałować. Niestety, Pojezierze spowija mrok i tylko Pośrednia Turnia od czasu do czasu wyłania się zza czarnych chmur.
Zachodnia ściana mokra, Lobby mokre, Byczkowski podobnie, podejście pod Sprężyne zalane, miny nam rzedną zupełnie. Mimo to idziemy dalej. Stanisławski mokry, i choć widoczny fragment pierwszego wyciągu naszego celu zdaje się być w miarę suchy, to wszechobecna wilgoć, czarne chmury, zimno i wiatr sprawiają, że decydujemy się jednak wycofać. Droga poczeka. Ku naszej wściekłości i żalu, gdy jesteśmy już z powrotem na Karbie, zaczyna się rozpogadzać. Podczas zejścia na Czarny Staw mamy już totalną lampę :evil: Już lepiej jakby lunęło. Nic jednak na to już nie poradzimy, nieco zawiedzeni wracamy do Betlejemki. Po przepakowaniu schodzimy do Kuźnic.
W ten oto sposób, kończymy nasz pierwszy letni sezon w Tatrach. W przeciągu paru następnych dni nawali ~30 cm śniegu. Przynajmniej piękna droga padła na koniec ;)
* – WHP 161, Tatry Wysokie, T.2,
** – WHP 163, Tatry Wysokie, T.2,
*** – WHP 159, Tatry Wysokie, T.2,
Więcej zdjęć -> D5SP, Zamarła Turnia (Festiwal Granitu), Hala Gąsienicowa