Bywa nieraz tak, że pomimo tego, że na czymś bardzo nam zależy, brakuje czegoś, by to po prostu zrobić. Zabieramy się za coś lub wybieramy się gdzieś „jak sójka za morze”. Brak jakiejś iskry zapalnej, ekstra impulsu. Tak właśnie było do tej pory ze mną i skiturami. Wszystko ma jednak swój koniec, dający zarazem początek czemuś nowemu. W ostatnią niedzielę dokonało się – tym razem wszystko zagrało idealnie :)
Połowa lutego, teoretycznie środek zimy, jak jest jednak każdy widzi. W dole, praktycznie niepodzielnie, panują wiosna & jesień. Nie zmienia to jednak faktu, że trudno na dupie usiedzieć. Na zapowiadaną, słoneczną niedzielę, planujemy wycieczkę skiturową – tak, nie przesłyszeliście się – skiturową ;) Dla Martyny to rozpoczęcie sezonu, dla mnie stuprocentowy pierwszy raz! Będący zarazem (lubię sobie utrudniać najwyraźniej…) powrotem na narty po kilkunastoletniej (sic!) przerwie.
Za cel, z uwagi na takie a nie inne warunki, obieramy sobie górę prawdziwie narciarską – Skrzyczne. Przypinamy foki i w górę. Pierwszy odcinek, z Soliska na Hale Skrzyczeńską, pokonujemy wzdłuż niebieskiej trasy narciarskiej [4]. Z hali, kontynuujemy trasę łagodnym grzbietem, niebieską [2] powoli zdobywając wysokość. Za nami odsłaniają się coraz szersze widoki na Wyżynę Śląską, o ile właśnie nie zasłaniają nam jej chmury ;) gnane szaleńczym wiatrem, raz po raz przewalające się po niebie. Następnie omijając Małe Skrzyczne, uciekamy w lewo, w przyjemną, spokojną, prawdziwie zimową przecinkę [3], którą osiągamy grań pomiędzy Małym Skrzycznem i Skrzycznem. Przebieg naszej trasy doskonale widać na załączonym poniżej obrazku:
Solisko [4] – Hala Skrzyczeńska [3] – Skrzyczne – Małe Skrzyczne [2] – Hala Skrzyczeńska [4] [7] – Solisko
Nieśpiesząc się wcale, bo niby po co skoro jest tak pięknie, po kilkudziesięciu kolejnych minutach stajemy na Skrzycznem. Pierwsze skiturowe wejście dokonane! :D Nie odpinając fok, „suniemy” do schroniska i choć ludzi sporo – w końcu trwają ferie, dodatkowo mamy niedzielę – udaje nam się dostać stolik przy kominku tylko dla nas. W ciepłym schronie raczymy się sernikiem i gorącą herbatą. W międzyczasie na zewnątrz robi się przepiękna lampa – oczywiście wychodzimy. Ławka do słońca i opalanko ;) Tak leniuchujemy… a kto by to liczył ile, skoro jest tak cudnie ;) Dopiero coraz bardziej wzmagający się wiatr zmusza nas do odwrotu. To jednak nie koniec naszego wypadu, czeka nas przecież jeszcze zjazd, właśnie zjazd… Dla kogoś, kto ostatni raz miał narty na nogach kilkanaście lat temu to niewątpliwie nieco kłopotliwa sprawa. Pozostaje głęboko w kieszeń schować ego, wybujałe ambicje i słuchać pani instruktor ;) Tak też czynię – to jedyna szansa na fun! ;)
Podczas „zsuwania” się granią mamy fantastyczne widoki! Beskidy, Tatry – najwyższy czas na sesje foto – jej próbka pod tekstem. Zjeżdżamy najpierw trasą niebieską [4][2], potem końcówkę czerwoną [7]. Słucham się mojej nauczycielki bacznie, uczę pilnie, a dzięki założeniom, o którym wspomniałem wyżej jest – śmiesznie! ;) Na dole czerwonej, jest trochę stromo i wąsko dla mnie, jak na pierwszy raz po tak długiej przerwie, więc zaliczam efektowny „wlot do lasu” z otarciem się o brzozę, całe szczęście nie kończę jak tupolew :D
Dwa wnioski, dwa zastrzeżenia do siebie po wycieczce:
1) za późno wyciągnąłem aparat :P,
2) poważniejszy – pozwoliłem sobie przez tyle lat zaniedbać narty…
Ale! Poprawię się! Tylko proszę o jedno – ZIMO, NAK@#$%AJ!
Na koniec podsumuje nasz skiturowy trip krótko: pierwsze „sfoczone” kroki, ślizgi, szusy, „uzależniający fresh” na twarzy, szczera, niczym niezmącona radość i już wiem – po mnie ;) To była rewelacyjna niedziela – dziękuję :)
[AFG_gallery id=’5′]
Ekstra!!! Zdecydowałeś się na wypożyczenie nart? Jakie są koszty? :) Ja przyczajam się jeszcze na jakąś łatwą tatrzańską wycieczkę skiturową. Mam nadzieję, że zima mi do tego czasu nie ucieknie :) Pozdrowienia!
Tak, wypożyczyłem cały set (buty, narty z wiązaniami, foki). W Bielsku wyszło 70zł/weekend. Rozglądam się za butami, te w pierwszej kolejności chce mieć własne :) Btw. właśnie podczas poszukiwań, natknąłem się na buty dla… Ciebie – Scarpa Skadi ;)
Ja na razie celuje głównie w Beskidy, oby tylko warunki pozwoliły.. No i przede wszystkim muszę trochę pojeździć, bo aż żal trochę.. Ale w Tatry to bankowo.. tylko odrobinę później.
Pozdrowienia :)
Pingback: Skiturowe za ciosem - Pionowe Myśli