No i mamy wiosnę. Co prawda aura za oknem przypomina bardziej wielki comeback epoki lodowcowej, ale kartka z kalendarza jednoznacznie sugeruje nam – Spring Is Here. Rozpoczęcie sezonu wspinaczkowego to dla każdego łojanta prawdziwe święto. W naszym przypadku – tym razem – przerwa trwała bite pół roku. Stanowczo zbyt długo. Wreszcie jednak nadeszła ta chwila, w końcu jedziemy w skały!
Letni sezon wspinaczkowy 2017 postanowiliśmy rozpocząć tam, gdzie zakończyliśmy poprzedni, czyli na Jurze w Łutowcu. Tak nam się jakoś dobrze kojarzył tamten październikowy weekend, że w zasadzie nie było teraz tematu, gdzie jedziemy. Zwłaszcza w moim przypadku ;)
Na Jurę wyruszamy tym razem już w piątek po południu. Cało-weekendowe wspinanie postanowiliśmy bowiem poprzedzić piątkowym wieczorem przy ognisku. W związku z tym na campie w Podlesicach meldujemy się już w piątek. Kiełbaski, piwko, cydr, doskonałe towarzystwo – pięknie jest, błogo i beztrosko tak – lepszej recepty na idealny wieczór, inaugurujący sezon skalny nie uświadczycie! Wystarczy spojrzeć na powyższe zdjęcie otwierające ten wpis ;)
Nasze sobotnie harce skalne rozpoczynamy na Zamkowej i jej rozgrzewkowych drogach. Zdecydowanie najciekawszą z nich jet szóstkowa Q-twa. W planie mieliśmy kontynuację wspinania na nieco trudniejszych drogach po lewej części Zamkowej. Niestety, z głowy wybija nam to, przybyłe towarzystwo okupujące ten kawałek skały. Widząc i słysząc ich poczynania aż strach przebywać w okolicy, przenosimy się więc na Łysą. Na początek dogrzewający palce, bardzo ładny Sposób na ciąże za V+.
Plan na ten wyjazd zakładał „robić metry” na łatwych drogach. Tak jakoś jednak wyszło, że Nuctea skusiła mnie na Stłuszczenie wątroby VI.1, wykraczające trochę poza ramy „łatwych dróg” na dziś, w moim mniemaniu. No cóż, wypada Jej tylko podziękować. Wprawdzie w najtrudniejszym miejscu, nie udaje mi się wymacać kluczowego chwytu OSem, ale w drugiej próbie już ogarniam. Bardzo przyjemna, fajna droga. Nuctea sieką ją ładnym flash’ykiem. Polecamy :) Pozostałe propozycje Łysej zostawiamy sobie na kolejny raz ;)
Przemieszczamy się na Ule, gdzie podczas jesiennej wizyty upatrzyłem sobie kilka linii. Tym razem łupem padają Wielbiciel Orłów VI.1 oraz Psie oczodoły VI+. Co ciekawe, tę drugą – właściwie to wyjście do łańcucha – odczułem jako trudniejszą.
Nuctea po zrobieniu Wielbiciela Orłów VI.1
Wspin kontynuujemy na Różowej Ściance, gdzie wykaszamy fajną Zemstę Różowej Pantery VI.1+. Jesienią, patrząc z dołu, wydawała mi się jakaś trudniejsza ;) Na koniec Nuctea, metodą „z płytkich fuckerów po krzyzu” na starcie, rozprawia się jeszcze ze Zgonem Różowej Pantery VI.1 – prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia jak Ona to robi, tym patentem bym tego chyba nigdy nie wystartował! ;)
Wieczorem urządzamy sobie ogniskową powtórkę z rozrywki. Tym razem dołączają do nas Leon i Maciek, dwójka znajomych Nuctei z sekcji, spotkani na campingu. Nie wiem jak dla Was, ale w naszym przypadku, weekend w skałach jednoznacznie kojarzy się z biwakiem i wieczorem przy ognisku :)
Kolejny dzień to wspinanie w okolicy Morska. Najpierw – zapomniany chyba nieco przez łojantów – Barwinek. Na wstępie uwaga odnośnie dojazdu. Zdecydowanie odradzamy ślepe zaufanie do GPSa, nas poprowadził gruntówką przez las (miejscami wąsko i głębokie piachy). Co prawda prawie pod samą skałę, ale jednak nie polecamy. Ku naszemu zaskoczeniu i nie mniejszej uciesze, na miejscu okazuje się, że nie ma tutaj nikogo :) Z Barwinkiem związana jest legenda o małżeństwie zamienionym w skałę, stąd też określenie dwóch efektownych baszt wystających ponad wierzchołki drzew liściastego lasu: Żona i Mąż.
Zaczynamy rozgrzewkowo na najprostszych tutejszych trasach ;) Kolejno: Droga Żony V- oraz Glutaminian sodu VI. Następnie coś trudniejszego i znacznie ładniejszego. Polecana przez Nucteę, która miała okazję wcześniej już ją robić – Droga Penisa VI+, na lewej baszcie. Długa, bardzo ciekawa i urozmaicona – dół po niezbyt dobrych chwytach, trzeba popracować na nogach, u góry chwyty już znacznie lepsze, wyjście efektownym przewinięciem. Zdecydowanie jedna z najładniejszych „sześćplusek” jakie robiłem do tej pory. Wyceniona chyba trochę „po staremu”, przejście daje sporo satysfakcji :)
Kolejnym naszym celem jest droga Testosteron VI.1. Gdzieś w połowie drogi urywam spory podchwyt, na szczęście bez żadnych konsekwencji ani dla asekurującej mnie Nuctei, ani dla mnie. Niełatwa w swoim stopniu, trzymająca trudności na całej długości, z nieco psychicznym, technicznym trawersem na wyjściu. Warto zrobić!
Operujące słońce na ścianach, dość mocno utrudniające widoczność w białym wapieniu, skutecznie przekonało nas do zakończenia działań na Barwinku. Postanawiamy udać się na nieodległe Wzgórze Łężec. Spora liczba wspinaczy na Skałach Przy Zamku, jak również słabnący z każdą minutą spręż sprawiają, że efekty naszych poczynań są dość skromne. Zawsze strugam se wariata VI.1 z sytym ruchem po bardzo słabych stopniach i nie lepszych chwytach, na wyjściu do podchwytów w poziomej rysie oraz piątkowe Zacięcie wariatów kapitalną ryską to wszystko co udaje się urobić tym razem. Pewnie jeszcze wrócimy tutaj w przyszłości.
Cóż mogę napisać – rewelacyjny weekend. Pogoda, atmosfera, towarzystwo – wszystko najlepsze. Oby tylko więcej tak dobrze spędzonego czasu w skałach. Nasz pierwszy, tegoroczny wyjazd w ramach wiosennego rozwspinu, zaowocował obiecującym wykazikiem przejść – optymistyczny prognostyk na letni sezon 2017 :)
Łutowiec to spoko miejsce na początek (sezonu, przygody wspinaczkowej…). U mnie bardzo dobrze się sprawdził jako poprawiacz pewności siebie, co pozwoliło mi potem atakować trudniejsze propozycje w innych częściach Jury ;)
Zgadzam się :-) Łutowiec to jedno z najlepszych miejsc na szeroko pojęty „początek”. Pozytywne miejsce ;-)