Skrzyczne, Pilsko – Rysianka. Kaaapitaaalnie!

Uczyniwszy zadość kronikarskim obowiązkom, krótka relacja z ostatniego lutowego weekendu, spędzonego, a jakżeby inaczej – z dwoma dechami w puchu. Tak po prawdzie to przyjemność, a nie żaden kronikarski obowiązek. O tym jak kapitalnie było, pokrótce poniżej.

  1. Piątek, piąteczek, piątunio. Wedle nowej tradycji, piątkowy wieczór można spędzić w jeden sposób – turując na Skrzyczne. Tak też czynimy, w sześcioosobowym – coraz mocniejszym – składzie, sensacyjnie tworzącej się na naszych oczach, sekcji skiturowej TSG Młóckarni (a straszą, że ma nas być jeszcze więcej) ;)

    Mrotschny, Bartek, Zenek, Bastek, Konrad, Marta M-W

    W Schronisku na Skrzycznem lecimy po standardzie: przyjemny kominek, zdrowe żarełko, przepyszne piwko, ciekawe opowieści różnej treści. Jest błogo i wesoło.

    Po około godzinie dociera do nas Rafał, siódmy do naszego turowego teamu. To oznacza jedno.. czas zbierać się w dół. Warunki do zjazdu ciężkie, sporo zlodowaciałych brył, a także znacznie pogarszające widoczność armatki śnieżne. Mimo niesprzyjających warunków, z każdym kolejnym zjazdem czuję się coraz pewniej :) Na dole głośno odśpiewujemy „Sto lat!” dla Marty, która dosłownie „wjechała” w swoje urodziny ;) i rozjeżdżamy się do domów. No bo przecież sobota czeka ;)

  2. Kaaapitalna sobota. W sobotę zapowiadał się „wielki” dzień, po raz pierwszy miałem wystawić swój „turowy nos” poza Skrzyczne ;) Wraz z Rafałem i Martą S-B (nie mylić z Martą M-W ;) ) uderzamy na Pilsko, gdzie odbywa się XVI Puchar Pilska w skialpinizmie, a następnie na Rysiankę, na której z kolei organizowane jest spotkanie Polskiego Klubu SkiTurowego. Startujemy z Sopotni, ale nim wystartujemy, najpierw Rafał zgarnia mnie z Żywca. Przed wyjazdem dogadzamy sobie wybornym naleśnikami roboty Marty – niebo w gębie!

    Ku naszej radości od samego samochodu możemy iść na nartach. Podchodzimy rowerowymi ścieżkami Rafała, pogoda fantastyczna, idzie się mega przyjemnie, czego chcieć więcej.

    Na Hali Cudzichowej zastajemy świetne warunki śnieżne, puch na dobrym podkładzie, żadnych śladów. Nie możemy sobie odmówić przyjemności zjazdu, odklejamy foki i sru. Nie licząc krótkiego zjazdu lasem z Małego Skrzycznego, to mój pierwszy zjazd w puchu – aaaaaaa!

    Aby rozwiać wątpliwości, informuję, że nie było tak płasko jak wyszło to na zdjęciu ;) Po zjeździe przepinamy się ponownie do foczenia i z powrotem na górę. Rafał z Martą zakładają ślad, ja sobie foczę i focę nieśpiesznie na tyłach.

    Hala Cudzichowa jest dzisiaj zjawiskowa, można się zachwycać i tylko trochę żal, że tegoroczna zima daje nam tak mało powodów do zachwytów. No, ale dziś mamy przepięknie.

    Zbliżając się do Hali Miziowej, kilkukrotnie przecinamy trasę Skialpinistycznego Puchar Pilska, między innymi na jednym ze zjazdów.

    Na Miziowej, można doznać lekkiego szoku. Po tym, jakże spokojnym, leśnym foczeniu jedynie naszej trójki, trafiamy w środek prawdziwego ula, gwarno jak na rynku. Zatrzymujemy się tylko chwilę na złapanie oddechu i kontynuujemy podejście na Pilsko, najpierw skrajem nartostrady, potem ponownie własnymi ścieżkami. Jest w tym jakaś magia..

    Wyłazimy na szczyt, nie zatrzymujemy się na nim jednak zbyt długo, szybko przepinając do zjazdu. Rafał z Martą prędko rozwiewają moje wątpliwości którędy/jak będziemy wracać/zjeżdżać. Zjeżdżamy na stronę słowacką do doliny potoku Raztoka. Nie wiem czy jest to najtrudniejszy zjazd ze szczytu, niemniej jednak jest trudno. Mimo, że mam świadomość, że narciarz ze mnie żaden i że narty mam na nogach praktycznie piąty raz w życiu, podświadomie wiem, że poradzę sobie. Nie mogę przecież zawieść moich towarzyszy, którzy obdarzyli mnie swoim zaufaniem. Jadę! Adrenalina idzie ostro w górę, dostarczając niezapomnianych wrażeń. Mimo kilku niegroźnych wywrotek, jest fantastycznie! Chyba dałem radę, w końcu zjechałem żyw ;)

    W dolinie Roztoki zakładamy ponownie foki i podchodzimy do granicznego szlaku dochodzącego z Trzech Kopców na Halę Miziową. Na hali robimy tym razem sobie dłuższą przerwę. Idzie w ruch „osławiona” kiełbaska z grilla i browarek, po spożyciu którego zmarznięci pędem ruszamy w kierunku Rysianki. Rozgrzewające podejście, krótki zjazd i znów podejście na Palenicę, z którego to doskonale widzimy Pilsko oraz początkowy fragment naszego zjazdu.

    Potem kolejny dłuższy zjazd, foki idą do plecaka lub pod kurtkę. Przy zachodzącym słońcu pokonujemy ostatnie podejście do Schroniska na Rysiance, gdzie – zgodnie z planem – spotykamy się z resztą naszej ekipy. Na dobre również, rozgościła się już ekipa Polskiego Klubu SkiTurowego. Wrzucamy szamę, drugie piwko – tyle właśnie wynosi dzisiejszy limit dzienny ;) i z dużym zainteresowaniem przysłuchujemy się prelekcji o dobrze znanych mi wspinaczkowo Dolomitach, tym razem jednak w wersji skiturowej. Chłopaki naprawdę dają czadu! Na drugą cześć pokazu, relację z wyprawy skiturowej w Marokański Atlas Wysoki, nie docieram. Spotykam kilku starych znajomych z którymi ucinam sobie dłuższą pogawędkę. Pozdrowienia Panowie i Panie! Po zakończeniu prelekcji spadamy, tzn. zjeżdżamy tam, skąd przyszliśmy czyli do Sopotni. Zjazd, poza kilkunastometrowym odcinkiem wąskiego żlebu, w którym straszna lichota ze śniegiem kapitalny. Czyli taki jak cała sobota :)

Na koniec, chciałbym podziękować moim świetnym kompanom: Marcie i Rafałowi, którzy wzięli na swoje barki całodniową opiekę nad takim żółtodziobem jak ja ;) Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł się jakoś zrewanżować w jakikolwiek sposób w innej dziedzinie :)

Więcej zdjęć w galerii: Skrzyczne, Pilsko, Rysianka

Comments

  1. Artur Szymanowski

    Taki zimowy warun, to rzadkość w tym roku. Mówię oczywiście o ilości śniegu wraz ze słońcem. Bo pogodowo nie za fajna ta zima. Zresztą śniegowo też nie rozpieszcza.

    Reply
    1. Mrotschny Post author

      To prawda zima nie rozpieszcza, ale dramatu też nie ma, w Tatrach (sprawdzone wczoraj) zapowiada się że jeszcze potrzyma co najmniej do maja ;)

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *