W związku z nieoczekiwanie wolnym od pracy lipcowym piątkiem, w głowie kiełkuje myśl „w góóóóóóóry chcę!!!
Nagabywanie sprawdzonego kompana nie trwa długo – cylon ochoczo przystaje na pomysł zapoznania się z Górami Bialskimi. Swoją koncepcję konsultuję jeszcze z bialskoznawcami – Hoffim i Satanem – grad pozytywu – jedziemy!!!
W piątek wczesnym rankiem zwijam cylona z wrocławskiego dworca i kierujemy się w stronę Nowego Gierałtowa. Po krótkim odpoczynku i posiłku, na ostudzenie szoku wywołanego brakiem sklepu i zasięgu :D postanawiamy zawycieczkować. Idziemy w stronę zielonego szlaku granicznego, ścieżką, którą widzą jedynie oczy cylona :D dla mnie to kupa chaszczy sięgających po szyję… Nie pozostaje nic innego jak zaufać jego góralskim korzeniom ;)
Po pokonaniu katorżniczego podejścia w 9465583658 stopniach Celsjusza odnajdujemy szlak! Przez Pośredni Pomazany i Łupkową, mijając dwuwymiarowy słupek graniczny
docieramy do Kowadła 989 m n.p.m., które raczy nas całkiem przyjemnym widokiem i odludziem.
Wracamy do Gierałtowa i przechodząc przez Bielice odnajdujemy polecone nam przez chłopaków miejscówki (niestety miejsc na ten weekend już nie było).
Sobota – czyli ile przejść można, a niekoniecznie trzeba… ;)
Ruszamy z Bielic szlakiem żółtym, a następnie zielonym, mijamy na Pasiecznej grupę Harcerzy i osiągamy U Smrku (1109 m. n.p.m.) i następnie samego Smreka (1125 m. n.p.m.).
Na szczycie spotykamy kilkoro Czechów pieszych i kilkoro zrowerowanych. Po spałaszowaniu kanapki, wędrujemy bezszlakowo wzdłuż granic. Zostawiamy za sobą Travną Hore (1120 m n.p.m) i udajemy się, zgodnie z Diabelskimi ;) wskazówkami, w poszukiwaniu Postawnej (1117 m n.p.m.).
Dalej nasza trasa wiedzie przez przełęcz Palas do schroniska u Papresku, gdzie osiadamy na chwile osłupieni widokiem „leżącego” przed budynkiem BASENU(!)
Uciekamy z tego dziwnego miejsca i przez Vetrov (919 m n.p.m)
skąd rozpościera się świetny widok na Jeseniki z Pradziadem na czele,
maszerujemy w stronę Starego Mesta.
W miejscowej cukierni ze smakiem konsumujemy kręconego loda i uzupełniamy zapas płynów.
Oglądamy mapę – przed nami kuuuupa drogi – ruszać czas. Z miasteczka musimy dojść do żółtego szlaku na Krupną. Według mapy wzdłuż szosy prowadzącej w to miejsce biegnie szlak rowerowy. Wbijamy się na niego i przez jakże urocze ścieżynki, łączki i pola maszerujemy niestrudzenie do czasu… gdy po swojej lewej ręce dostrzegam wioskę – coś mi nie pasuje. Mapa w dłoń, po krótkiej analizie układu wyciągów przecinających przeciwległe wzgórze dochodzimy do smutnego wniosku – trasa rowerowa wyprowadziła nas na manowce, a widziana przez nas wioska to Kunčice,
którą właśnie powinniśmy mieć po stronie… prawej. Miny nam rzedną, skwar lejący się z nieba staje się jeszcze bardziej dokuczliwy, ale co robić idziemy „na szagę” . Schodzimy z naszego pagóra do Kunčic, następnie pokonujemy elektrycznego pastucha i wbijamy się na łąkę, na której pasie się bydło rogate… Omijamy je slalomem zataczając raz mniejsze raz większe łuki, zależnie od „wyposażenia” stojącej nam na drodze sztuki ;)
Docieramy na grzbiet pagóra i wręcz zderzamy z drzewem oznaczonym biało – żółtą farbą. Pozostaje tylko po wtóre pokonać pastucha i mocno zarośniętą dróżką udać się na Krupną (810 m n.p.m). Po jej osiągnięciu malowniczo gubimy drogę,
ale szybko się poprawiamy i osiągamy rozstaj szlaków, skąd dalej prowadzi nas czerwony, a następnie żółty w stronę Przełęczy Płoszyna. Po jej przekroczeniu, pokonujemy kilka asfaltowych zawijasów by znaleźć się na monotonnej dróżce oznakowanej kolorem niebieskim, zwaną Drogą Marianny. Od Przełęczy Suchej prowadzi nas również kolor czerwony. Rozpędzeni i chyba już nie do końca kumaci mijamy Dukt Czarnobielski i zamiast zawrócić, atakujemy Czernicę… Nim osiągnęliśmy wierzchołek Słońce zaszło. Na szczycie (1083 m n.p.m.) mijamy biwakujących Czechów, focimy „tabliczki”
i nie tracąc już czasu w półmroku pomykamy w stronę Bielic i porzuconego tam auta…
Niedziela – spacerem na Rudawiec.
Wcześnie budzą nas przewdzwięczne odgłosy budzika. Podjeżdżamy do Bielic i wzorem dnia poprzedniego pozostawiamy tam auto. Szlakiem zielonym wędrujemy w kierunku Rudawca. Pogoda piękna, temperatura o porannej porze przyjemna. Szlak prowadzi lasem oraz częściowo przez Rezerwat Puszczy Śnieżnej Białki z imponującym drzewostanem.
Wierzchołek naszego celu podobnie jak pozostałe szczyty Gór Bialskich jest raczej płaskawy i mocno zarośnięty drzewami i krzaczyskami jagód. Pod Rudawcową tabliczką pstrykamy fotę i przedzieramy się przez ww. krzaki na cztery pniaki – miejsce mniej obrośnięte i bardziej nadające się do kontemplowania otaczających nas widoków.
Czasu na westchnienia nie ma wiele, wszak czeka nas droga powrotna do Bielic, Wrocławia i do domów.