Tegoroczne Boże Ciało, zachęceni i zaciekawieni materiałami ze strony toprope.pl, dotyczącymi wspinania u naszych południowych sąsiadów, postanowiliśmy z Martyną spędzić w – enigmatycznych dla nas do tej pory pod tym względem – Czechach. Tym bardziej, iż rejon Bramy Morawskiej, prócz walorów wertykalnych, jest również niezwykle interesujący pod względem turystycznym.
Wybraliśmy bezwinietową opcję dojazdu, kierując się kolejno na Ostrawę (droga nr 647), Příbor (58) oraz Koprivnice (480).
Štramberk, bo tutaj właśnie rozpoczynamy morawski trip, to najbardziej na północ wysunięty rejon wspinaczkowy Bramy Moravskiej. Oferuje wspinanie w trzech sektorach rozlokowanych wokół miasta: Dallas, Váňův kámen oraz największy z nich Botanická zahrada (Arboretum), którą to obieramy sobie za cel pierwszego dnia. Dotarcie na parking, znajdujący się tuż przed bramą zajmuje nam kilka chwil. Skały znajdują się na terenie starego, zamkniętego kamieniołomu, działającego od 1860 do 1920. Dziś stanowi własność prywatną, właściciel jest jednak bardzo przyjaźnie nastawiony do wspinaczy, mile widziana wrzuta „co łaska” do puszki przy wejściu.
Wspinanie w Arboretum to w przeważającej części piony osiągające po 40 metrów długości oraz krawądki wymagające sporej techniki i wytrzymałości. Ubezpieczenie dróg wg czeskich standardów, wymusza odważne wychodzenie ponad przeloty, pierwsze wpinki bywają… bardzo wysoko. Zdarzają się kruche fragmenty, warto asekurować w kasku. Wszystko to, plus mocne wyceny, stanowi o silnie przygodowym charakterze wspinania tutaj. Teren jest mocno nasłoneczniony więc w upalne dni lepiej wybrać się w inne miejsce.
Naszą stramberską przygodę postanawiamy zacząć na czymś prostym, wybieramy drogę Ceska 4 (4R+ST). Tak nam się przynajmniej wtedy wydawało, bowiem mylimy jej start ze Stenką 6- (3R+ST). Nieoczekiwane trudności, rzadko osadzone przeloty powodują wycof, najpierw Martyny, potem mój. Postanawiam spróbować znajdującej się nieco na lewo linii Samotar 5 (4R+ST). Do pierwszej wpiny, ponad 10m nielekkiego – warto dodać – terenu, żywcuję. W połowie mam ochotę się wycofać, ale droga w dół już nie istnieje. Z sercem na ręku i ogromnym westchnieniem ulgi, docieram jednak do pierwszej wpiny. Na podobne emocje wyżej nie mam już głowy, kilka bezowocnych prób i zjeżdżam na dół. Pierwsze zetknięcie z tutejszym wspinaniem jest dla nas brutalne, jest również solidną lekcją pokory. Po kilku oddechach próbujemy raz jeszcze, na łatwiejszych propozycjach prawej części ściany. Tym samym padają nasze pierwsze czeskie drogi, najpierw Normalka 3 (3R+ST), następnie Alenka v riśi divu 4 (3R+ST).
Przenosimy się pod leżącą naprzeciw część ściany, Babi Leto, w trakcie przenosin robimy mały zwiad w – jakże ciekawym – ogrodzie botanicznym i arboretum. Obecnie występuje tu około 1200 gatunków roślin. Znajduje się tu kilka oczek wodnych, umożliwiających egzystencję w pobliżu siebie zarówno flory lubiącej wilgoć, jak i kserofitów.
Po trwających kilka chwil eksploracjach „wracamy do pionu”. Podnosimy sobie nieco poprzeczkę, wspinając się po kolei na trzech ładnych i niebanalnych: Imytubyli 5-(6R+ST), Babi leto 5 (4R+ST) oraz Zkamenele zelezo 5 (4R+ST) Podczas gdy Martyna wyszukuje dla nas kolejnego celu, ja dokonuję oględzin znajdującej się tu Jaskini Pouťovej (43 m), wspominanej już w roku 1880, ale w trakcie eksploatacji kamienia częściowo zniszczonej i zasypanej a potem zapomnianej. Odkryto ją ponownie dopiero w maju 1999, na dnie kamieniołomu.
Nasz nowy cel to droga Meridian 5 (7R+ST), na części ściany zwanej Majova. Już liczba przelotów, jak na tutejsze standardy, wskazuje znacząco na długość drogi. Na pierwszy ogień, zgodnie z naszym zwyczajem idzie moja partnerka. Już po pierwszych ruchach łatwo wyciągnąć wnioski – jest hardo. Tutejsze 5 z całą pewnością ma niewiele wspólnego choćby z Jurajskim V. Pokonuje ją jednak w ładnym stylu, zjeżdżając z nieukrywaną satysfakcją. Kolej na mnie, żeby nikomu nie zepsuć przejścia OS krótko: 40m, spore runouty, wymagająca wspinania się głównie na nogach, mimo że góra mega krucha (asekurant obowiązkowo w kasku!), drogę szczerze polecam – „po niej już nic nie będzie takie samo” – kawał przygody.
Na tym kończymy wspinanie tego dnia i ruszamy na poszukiwanie namierzonego przed wyjazdem campa Rekreačná areál U Kateřiny ve Štramberku. Nie bez komplikacji (recepcjonistka nie za bardzo ogarnia ofertę kempigu w wersji namiotowej ;) ), rozbijamy namiot (cała łąka tylko dla nas :D ) i po szybkim prysznicu postanawiamy wybrać się na wieczorny spacer po Štramberku. Nad miastem dominują ruiny zamku Strallenberg z okrągłą wieżą zwaną Trúba, pozostałością po byłym grodzie, spustoszałym w osiemnastym stuleciu.
Urokliwą ulicą Horní Bašta, zmierzamy prosto w kierunku Miejskiego Browaru, mieszczącego się w ciągu zabytkowych XVIII-wiecznych kamieniczek, posiadających w tamtym czasie prawo produkcji i wyszynku piwa.
Obecnie Miejski Browar warzy dwa rodzaje piwa: jasną 12-tkę oraz ciemne wzorowane na piwie z praskiego minibrowaru U Fleků. My raczymy się oczywiście tmavym, do tego rzecz jasna coś na ząb wg indywidualnych upodobań :)
Siedzimy, pijemy, gadamy, jednym słowem – sielanka. Przed powrotem na camp, postanawiamy jeszcze wejść na zamek, z murów którego roztacza się przepiękny widok na Stramberk nocą.
Po czym nieśpiesznie wracamy na camp i do spania. Nazajutrz po śniadaniu postanawiamy raz jeszcze – z uwagi na piękną pogodę – luknąć na Stramberk, tym bardziej, że zmieniamy miejscówkę. Auto zostawiamy na miejskim parkingu. Idąc w kierunku rynku, mijamy wołoskie chaty zrębowe z XVII i XVIII wieku.
Na kameralnym, pochyłym rynku z barokowymi kamieniczkami, Kościołem św. Jana Nepomucena oraz malowniczą fontanną w centrum, można skosztować, będących symbolem miasteczka – korzennych pierników – Štramberskich uši. Zainteresowanych ich legendą odsyłam do Opowieści sztramberskich.
Z drewnianej galerii Trúby roztacza się fantastyczny widok na miasteczko, okoliczne wzgórza i niedalekie Beskidy. Za jedyne 50Kč nie odmawiamy sobie tej przyjemności.
Ulice Novojičínská i Závišická, na horyzoncie Puntik (511) m), Libhošťská Hurka (494 m), w oddali Oderske Vrchy
Rynek Stramberka, na horyzoncie Cerveny Kamen (690 m), w oddali Radost (1129 m), Velky Javornik (918 m)
W drodze powrotnej do samochodu oczywiście zaglądamy ponownie na ulicę Horní Bašta z ujmującą architekturą ludową chałup.
Pamiętając jednak, że przyjechaliśmy się tu również wspinać, czas uczynić ku temu pierwsze kroki dzisiejszego dnia. Na początek – rejon Černotín-Hluzov.
Černotín to również dawny kamieniołom, w bliskiej odległości przed ścianą znajduje się budynek warsztatu(?), co nieco psuje walory estetyczne miejsca. Wstawiamy się w dwie „czwórkowe” drogi. Masakrycznie zapiaszczony Levy hak 4 (2R+ST) oraz niepodobną do naszych, w tej wycenie Verča 4+ (1R+ST).
Wspinanie tutaj średnio przypada nam do gustu. Postanawiamy skierować się przez Hranice na Potštát, w kolejne miejsce na naszym rozkładzie. Są nim Potštátské skály. Rejon składa się z dwóch okazałych, łupkowych ścian – Starych i Novych Skál – osiągających wysokość 25 metrów, z przyjemnymi krawądkami i ciekawymi liniami. My decydujemy się spróbować swych sił najpierw na Starych skálach.
Zaczynamy od jednej z łatwych propozycji lewej części ściany, drogi Babinec 4 (6R+ST), wspinanie w skale łupkowej to kolejne nowe doświadczenie dla nas, mimo to droga puszcza bez większych problemów. Niestety mamy wyjątkowego niefarta, nim zdążymy wbić się w kolejną linię, przychodzi regularna zlewa. No cóż, nie pozostaje nam nic innego niż w pośpiechu zwinąć wszystkie manele i czmychnąć do auta. Wracamy do Hranic, w poszukiwaniu obadanego wcześniej campa AMK kemp Hranice. W kilka chwil po przybyciu na miejsce, przestaje padać i rozpogadza się. Rozbijamy namiot, gotujemy naprędce obiad i korzystając z ładnego wieczoru ruszamy na spacer ;) Hranice z daleka awizowały nam się raczej jako betonowy moloch, natomiast po bliższym poznaniu okazały się wyjątkowo krasnym miasteczkiem, jak widać pozory mogą mylić. Miłymi dla oka uliczkami zmierzamy nieśpiesznie w kierunku rynku.
Sam rynek Hranic prezentuje się niezwykle korzystnie. Jeśli dodać do tego pogodę, jaka nieoczekiwanie nastała, jest naprawdę pięknie.
Stary ratusz, Miejskie Muzeum i Galeria w Hranicach
Kościół Ścięcia Św. Jana Chrzciciela
Z pomocą multimedialnej informacji turystycznej, znajdującej się na rynku, dowiadujemy się o kilku innych atrakcjach miasteczka, m.in. o hranickim pałacu z końca XIV wieku, będącym obecnie siedzibą Urzędu Miasta. Należy on do najpiękniejszych późnorenesansowych budowli na Morawach.
Kolejnym obiektem wartym uwagi jest synagoga żydowska, wybudowana w mauretańsko-bizantyjskim stylu. Od roku 1943 służy Miejskiemu Muzeum i Galerii do organizowania wystaw współczesnej sztuki plastycznej.
Na koniec, postanawiamy odwiedzić miejscowy park Sady Čs. legií, przekraczając największy lewy dopływ Morawy – piękną Beczwę.
W parku trafiamy akurat na jakiś koncert plenerowy, więc przysiadamy na kilka chwil, racząc się złocistym trunkiem ;) Podczas powrotu na camping, nad głowami, szaleją nam paralotniarze.
Wieczór mija nam błogo przy winie, frytkach, pistacjach i innych opowieściach :D
Kolejny dzień zaczynamy od odwiedzin znajdującej się nieopodal – Hranickiej Przepaści (Hranická propast) – studni krasowej, w której znajduje się druga, najgłębsza na świecie, podwodna jaskinia (373m).
Głównym daniem dnia jest jednak Helfstyn. Pierwszym z powodów jest wizyta w jednym z największych kompleksów zamkowych w Europie Środkowej, zarazem najlepiej zachowanym zamku w Czechach.
Poszczególne części powstawały w okresie od XIV do końca XVIII wieku. W tamtych czasach zamek był systematycznie powiększany i przebudowany. Obecnie rozległy kompleks ruin jest stopniowo rekonstruowany, dzięki czemu w dużym stopniu odzyskuje swój dawny blask. Mimo że najstarsze zamkowe budynki stojące na szczycie wzgórza są w bardzo złym stanie, dają jednak obraz tego, jak wspaniale musiały wyglądać w średniowieczu ich gotyckie wnętrza.
Niewątpliwie będąc w okolicy warto zajrzeć na zamczysko. Powód nr 2 wizyty w Helfstynie, nie mniej jednak istotny, to oczywiście wspinanie. Helfstyn to specyficzny i unikatowy rejon wspinaczkowy, oferujący rajbungowe wspinanie w połogach. Rejon składa się z czterech masywów zwanych Plotnami: Okna (Prvni Plotna), Bezejmennej (Druha Plotna), Odmitavej (Treti Plotna), Matterhornka (Ćtvarta Plota). Skały położone są na stoku góry na której stoi zamek. Bez problemów odnajdujemy pierwszą z nich – Okna. Idziemy jednak nieco dalej, na Bezejmenną.
W maju tego roku Bezejmenna została gruntownie wyczyszczona i na nowo ubezpieczona. Do wspinania przywrócono zarośniętą prawą część ściany i wytyczono na niej nowe drogi. Jako, że trzeba się oswoić z charakterem dróg i przywyknąć do wycen, zaczynamy od najłatwiejszego rzęcha z prawej, drogi bez nazwy za IV. Nie da się zaprzeczyć, jest nieco dziwnie, połogie płyty z nikłą rzeźbą, wymagają głównie tarciowej pracy nóg i technicznego wspinania. Potem padają kolejne, już dużo ładniejsze: Levou ćasti 5+, Pravou ćasti 5+, PHM (varianta) 5+ oraz Plotnou 5+.
Postanawiamy spróbować czegoś innego, w związku z czym przenosimy się na Ćtvarta plotne – wysoki na 35 metrów Matterhornek niewątpliwie robi wrażenie. Wbijamy się w klasyk i zarazem wielce efektownie wyglądającą linię Matterhornek, 6 ***. Blisko 30-tu metrowa, piękna, wymagająca i urozmaicona, w trakcie całej drogi towarzyszące wszech obecnie uczucie „jak w górach”. Dół obity dość gęsto jak na Czechy, w trudnościach w przewieszce rzadko, dokładam frienda dla wzmocnienia psychy. Walka na drodze była ogromna, ale zakończona sukcesem.
Kolejna przez nas wypatrzona linia to Mercedes 5+ ***. Najpierw próbuje Martyna, zatrzymują ją jednak nieoczekiwane trudności. Próbuję zatem ja, udaje mi się przejść 2/3 drogi i nagle robi się niezwykle trudno, stopni brak, chwyty krawądki-żyletki, wszystko to, gdy jestem już „trochę” powyżej ostatniej wpinki – efektem czego odpadam boleśnie uderzając kostką o ścianę. Postanawiamy, że zjadę i na tym zakończymy dzisiejszą działalność skalną.
Wieczorem powtórka z rozrywki, tym razem jednak wino w rękę i na spacer. Zgodnie z dewizą – „idziemy w kierunku muzyki” – trafiamy na miejscową dyskotekę plenerową/urodziny(?) Z niej po kilkunastu minutach wracamy na camping tanecznym krokiem z Pharrellem Williamsem w wersji HAPPY (We are from Hranice) :D
Niedziela zaczyna się standardowo – śniadanie, pakowanie, przy akompaniamencie…, no właśnie, bystre oko znajdzie odpowiedź na zdjęciu poniżej, czego ;)
W ostatni dzień naszego wypadu chcemy odwiedzić znajdujący się rzut beretem – Ołomuniec – historyczną stolicę Moraw. Rozległe ołomunieckie Stare Miasto jest drugim, po centrum Pragi, największym zespołem zabytkowym w Czechach. Zaczynamy przechadzkę od tzw. Dolnego Rynku na którym znajduje się Kolumna Mariacka, upamiętniająca ofiary zarazy morowej, która dotknęła miasto w latach 1713-1715. Dolną część Kolumny zdobią figury ośmiu Świętych posadowione w dwóch poziomach. Figury te przedstawiają patronów chroniących od chorób zakaźnych. Na wierzchu kolumny kręconej umieszczono figurę Najświętszej Marii Panny Immaculaty.
Przemierzając urokliwe uliczki, przechodzimy obok Kaplicy św. Jana Sarkandra, wybudowanej w miejscu dawnego więzienia, w którym w 1620 r. był przetrzymywany i torturowany Jan Sarkander.
Spore wrażenie robią na nas wnętrza jednonawowych, barokowych Kościołów, św. Michała oraz Marii Panny Śnieżnej.
Jednak najbardziej efektowną budowlą w Ołomuńcu jest, przykuwająca uwagę już z daleka, Katedra Św. Wacława.
Świątynia pierwotnie zbudowana była w stylu romańskim. Po pożarze w 1264, została odbudowana w stylu gotyckim. Przebudowa z lat 1883-1892 nadała jej obecny neogotycki charakter z charakterystyczną południową wieżą. Wieża katedry mierzy 100,65 m i jest drugą pod względem wysokości wieżą kościelną, a najwyższą wieżą neogotycką w Czechach. W katedrze znajduje się również największy dzwon na Morawach.
Ciekawostką jest fakt, iż przed katedrą prowadzony jest, przez duchownych, piwny poczęstunek, czyżby rodziła nam się nowa tradycja? Mnie dwa razy nie trzeba namawiać :D
Zaglądamy również na wschodnią część obszaru śródmiejskiego. Dominuje tutaj cerkiew prawosławna – Sobór św. Gorazda – wolnostojąca, symetryczna budowla z ośmioboczną wieżą, którą nakryto cebulastym pozłacanym hełmem zwieńczonym krzyżem. Następnie przemieszczamy się w kierunku Górnego Rynku, gdzie w samo południe mamy okazję zobaczyć prezentację ruchomych figur ołomunieckiego zegara astronomicznego.
Zegar znajduje się na północnej fasadzie ratusza. Umieszczony jest w ostrołukowej niszy o wysokości 14 m. Swój obecny wygląd zegar zawdzięcza przemianom społecznym w latach 50-ych XX wieku i związanej z nimi estetyce socrealizmu. Dekoracja mozaikowa autorstwa Karela Svolinskiego składa się z medalionów umieszczonych po bocznych stronach niszy, które przedstawiają prace charakterystyczne dla poszczególnych miesięcy roku. Łuk niszy natomiast wypełnia motyw tradycyjnej konnej procesji. W części dolnej umieszczono portrety reprezentujące przedstawicieli klasy robotniczej. Budynek ratusza, który dominuje na Górnym Rynku, to symbol gospodarczego i politycznego znaczenia miasta w czasach, kiedy było ono stolicą Moraw.
Na Górnym Rynku znajduje się również – największa barokowa grupa rzeźbiarska w Europie Środkowej, umieszczona w 2000 r. na liście światowego dziedzictwa kultury UNESCO – Kolumna Trójcy Przenajświętszej.
Wysokość kolumny sięga 32 m, a w jej wnętrzu znajduje się udostępniana sezonowo kaplica. Bogata dekoracja rzeźbiarska składa się z 18 posągów świętych, 12 figur Niosących Światło oraz 6 płaskorzeźb z półfigurami apostołów. Grupa Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny umieszczona jest w środkowej części kolumny, zaś na jej wierzchu znajdują się dwie grupy Trójcy Przenajświętszej. Obie grupy wykonano z brązu i pozłocono. Mimo tak wielkiej różnorodności dekoracja ta stanowi jednolitą i harmonijną całość, która już ponad 200 lat przyciąga uwagę zarówno mieszkańców jak i zwiedzających.
Na tym kończymy zwiedzanie tego, nadzwyczaj fotogenicznego miasta. Zachodzimy jeszcze do jednej z knajpek w centrum na obiad, gdzie ulegam pokusie i zamawiam słynne olomoucké tvarůžky. Pycha! Tym samy dobiega kres naszego czeskiego Bożego Ciała ;)
Dla zainteresowanych, więcej zdjęć —> Morawy 2014.06.19-22
Jeśli chodzi o topo to najlepszym rozwiązaniem jest przewodnik Moravské Skály wydany w 2010 r. My korzystaliśmy z materiałów dostępnych na stronach:
www.toprope.pl,
www.horosvaz.cz,
www.goat.cz,
www.lezec.cz
*** Już po powrocie, sprawdzając zasoby internetowe odnajduję najbardziej świeże (kwiecień 2014) topo Matterhornka, na fejsbukowym funpagu Petra Lukeša. Okazuje się się iż, pomyliliśmy obie drogi wbijajac się w inne.
Matterhornek 6, mylimy z – również szóstkową – Venuše – startującą nieco na lewo od Matterhornka, obie łączą się pod przewieszką. Natomiast, drogę Mercedes 5+, mylimy z wariantem Mercedes Benz 7-, no cóż przynajmniej wiem, że nie poleciałem z piątki…
W końcu znalazłem chwilę by przeczytać tą relację.
„śniadanie, pakowanie, przy akompaniamencie…, no właśnie, bystre oko znajdzie odpowiedź na zdjęciu poniżej, czego” – pociąg w tle?
„Do pierwszej wpiny, ponad 10m nielekkiego – warto dodać – terenu, żywcuję. W połowie mam ochotę się wycofać, ale droga w dół już nie istnieje.” – Podobnie miałem ostatnio w Sokołach. Na Bukowych Skałach do pierwszej wpinki też było ok. 8-10m, ale poniżej łatwy teren. Dopiero pod samą wpinką się spionowało i jakieś 2m był nieciekawy teren za jakieś V/V+. Ale jakoś udało się zejść… Pewnie bym dał radę, ale wolałem nie ryzykować,
„no cóż przynajmniej wiem, że nie poleciałem z piątki…” – Hehe, nie jest jednak z Tobą tak źle ;-)
To piwo przed kościołem jakieś lokalne, czy zwykłe?
Trafiony – zgadza się – towarzyszył nam istny koncert kolejowy ;)
Z Czechami jest taka kwestia, że w wielu rejonach ich wyceny nijak mają się do naszych, odczuwalna różnica w zależności od drogi to ~1 stopnia, dodając do tego obicie… no cóż trzeba chyba się przyzwyczaić, po kilku drogach było już lepiej.
Piwko było lokalne, warzone, najprawdopodobniej przez duchownych – extra zwyczaje! ;)
Dzisiaj ruszam do Stramberku, mam nadzieję, że uda mi się znaleźć chwilę na poznanie czeskich skał:)
Nie zdążyłem już odpisać przed wyjazdem wakacyjnym. Udał się wyjazd?
Pingback: Majówkowo część 1 - Pionowe Myśli