Po małych zakrętach „gdzie, kto, kiedy, jak i na ile” suniemy, tym razem przez Cieszyn w kierunku południowym. Niebo spowijają chmury ale prognozy mówią wyraźnie – najlepsze warunki w Súľovie.
Wraz z Patrycją, Elą i Maćkiem najpierw wybieramy się na Tabuľe, tam na rozgrzewkę wbijamy się w proste i smaczne Mňam-Mňam (4+) oraz calkem pekne Celkom Pekná (5) ;) Po tej przyjemnej rozgrzewce pora na coś trudniejszego, wybieramy Koumácke (-7), niestety crux przed stanowiskiem nie puszcza mnie bez bloku. Podobnie sprawa ma się na drodze z którą mam już wcześniejsze porachunki – Modré Misky (6+), dla mnie trudniejszej mimo niższej wyceny. No trudno – następnym razem.
W międzyczasie dojeżdżają do nas dwie ekipy z którymi wcześniej się umawialiśmy. Potem przenosimy się na Trojzubec, ja wstawiam się w Bláźniwy Projekt (-9), oczywiście robię tylko pierwszy fragment drogi do kolucha wyceniane za 6 ;) odcinek ten to nic innego jak genialna ryska pokonywana dulferem. Na pewno jeszcze wrócę na ten odcinek drogi. Reszta kompanii walczy m.in. na klasykach „Adeli”, New Age czy Climbing for All.
Co również istotne, obczajam sobie dzięki pomocy znajomego, kolejne partie skał wcześniej nieznanych mi, Súľovskie topo jest jednak specyficzne ;)
Powoli się zbieramy, niektórzy muszą jeszcze wrócić do Bielska, a niektórzy zejść… do baru na dół gdyż zostają na drugi dzień :D Męski wieczór – zostaję w towarzystwie Dymiona, Zenka i Mariana – upływa w przyjemnej i błogiej atmosferze jak to zwykle w Súľovie bywa ;) Jest tak sielsko że nawet nie rozbijamy namiotów, piękna, ciepła i gwieździsta noc zachęcają do noclegu pod chmurką :D
Niedziela, na rozgrzewkę uderzamy na doskonale znany nam VPN, wraz z Dymionem wybieramy Paramônie (5+), coś się ze mną złego dzieje i notuje falstart, inna sprawa że, start drogi to tak średnio za 5+ jest, ale potem puszcza już bez problemów. Chłopaki robią sobie pierwszy wyciąg sąsiedniej Venusino čaro (6-). Po rozruszaniu kości czas na to co lubią tygrysy najbardziej – wielowyciągi.
Z & M biorą się za Kopa zlosti (6, 5) na Harfie, z kolei nasz cel to klasyk i jedna z piękniejszych dróg rejonu Rapsódia v modrom (5, 5+, -6) na skale Zrkadlo. Postanawiamy pierwsze dwa wyciągi połączyć w jeden i prowadzi je Dymion, potem się zamienimy. Nudy nie ma, w połowie łączonych wyciągów, może nieco wyżej Dymionowi zostaje w ręce kamol wielkości 1,5 litrowej butli z wodą. Najpierw więc wyłapuje odpadniecie partnera a potem robię szybki unik w lewo przed lecącym na mnie sporym odłamkiem skały, na szczęście obywa się bez szkód, tracimy tylko butelkę wody rozwaloną przez kamień. Na wszelki wypadek kask był. Bez przygód już Damian dochodzi do stanu i ściąga mnie. Zamieniamy się na prowadzeniu i przypada mi w udziale jeden z piękniejszych wyciągów jakie kiedykolwiek robiłem, wspinanie że palce lizać! :D Dopadam do stanu nie ukrywając zachwytu i ściągam partnera. Tu robimy sobie przerwę na foty, widoki bajka!
No ale czas zjeżdżać, decydujemy się na zjazd od razu do drugiego stanowiska. Zjeżdżam pierwszy i zaliczam zonka :/ Dojeżdżam do węzła i okazuje się że brakuje mi ~2 metrów do stanu… no nic muszę przyautować się z najbliższego ringa a Dymion zjeżdża już „po bożemu”, przez oba stany. Potem przepinam się ja, zjazd i jesteśmy na dole. Chłopaki w międzyczasie łyknęli jeszcze jedną siódemkę bez nazwy na Chramie, którą ja robiłem w zeszłym roku. Damian w zamian za „przyjemność” prowadzenia auta w drodze powrotnej również dostaje szanse na jej zrobienie – z sukcesem. Czas wracać, ale apetyty ogromnie wzbudzone!
Zdjęcia z przejścia Rapsódi w galerii -> Súľov